Rozdział 13 - Nieskończoność Wszechświata

37 3 1
                                    

Jechali długo. Prawie całą godzinę zważywszy na krakowskie korki, wąskie i kręte ulice, które ciągnęły się wiele kilometrów po opuszczeniu Miasta Królów. Jak przystało na czerwiec, było gorąco i zielono. Nikodem mimowolnie lekko się odklejał od ciała Eryka, żeby dostrzec otaczające go kolory i życie. Mimo, że szybkę w kasku miał zasuniętą, docierał do niego silny zapach lasu.

Teraz nie jechali szybko. Warunki drogowe na to nie pozwalały, ulice nie były w najlepszym stanie. Czarne dziury w nawierzchni co chwilę sprawiały że Eryk zgrabnie, jakby urodził się na motocyklu, przechylał się na jedną lub drugą stronę starając się je ominąć.

Silnik warczał miarowo, a zapach lasu mieszał się z tym który wydzielała skóra Eryka. Mieszanka otumaniająca. W takiej scenerii myśli Nikodema łatwo ulatywały i po chwili zapomniał gdzie i z kim jedzie. Po prostu cieszył się przejażdżką.

Dojechali do jakiegoś miasteczka. Ulica była wybrukowana kostką i ciągnęła się przez cały rynek u którego szczytu stał duży kościół. Przejechali obok niego mijając gromady ludzi którzy spokojnie spacerowali. Zobaczył też gromady uczniów którzy, tak jak on, musieli wracać ze szkoły. Ich świadectwa powiewały na lekkim wietrze.

Przejechali przez rynek i skierowali się w stronę mostu. Przez to, że jechała przed nimi ciężarówka Eryk był zmuszony jeszcze bardziej zwolnić, a Nikodem mógł bez przeszkód przyjrzeć się płynącej pod nimi, niewielkiej rzece.

Wjechali w kamienistą dróżkę, prowadzącą przez mały zagajnik. Eryk zatrzymał się przy wielkiej lipie i zgasił motor. Cierpliwie poczekał aż Nikodem się zgramoli z siedzenia i usłużnie nie skomentował kiedy musiał się go chwycić za ramiona żeby nie spaść.

- Gdzie jesteśmy? – zapytał z nutą niepewności Nikodem. Wokoło był tylko las, którzy rzucał przyjemny cień. W oddali chyba szemrała ta rzeka nad którą przejeżdżali.

Eryk zerknął na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy i wyciągnął rękę po kask. Nikodem podał go bez słowa.

- To obecne miejsce stacjonowania rusałek i pozostałych istot wodnych. – wytłumaczył Eryk ściągając bluzę. Pod spodem miał, (kto by się spodziewał?) czarną bokserkę która apetycznie eksponowała jego ramiona. Zabrzęczały jakieś metalowe elementy przyszyte w bluzie i po chwili Eryk wyciągnął już mu znajome ostrze.

Nikodemowi zakręciło się w głowie.

- Dlaczego tutaj jesteśmy? – zapytał Nikodem usilnie starając się zignorować sztylet, który nie tak dawno był przyciskany do jego ciała. Aż na samą myśl poczuł chłód przy skórze.

- Żywioł Wody to emocje – zaczął mówić Eryk, chowając bluzę w schowku – Każdy zostawia za sobą ślad energetyczny, uczucia. One silnie oddziałują na świat – wbił swoje dwukolorowe spojrzenie w Nikodema, a ten je odwzajemnił mimo że miał ochotę uciec wzrokiem – Jeżeli ktoś będzie w stanie złapać trop, to tylko istoty wodne.

Nikodem pokiwał głową myśląc nad jego słowami.

- Będą chcieli nam pomóc? – zapytał niepewnie – W końcu Olek to ogień... a ogień i woda średnio się lubią.

- Nie bądź uprzedzony – ofuknął go Eryk mrużąc oczy. Zrobił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i przeszedł kilka kroków do przodu, kierując się w górę ścieżki. – Będą chcieli nam pomóc, jeżeli im zapłacimy. A tak się składa, że mam coś czego by chcieli – wyjaśnił protekcjonalnym tonem jakby mówił do dziecka.

Po części Nikodem właśnie tak się czuł. Jak dziecko błądzące we mgle. Nie był pewien co było prawdą, a co fikcją. Świat, który do nie tak dawna uznawał za całkowicie baśniowy, teraz zaczął wkraczać do jego życia. Granice się zacierały.

Czarodziej z KrakowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz