Rozdział 57

297 21 11
                                    

– absurdalność bohaterstwa –

Na szybko, zanim zacznę.

Każdy, kto przeczytał już następny rozdział i nie zauważył, że tego brakowało, gratuluję, macie mega spojler. Wybaczcie mi moje roztrzepanie i wrzucenie nie tego rozdziału, ciężki dzień. Ale nie usunę przypadkiem opublikowanego rozdziału, macie go w ramach bonusu na dziś.

To tyle. Miłego czytania :)

W poprzednim rozdziale

– o! Tu jesteście! Wszyscy wyglądacie jak mrówki z tej perspektywy – usłyszałam Dabiego. Ten to ma wyczucie chwili. – O! Udało mi się jeszcze dorwać Shoto? Świetnie.

– Dabi! – usłyszałam również wściekłego Endeavora.

– to było skierowane do mnie? – zapytał czarnowłosy. Słysząc to, już wiedziałam, co on chce zrobić. Ale czemu do cholery teraz? – Mam lepsze imię. Nazywajcie mnie Toya.


Wszystkie słowa docierały do mnie jak przez mgłę. Byłam na granicy omdlenia.

– I wiesz co? Historia mojego życia, trafiła właśnie do internetu! Teraz cały świat pozna prawdziwe oblicze Endeavora! Bohatera numer jeden!

Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Że muszę być przytomna, żeby powstrzymać Dabiego w odpowiednim momencie. Ale na razie jedyne, co krążyło mi po głowie, to to że ledwo mogę oddychać. Że przeszywa mnie ogromny ból.

– musiałeś myśleć, „dopóki patrzę w przyszłość, mogę być lepszy", ale musisz coś wiedzieć. Przeszłość nigdy nie zapomina! Zawsze jest z tobą. Zawsze będzie twoim cieniem.

Nagle prócz Dabiego, zaczęłam słyszeć jeszcze kogoś. Początkowo zdawało mi się to być bezsensownym szeptem, który zakłócał ciszę. Z chwili na chwilę jednak wzmacniał swoją głośność, aż w pewnym momencie, byłam wstanie rozróżnić kilka głosów. W tym jeden doskonale znajomy.

– Zatańczmy, ty i ja, Enji Todoroki!! Zatańcz ze swoim synalkiem! Tutaj, w piekle!

Byłam pewna, że tylko ja słyszę te głosy. Wołały mnie. Kazały mi wstać. Jednocześnie napełniały mnie ciepłem. Przestałam czuć ból. Przestało mi piszczeć w uszach. Znowu miałam siłę się podnieść. Ale jeszcze tego nie robiłam. Musiałam zebrać w sobie siły i myśli. Podniosłam się jednak z ziemi do pozycji klęczącej, zaczynając obserwować zdarzenie.

– nope, jestem zupełnie żywy! I to jest koszmarna prawda TATO! – kontynuował Dabi, jednocześnie uruchamiając swój quirk. Przez moment zastanawiałam się, co chce zrobić, ale szybko uzyskałam na to odpowiedź. W momencie gdy Dabi zrobił krok do przodu, zwiększając otaczającą go ilość ognia, stwierdziłam, że muszę reagować. Przecież on sobie zrobi krzywdę. Sobie, albo swojej rodzinie. A na to pozwolić nie mogę. Obiecałam sobie, że wszyscy przeżyją i dotrzymam tej obietnicy.

Głosy które słyszałam krzyknęły jednocześnie „Ruszaj" i nie wiem jak, ale wyzwoliły we mnie ogromne pokłady energii oraz quirku. Czułam się zupełnie świetnie. Choć wiedziałam, że jest inaczej. Wstając z klęczek wydarłam się na całe gardło, chcąc zwrócić uwagę wszystkich na sobie.

– dość! – krzyknęłam pojawiając się pomiędzy Dabim, a bohaterami. – Wystarczy! Przestańcie! I mnie do cholery posłuchajcie.

Już chciałam zacząć mówić, gdy poczułam jak zostaję delikatnie chwycona w pasie. Chwilę później stałam na dłoni Gigantomachi, stanowczo wyżej od innych, jednak dalej niżej niż Dabi i reszta Ligi. Spojrzałam na olbrzyma i kiwnęłam głową dając mu symbolicznie znać, że dziękuję.

Pokochać złoczyńcę || DabiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz