Rozdział 7 - Inne światło

30 3 0
                                    


Wziął szybki, urywany oddech.

– Nikodem! Jesteś tam?! – usłyszał głos Olka i miał ochotę się rozpłakać z ulgi.

Nieznajomy zwęził oczy i czujnie nasłuchiwał, wciąż trzymając ręce chłopaka w stalowym uścisku. Miał lodowate dłonie.

– Wiem, że tam jesteś! Musimy porozmawiać! – dobiegło go po raz kolejny. Wciąż obydwaj stali w tym samym miejscu, a Nikodem bał się drgnąć chociaż o centymetr. Wielkimi oczami wpatrywał się w napastnika, który bezszelestnie wyciągnął z tylnej kieszeni czarny sznur. Nikodem zbladł.

– Nikoś, no otwórz – Olek rzadko zwracał się do niego pieszczotliwie – Wiem, że jesteś załamany tym że Michał zniknął i wybacz, że w szkole cię okłamałem. Ale to naprawdę poważna sprawa, której nie chcę ci streszczać z klatki! Właściwie to wcale jej nie chcę streszczać tylko ci wszystko wytłumaczyć!

To był moment. Moment, w którym ręce porywacza na chwilę zastygły, a oczy rozszerzyły się w wyrazie szoku, kiedy zorientował się, że coś jest cholernie nie tak.

Ale ten jeden moment szoku wystarczył Nikodemowi w którego żyłach natychmiastowo pojawiła się adrenalina. Nie miał pojęcia, skąd poczuł ten przypływ odwagi, ale w jednej chwili wyrwał ręce z uścisku i z całej siły popchnął chłopaka w klatkę piersiową tak, że ten zatoczył się kilka kroków w tył potykając się o kanapę.

Nikodem nie czekał aż nieznajomy się otrząśnie z szoku. Jednym mocnym szarpnięciem zerwał taśmę z ust i krzyknął.

– Pomocy! – w następnej chwili leżał na podłodze w którą uderzył tak mocno, że pociemniało mu przed oczami. Ostatnia część jego zawołania wyszła z niego wraz z uciekającym oddechem. Potem szybko miał przyciśnięty czubek sztyletu pod brodę tak, że wystarczył niewielki ruch szczęki, a ostrze by przebiło skórę.

Ale Olkowi to wystarczyło. Gwałtownie szarpnął za klamkę i, ku jego zaskoczeniu, drzwi się uchyliły. Wpadł niczym burza do środka, a drzwi trzasnęły najpierw o ścianę by potem ponownie się zamknąć.

Nikodemowi żółć podeszła do gardła kiedy dostał mocnego kopniaka w żołądek, a nieznajomy szybko się poderwał z podłogi przygotowując na odparcie ewentualnego ataku.

Ciężkie kroki Olka odbiły się od ścian mieszkania. Nikodem ledwo zdołał się podnieść do siadu, a już widział jak nieznajomy zastyga w bezruchu a wraz z nim kolega Michała. Przez chwilę obaj sondowali się wzrokiem, a Nikodem oparł się ciężko o ścianę żeby spróbować się dźwignąć na nogi.

– Odejdź, Ogarze, to nie stanie ci się krzywda – zawarczał groźnie Olek, wyraźnie zwracając się do nieznajomego. Ten przyjął pozycję bojową z uniesionym sztyletem do góry.

– Zbyt często wchodzisz mi w drogę, Salamandro – odpowiedział chłopak.

– On nie jest tym kogo szukasz – spróbował Olek po raz kolejny, wystawiając ręce przed siebie w jakby obronnym geście.

Przemawiał stanowczo i spokojnie, jakby nie bał się, że lada moment nieznajomy może mu wbić sztylet w brzuch i wypatroszyć jak rybę.

Przez chwilę, trwającą kilka uderzeń serc, nieznajomy nie odpowiadał. Zwęził oczy i przenikliwie patrzył na Olka którego ręce wciąż były wzniesione. Nikodem ułożył dłoń na brzuchu i skrzywił się paskudnie z bólu.

– Nie. Nie jest – powiedział w końcu nieznajomy płynnym ruchem się prostując i chowając ostrze gdzieś między poły swojego ubrania tak naturalnie jakby robił to całe życie.

Czarodziej z KrakowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz