Rozdział 31 - Integracja

27 2 2
                                    


Nikodem wstał żeby otworzyć. Ze zmarszczonymi brwiami podszedł do drzwi wejściowych i ostrożnie zerknął przez otwór, jakby ktokolwiek stał po drugiej stronie mógł mu wypalić oko.

Uchylił usta ze zdumienia.

- Felicja? Sara? Ale... co wy tutaj robicie? – zapytał, kiedy już otworzył drzwi.

Felicja nie wyglądała dobrze, miała opuchnięte i przekrwione oczy i za dużą bluzę. Włosy również związała w niechlujny kok.

Sara miała zaciśnięte usta i mierzyła go obojętnym spojrzeniem.

- Pomyślałam, że przyda ci się pomocna dłoń. Czy nawet cztery... - zaśmiała się lekko Felicja, a w jej głosie pobrzmiewała chrypka. – Możemy wejść?

- Tak, jasne – przytaknął chłopak, wciąż zaskoczony.

Prawdę mówiąc, nie spodziewał się że dziewczyny przyjdą mu pomóc. Niemniej dopadły go teraz straszne wyrzuty sumienia. Nakrzyczał na Sarę, zachowywał się jak rozpieszczony gówniarz, a ona i tak postanowiła mu pomóc. Pomijając własne uprzedzenia.

Poczuł jak gula w jego gardle rośnie proporcjonalnie z wzbierającym wzruszeniem.

- Sara, Felicja... - zatrzymał je zanim weszły do salonu – Ja... Przepraszam. Nie chciałem wtedy powiedzieć tego wszystkiego, byłem roztrzęsiony i chyba faktycznie nie myślałem trzeźwo – zwrócił te słowa do Sary – Przepraszam. I dziękuję. Bardzo dziękuję.

Sara zdobyła się na słaby uśmiech i skinęła mu głową.

- Przyjaciół się nie zostawia, co? – Felicja mrugnęła do niego i wcisnęła dłonie w kieszeni bluzy kangurki. Na niej miała logo jakiejś szkoły, której Nikodem nie rozpoznawał.

Przyjaciół. Odbiło mu się echem w głowie. Mimowolnie się uśmiechnął.

- Cześć! – przywitał się Olek nie wstając z kanapy.

Zarzucił rękę na oparcie, a wcześniejszy wisielczy nastrój wydawał się minąć. Lub Olek tak dobrze ukrywał swoje prawdziwe uczucia, ponieważ Nikodemowi przez chwile się wydawało, że otacza go melancholijna aura składająca się z granatowo-czarnej otoczki.

- No hej, hej – odpowiedziały dziewczyny, ale nie zajęły miejsca na kanapie czy fotelu.

Po chwili Nikodem dołączył. Dochodziła północ. Słońce zaszło już dawno temu, a Kraków powoli budził się do życia. Gwiazdy zostały zastąpione światłami latarni. W Krakowie nie było gwiazd, jedynie czasem Księżyc się przechadzał po nocnym niebie. Dzisiaj nawet Księżyca nie było. Umierał.

Za chwilę wybije szesnasty lipca.

- To... idziemy, czy coś jeszcze? – zapytał niepewnie Nikodem, wciskając dłonie do kieszeni jeansowych spodenek.

Zastanawiał się przez długą chwilę czy nie ubrać sobie długich, ale stwierdził że nie ma takiej potrzeby. Noc była ciepła i bezwietrzna. W dodatku chmury zapobiegały nadmiernemu wychłodzeniu powierzchni ziemi.

- A Maja i Kamil? – Sara zwróciła się do Olka.

- Stado zabroniło im się z nami spotykać – Olek zacisnął usta uciekając spojrzeniem gdzieś w okolice swoich kostek.

Nikodema wcięło.

- Czekaj, co? – zapytał mocno marszcząc brwi.

- Bo jesteśmy Wiedźmami – zapytała Felicja takim głosem, jakby nie była to dla niej szczególna niespodzianka. Spomiędzy jej warg uciekło ciche westchnienie.

Czarodziej z KrakowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz