Rozdział 40

906 62 21
                                    

Serce w piersi Charliego biło tak szybko, że chłopakowi ciężko było się uspokoić. Panikował. Leżał w nocy w swoim łóżku, nie potrafił zasnąć, a jedyne o czym myślał, to, że zakochał się w najlepszej przyjaciółki, która spała za ścianą. Jak miał teraz na nią normalnie spojrzeć? Jak się w ogóle miał zachować? Miał jej powiedzieć? Najgorsza dla niego była świadomość, że był w niej zakochany już od dłuższego czasu. Miał świadomość, że gdzieś w środku to zawsze była Jo nawet gdy spotykał się z Daphne.

Wyszedł z pokoju aby napić się wody. Rana po poparzeniu smoka piekła go mocno i miał wrażenienie, że nie wytrzyma bólu. Oparł się o szafkę kuchenną i potarł dłonią czoło. Spojrzał w stronę pokoju Jo i jak na zawołanie z pokoju wyszła zaspana dziewczyna. Spojrzała na Charliego i podeszła bliżej do niego.

— Nie śpisz? — zapytała.

— Nie mogę spać. — wyznał czując jak serce mu mocniej bije. Ona mu się naprawdę podobała — A ty co tu robisz? — zapytał.

— Słyszałam jak wstajesz. — powiedziała opierając się blat obok niego — Co cię gryzie?

— Nic. — mruknął — Tylko ból ręki nie daje mi spokoju. — dodał krzywiąc się.

— Posmaruję Ci dłoń tą maścią, którą dostałeś od pani Miron. — powiedziała idąc do łazienki — Usiądź na krześle! — zawołała do niego.

Wróciła z tubką maści i bandażami. Zdjęła ten co miał na ręce a on syknął z bólu lekko odsuwając dłoń. Jo nałożyła na ręce żółtą i zdecydowanie nieładnie pachnącą maść i masowała dłoń Charliego, który krzywił się z każda falą bólu.

— Dziękuję. — powiedział gdy owijała mu rękę bandażem.

— Nie ma za co. — powiedziała — Idę umyć ręce.

Charlie patrzył jak odchodzi i wstał od stołu. Nie wiedział na co właściwie czeka, ale gdy wyszła serce mu znów podskoczyło. Jo pozbierała wszystkie rzeczy ze stołu i dokładnie pochowała.

— Co będziesz teraz robił? — zapytała.

— Nie mam pojęcia. Muszę jutro wstać by iść do pracy. — powiedział.

— Możesz... spać ze mną. — zasugerowała z błyskiem w oczach.

— Mogę. — przyznał idąc za nią do jej pokoju — To nie jest sprawiedliwe, że masz łóżko wygodniejsze niż moje. — odparł gdy już leżeli pod kołdrą.

— W takim razie chyba będziesz musiał spać tutaj. — powiedziała jeszcze bardziej przybliżając się do niego.

— Chyba tak. — szepnął — Dobranoc Jo. — pocałował ją w czoło.

Następnego dnia w pracy uważał na siebie o wiele bardziej. Nie chciał znów straszyć Jo wezwaniem do szpitala, bo smok w niego zionął ogniem. Wrócił do domu dość późno, bo został po godzinach aby pomóc w przenosinach smoka. Znalazł Jo siedzącą przy stole. Niedokładnie widział jej twarz, bo opierała się dłonią o czoło.

— Jo? — zapytał łagodnie, rzucając torbę w bok — Coś się stało? — zapytał.

— Dzwoniła moja mama. — powiedziała Jo podnosząc głowę, na jej policzkach były ślady łez a w oczach już piekły ją nowe — Babcia zmarła nad ranem. — odparła.

— Tak mi przykro. — powiedział Charlie przyciągając do siebie dziewczynę, aby ją przytulić — Tak mi przykro, kochanie.

— To nie może być prawda. — szepnęła — Jutro rano mam samolot do Anglii...

— Mam lecieć z tobą? — zapytał.

— Nie, zostań tutaj. Wrócę za parę dni. — powiedziała.

— Na pewno? — zapytał — Wiem, że czasem nie wyrażałem się o twojej babci.. zawsze miło ale lubiłem ją...

— Chciałabym spędzić kilka dni sama, dobrze? — zapytała.

— Co tylko chcesz. — szepnął — Tak bardzo mi przykro Jo. — odparł, gdy ona mocno pociągnęła nosem.

— Niby wiedzieliśmy, że robi się słabsza ale...

— Nie da się tego przewidzieć. — powiedział Charlie podając swojej przyjaciółce chusteczkę.

Następnego dnia rano Charlie pożegnał się z Jo na lotnisku. Wciąż nie był pewien czy powinien puścić ją samą, szczególnie, że spędziła noc łkając mu w koszulkę. Martwił się o nią. Miał ochotę kupić bilet i lecieć razem z nią, ale skoro ona nie chciała to postanowił uszanować jej decyzję. Szczególnie, że wiedział, że Jo potrzebuje czasu by się po tym pozbierać. Wrócił więc do mieszkania a chwilę później wyszedł do pracy. Tęsknił za Jo. Myśl, że wróci do mieszkania i nie zastanie jej w domu sprawiała, że czuł się okropnie. Miał tylko nadzieję, że wróci szybko.

W środku nocy obudził go dzwoniący telefon. Miał nadzieję, że to Jo, bo nie zadzwoniła odkąd wyjechała, ale się okazało, że to jego mama.

— Widziałam Jo. — powiedziała na wstępie.

— Mamo. Jest środek nocy. — powiedział Charlie ziewając.

— Wiem, kochanie, przepraszam, ale powiedz mi co się stało, że widziałam dziś Jo i dlaczego płakała?

— Jej babcia zmarła. — powiedział Charlie — Jo przyleciała na pogrzeb. Rozmawiałaś z nią?

— Była po drugiej ulicy co miałam ją gonić? — zapytała jego mama.

— Mam prośbę. Gdybyś ją jeszcze spotkała. Przekażesz by zadzwoniła? I czy wszystko z nią w porządku? — zapytał.

— Tak, pewnie, Charlie. — powiedziała Molly — Nie chciała abyś z nią przyleciał?

— Powiedziała, że to tylko kilka dni. — powiedział — Mamuś, wiesz, że cię kocham i mówiłem, że możesz zadzwonić o każdej porze, ale czy mogę iść spać? Muszę jutro wstać do pracy.

— Tak, tak. Dobranoc Charlie. — powiedziała Molly rozłączając się.

The Dragon's Curse| Charlie Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz