Rozdział 25 cz.1 - Ostatni pocałunek

27 2 2
                                    


Dziewięcioletni Michał wciąż był miłym i spokojnym dzieckiem. Chodził do trzydziesto-osobowej klasy w której miał przyjaciół i przyjaciółki. Często się zdarzało, że któreś z nich zapraszało Michała do siebie do domu żeby przez kilka godzin się pobawić.

Dariusz i Elżbieta nie mieli z tym najmniejszego problemu. W końcu Nikodem również zaczął chodzić do szkoły, więc mieli więcej czasu dla siebie.

W pewnym momencie poczuli, że ich starszy syn zaczyna się nieco odsuwać od swoich rodziców. Dariusz pękał z dumy ponieważ oznaczało to, że Michał rozwija się prawidłowo i zaczyna się usamodzielniać. W przeciwieństwie do innych dzieci nie przyjmował postawy „ja sobie z tym nie poradzę!". Często się śmiali, że Michał zrobił się Zosią Samosią.

Rzadko prosił o pomoc. Zawsze starał się radzić sobie ze swoimi problemami. Często się jednak denerwował kiedy mu coś nie wychodziło i przez co robił się bardzo nieprzyjemny.

Elżbieta najbardziej przeżywała okres usamodzielniania się starszego syna. Do tej pory to ona była najważniejszą osobą w życiu Michała. To do niej zawsze przychodził kiedy miał zły sen i mówił że „czarny pan" do niego mówi i nie chce dać mu spać.

Elżbieta zawsze wtedy pieszczotliwie głaskała go po głowie i siedziała przy jego łóżku uspokajając go dopóki dziecko nie zasnęło. Michał kochał swoją mamę całym sercem.

Bardziej od nich jednak kochał swojego młodszego brata. Było to doprawdy niezwykłe, Dariusz i Elżbieta słuchając jak ich znajomi opowiadają, że zawsze ich dzieci się biją nie mogli wyjść z podziwu, że Michał i Nikodem byli tak zgranym i kochającym się rodzeństwem.

Michał był kochającym starszym bratem i często się bawił z Nikodemem. Układali razem klocki, czy bawili się na placu zabaw.

Michał nie miał też problemów z nawiązywaniem relacji międzyludzkich. Zawsze na placu zabaw zostawał mianowany kapitanem statku czy królem. Michał nie lubił być jednak w centrum uwagi dlatego swoją posadę często oddawał Szymonowi – chłopakowi, który chodził z nim do klasy i był najgłośniejszym dzieckiem w towarzystwie.

Michał i Szymon się przyjaźnili do tego stopnia, że to właśnie Szymon był pierwszą osobą którą Michał zaprosił do siebie do domu żeby się pobawić. Rodzice jednego i drugiego nie mieli nic przeciwko, dlatego teraz wracali razem do domu.

Michał oddał swoją czekoladkę Nikodemowi, który chodził do pierwszej klasy i miał dzisiaj pasowanie na pierwszaka.

Wracając z Szymonem wybrali drogę przez osiedle. Było na niej pełno krętych i wąskich uliczek zastawionych przez samochody. Gruby baldachim z liści zakrywał ich przed wzrokiem z góry, a pojedyncze promienie kwietniowego słońca przebijały się przez gałęzie znacząc ich twarze świetlistymi piegami.

Była godzina trzynasta, dlatego większość osiedla była opuszczona, ponieważ wszyscy byli w pracy. Żadne dzieciaki też nie kręciły się w pobliskich zaroślach, które de facto były idealnym miejscem na zabawę w zamek.

Szymon wesoło opowiadał mu historię o tym, że jak dorośnie to będzie pilotem samolotu i będzie latał wysoko w chmurach. Rozkładał przy tym ręce na boki imitując samolot i kołysał się na boki wydając z siebie buczący odgłos jak turbiny silników.

- A ja będę księdzem – powiedział z rozmarzeniem Michał, wkładając ręce do kieszeni granatowej bluzy – Takim fajnym księdzem jak ksiądz Rafał i będę ubierał się w te długie sukienki i będę uczył dzieci.

- Co? – zapytał Szymon, krzywiąc się – Ksiądz Rafał jest fajny, ale jest tyle fajniejszych rzeczy do robienia! Możesz latać samolotami ze mną. – zaproponował z całkowitą powagą.

Czarodziej z KrakowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz