— Świetnie wam poszło! — zawołał Charlie po skończonym treningu — A teraz pod prysznice! — dodał — A wy jak już się umyjecie to prosto do łóżek, nie chce byście się mi pochorowali. — powiedział do swoich braci, którzy równocześnie wywrócili oczami.
— Nie mamy pięciu lat. — powiedział Fred.
— Wiem. — przyznał Charlie — Ale będziecie mi potem zawracać głowę przez cały czas. — dodał — A tego nie chcę.
— Poza tym, nie możemy iść od razu spać bo mamy szlaban. — powiedział George obrażony zakładając ręce na piersi.
— Szlaban? Co znowi zrobiliście? — zapytał Charlie.
— Nic takiego... goniliśmy kotkę Filcha... spytaj lepiej kto nam dał ten szlaban! — zawołał jeszcze bardziej oburzony Fred.
— No kto?
— Jo! — powiedzieli w tym samym momencie, a Charlie zacisnął usta w prostą linię, walcząc z tym by się nie roześmiać.
— Myślę, że jeśli dała wam szlaban to miała dobry powód. — powiedział Charlie — I myślę, że naprawdę powinniście zmykać już, bo będzie padało.
— Ale Jo nam nigdy nie dawała szlabanu...
— Właśnie! Mówiła, że mamy zbyt słodkie buzie na szlaban! — zawołał dziarsko George.
— Sami powiedzieliście, że nie macie już pięciu lat. — powiedział Charlie — A teraz do szatni, bo ja wam dam szlaban za nie słuchanie prefekta. — dodał.
Fred i George z obrażonymi minami udali się do szatni, a potem udali się na szlaban. Charlie chciał jeszcz chwilę pobiegać nie zwracając najmniejszej uwagi na okrążające niego i Hogwart ciemnie chmury. Musiał jakoś wyładować swoje emocje. Nie rozmawiał z Josephine od kilku dni. Oboje musieli ochłonąć po kłótni, ale Charlie bardzo żałował tego, że tak bardzo na nią naskoczył. Tak bardzo się zamyślił podczas biegania cały czas w kółko, że zaczęło się już ściemniać. Wrócił gdy było ciemno, bo zajął się jeszcze uporządkowaniem szatni, żeby wszystko nie walało się po podłodze i wrócił do zamku. Był cały mokry ze względu na panującą burzę i większość uczniów pochowała się w swoich dormitorium. Widząc Jo na fotelu tak bardzo zamyśloną, że pewnie nawet nie wiedziała, że panuje burza na dworze, Charliemu serce podskoczyło do gardła. Wziął koc z kanapy i przykrył nim swoją przyjaciółkę.
— Charlie! — zawołała, gdy rudzielec chciał już iść do swojego dormitorium — Jesteś cały mokry! Biegałeś w tym deszczu? Oszalałeś?
— To nic takiego, naprawdę. — powiedział, gdy ona podeszła do niego i rzuciła zaklęcie wysuszające. Jego ubrania były suche w sekundę, ale jego włosy wciąż ociekały wodą. Nie chciał jednak ich suszyć, bo potem stoją mu i wystają na każdą stronę — Dziękuję. — wymamrotał nieco speszony, że nawet o tym nie pomyślał. Chciał w zasadzie się przebrać i schować pod kołdrą.
— Nie ma a co. — powiedziała siadając znów na fotelu i biorąc książkę do ręki.
— Bardzo cię przepraszam za tamto, Jo. Poniosły mnie trochę emocje. — wyznał — Nie miałem... w sensie... ja... ja chcę żebyś ze mną jechała. — powiedział.
— Charlie, nie musisz przepraszać. — powiedziała.
— Chodzi mi o to, że masz rację i, że nie powinienem się tak wtrącać w twoje życie. — wyjaśnił — Martwiłem się o ciebie, to wszystko, ale popełniłem błąd. Przepraszam.
— Charlie. — szepnęła Jo wstając znów z fotela — To ja przepraszam. Po prostu nie chciałam abyś widział mnie w takim stanie, bo byłam okropnie zapłakana i cała czerwona... wyglądałam okropnie.
— Jo, widziałem cię gdy byłaś chora i cała opuchnięta. Myślę, że gorzej niż wtedy wyglądać nie mogłaś. — powiedział, a ona się zaśmiała chowając twarz w dłoniach z zawstydzenia — Wyglądałaś wtedy jak chomik...
— Tak, Charlie, rozumiem. — zaśmiała się.
— Nie chciałem by to tak zabrzmiało, zawsze jesteś piękna i...
— Rozumiem, Charlie. — powiedziała Jo przytulają się do rudzielca, który objął ją tak mocno jak tylko mógł.
— Przepraszam.
— To ja przepraszam. — powiedziała — Musiałam sobie wszystko poukładać w głowie po rozstaniu. Jeśli wciąż chcesz ze mną mieszkać to możemy czegoś razem poszukać.
— Bardzo chcę z tobą mieszkać. — wyznał odsuwając się do niej — Słyszałem, że dałaś moim braciom szlaban. — zaśmiał się.
— Byłam bardzo zdenerwowana. — powiedziała pocierając czoło — Nie mogłam już tego cofnąć. — dodała.
— Nie szkodzi, myślę, że nie będą ci mieli tego za złe. — powiedział — Albo istnieje też możliwość, że będą wypominać ci to do końca twoich dni. — dodał — Wrócili już?
— Nie. — pokręciła głową — Powinni już tu być. — powiedziała — Charlie... jesteś pewien, że chcesz wyjeżdżać już na początku lipca?
— Im dłużej będę zwlekał to tym większa szansa, że się rozmyślę. — wyznał.
— Jesteście już! — zawołała Jo gdy Fred i George weszli do Pokoju Wspólnego.
— Bylibyśmy szybciej gdyby Filch nie kazał nam myć podłóg! — zawołał Fred.
— Na kolanach! — powiedział George.
— Przepraszam, chłopcy. — powiedziała Jo — Już więcej nie dam wam szlabanu. Obiecuje. — dodała.
— Mam nadzieję. Bo było strasznie. — powiedział Fred.
— Jo... oni to robią specjalnie. — powiedział Charlie — Żebyś czuła się winna.
— Było strasznie. — powiedział George — Nie lubię myć podłóg. Pani Norris się poślizgnęła na mydlinach i wleciała w moje nogi. Upadłem i zdarłem sobie łokieć.
— O nie! I co teraz? Śmierć? — zapytał Charlie z lekką ironią — Utną ci rękę!
— Biedactwo. — powiedziała Jo — Mam Ci to opatrzyć?
— Nie. To tak nie boli. — powiedział George.
— Mieliście iść spać! — przypomniał sobie Charlie.
Bliźniaki długo się z nim nie kłócili i powędrowali do dormitorium. Charlie znów usiadł na kanapie.
— Jesteś dla nich za dobra. — powiedział Charlie śmiejąc się.
— Biedny zrobił sobie krzywdę.
— To nie Percy. Nie będzie ryczał z tego powodu. — powiedział Charlie — Uwierz mi, że sobie tylko trochę żartowali. — dodał, gdy brunetka usiadła obok niego na kanapie i oparła się o jego ramię — Nie przejmuj się. — szepnął całując ją w głowę.
— Będę za nimi tęsknić gdy wyjedziemy. — powiedziała.
— Ja też. — powiedział Charlie — Ale wolę na razie o tym nie myśleć. — wyznał.
CZYTASZ
The Dragon's Curse| Charlie Weasley
FanfictionSmoki zawsze były najważniejsze dla Charliego i to zawsze się liczyło. Jednak najważniejsza dla mnie była jego najlepsza przyjaciółka od serca, do której miał słabość i która była w stanie rzucić wszystko i wyjechać z nim do Rumunii. To zawsze była...