Rozdział 35 - Druga szansa

24 2 2
                                    


Lutomir podniósł się z ziemi, odzyskując rezon. Patrzył jak Michał się otrzepuje z białego proszku i zachodził w głowę co takiego jego chłopak wymyślił. Oraz kim była istota której oddał w posiadanie swoje ciało.

Był pewien, że uderzył go na tyle mocno, żeby zwalić Michała z nóg. Za siłą ciosu przemawiało to, że jego włosy na skroni zrobiły się mokre od krwi. Powinno go to pozbawić przytomności na przynajmniej godzinę.

Standardową procedurą Łowu było porywanie siłą wyznaczonych osób, ale wiedział że Michał nie był normalną osobą.

Już sam fakt, że tak bezbłędnie potrafił się zaszyć w jakimś miejscu i nawet Ogary Tropiące Łowu nie były w stanie go znaleźć.

- Kim jesteś, demonie? – Lutomir zdobył się na opanowanie.

Szybkim spojrzeniem omiótł polanę. Widział leżącą bez przytomności Alicję. Wampiry pomimo swojej nadnaturalnej szybkości i siły były zaskakująco bezbronne jeżeli chodziło o sproszkowaną osikę.

Według starożytnych podań wampira można było zabić jedynie osinowym kołkiem. Lutomir przetestował tą informację, jednak wbicie kołka między żebra nie skutkowało natychmiastową śmiercią. Jedynie na jakiś czas zatrzymywało funkcje życiowe.

Sproszkowane drewno był jego autorskim pomysłem. Wbicie kołka między żebra nie było łatwe, zwłaszcza dla zwykłego człowieka. Proszek parzył drogi oddechowe i na chwilę spowalniał pracę zmysłów. Waleriana dodatkowo usypiała zaatakowanego wampira.

Nie mieli dużo czasu, nim Alicja dojdzie do siebie.

Blondwłosy chłopak również leżał na ziemi, ściskając krwawiący bok. Lutomir wiedział że życie żywiołaka, przynajmniej na ten moment, nie jest zagrożone. Tak samo jak tego czarodzieja, z którym przyjaźnił się Michał.

Nie chciał jedynie krzywdzić brata Michała, Nikodema. Wiedział ile ten znaczy dla jego ukochanego i Michał nigdy by mu nie wybaczył gdyby coś mu się stało. Dobrze, że Eryk sam zaproponował unieszkodliwienie go.

Demon do którego się zwrócił lekko przekrzywił głowę jakby w wyrazie zaciekawienia. Nie powiedział ani słowa i podszedł do wiszącego na ziemi wisiorka. Z nabożną czcią podniósł go i lekko ucałował. Lutomir widział jak usta Michała lekko muskają chłodny metal, który zmatowiał pod wpływem jego oddechu.

Potem istota uśmiechnęła się, a Lutomirowi ścisnęło się serce na myśl, że jego kochanek jest gdzieś tam, w jej wnętrzu, zapewne przestraszony i dręczony koszmarami.

- Ach, więc to ty jesteś tym o którym mówił – westchnął demon patrząc na niego białymi oczami. – Lutomir – cmoknął.

W kilku szybkich susach doskoczył do Lutomir i wspiął się na palce zaplatając dłonie za plecami. Patrzył w zaciekawieniu, ale po za tym wydawał się zamienić w słup soli.

Po najdłuższej chwili lekko wyciągnął dłoń i przejechał nią po policzku mężczyzny w pełnym czułości geście. Lutomir stał sparaliżowany i pozwalał robić z sobą co tylko demon zapragnął.

Po chwili ramieniem Michała szarpnęło jakby ktoś za nie pociągnął. Nikogo jednak za nim nie było, a demon zaśmiał się cicho kiedy jego dłoń została oderwana od ciała mężczyzny.

- Spokojnie, przecież nic nie robię – powiedział jakby do siebie, kierując spojrzenie gdzieś w dół. – Nie bądź takim zazdrośnikiem...

Lutomira przeszły dreszcze.

- Korona, tak, tak. Pamiętam jaki był układ – westchnął lekko wywracając oczami. – Bądź tak dobry i oddaj mi koronę – Lutomir prawie przegapił moment w którym istota zwróciła się do niego.

Czarodziej z KrakowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz