- ROZDZIAŁ 4 -

146 9 13
                                    

Woda... niektórzy powiedzą, że jest to po prostu ciecz, bez której nie możemy żyć. Jednak ci, którzy doszukują się jej głębszego znaczenia powiedzą, że woda obdarza uczuciowością, czułością, wrażliwością i intuicją. Dzięki temu żywiołowi jesteśmy zdolni do przebaczania, współczucia i empatii. Daje nam spokój, ukojenie, zaufanie. Nasze życie, jest jak woda: trzeba nabyć umiejętności płynięcia z nurtem życia i przystosowania się do tego, co nam przynosi. Nie każdy to potrafi, a niektórzy nawet nie chcą się nauczyć.

Po kilku minutach trasy, dojechaliśmy w pewne niespodziewane dla mnie miejsce. W tym przypadku powinnam panikować, przyjechałam z nieznajomym chłopakiem w miejsce, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Lecz gdzieś w głębi duszy czułam, że potrzebuję tego. Przyglądałam się i czuwałam, gdyby coś niekontrolowanego się stało ale wyglądało na to, że jego zamiary były czyste.

— Co my tu robimy i dlaczego nie zawiozłeś mnie do domu? — zapytałam, nie pokazując skruchy i emocji, jakie jego osoba na mnie wywierała.

— Po pierwsze. Skąd mam wiedzieć, gdzie mieszkasz? A po drugie, lepiej nie wychylać się przez jakiś czas. W przeciwieństwie do mnie, oni bardzo dobrze wiedzą, gdzie mieszkasz. — odparł rzucając kamień do zbiornika wody, nad którym się znajdowaliśmy. — Poza tym... myślisz, że gdybym nie musiał, chciałbym spędzać czas z obcą i niepociągającą mnie dziewczyną? — spojrzał w moje brązowe tęczówki pustym wzrokiem.

Wow, co za dobry początek. Nie ukrywam, jego słowa mnie zabolały, lecz nie chciałam tego pokazywać. Życie nie raz było dla mnie okrutne i nie chciałam po raz kolejny zostać skrzywdzona tylko dlatego, że za wcześnie weszłam w jakąś relację. 

Miejsce, w którym w tamtym momencie stałam, było dla mnie czymś nowym. Była to plaża, lecz nie to było takie wyjątkowe. Nie było na niej nikogo, oprócz nas. Tylko my dwoje na nie za dużej, piaszczystej powierzchni. Szum oceanu, który znajdował się naprzeciwko mnie był kojący. Nie bywałam często nad oceanem, który otaczał nasze miasto. Nie lubiłam prawie naga biegać przed prawie całym miastem, a właśnie tyle ludzi bywało na tutejszych plażach. Tutaj było inaczej, nie było nikogo. 

Tylko my, kojący szum wody i lasu, znajdującego się tuż przy plaży.

Co jeszcze bardziej mnie zdziwiło to zachowanie chłopaka. Kiedy tylko tu przyszliśmy, wszedł na falochron, o którego rozbijały się fale i stał tam podziwiając krajobraz. Na jego twarzy gościł uśmiech, a jego niebieskie tęczówki wpatrywały się skupione na równie niebieskiej, czystej wodzie. 

— Ocean... to jest to, co cię uspokaja? — odezwałam się, przerywając ciszę. 

— To coś więcej, to moje życie. — odpowiedział nie odrywając wzroku od horyzontu. 

— Masz na myśli, że urodziłeś się w domku na wodzie? — zażartowałam, nie do końca zrozumiałam jego słowa.

— Nie, to nie tak. — zaśmiał się, spoglądając na mnie po raz pierwszy od dłuższego czasu. — To jest coś, co zaczyna i kończy mój dzień. Wiatr we włosach, fale unoszące mnie na powierzchni wody. — przerwał, aby wziąć głęboki wdech świeżego powietrza. — Ja surfuję. — dodał po chwili. 

Wow... on surfuje. Wpatrywałam się w niego, jak zahipnotyzowana. Wydawał się być ideałem, lecz tacy nie istnieją i dobrze to wiedziałam. Wtedy jeszcze nie poznałam go wystarczająco dobrze, by dostrzec jego wady.

— Nie boisz się? — spytałam, próbując go lepiej poznać. — To niebezpieczne.

— Jeżeli czegoś się nauczyłem przez moje jeszcze dwudziestoletnie życie, to to, że człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się, gdy zdajemy sobie sprawę, że mamy tylko jedno. — rzekł poetycko, poprawiając swoje włosy, roztrzepane przez wiatr. — Żyjemy po to, żeby próbować innych rzeczy. Jak inaczej będziemy wiedzieć, że coś jest niebezpieczne? — kontynuował swoją wypowiedź. — Umierając na łóżku szpitalnym wolę powiedzieć "Nie wierzę, że to zrobiłem" niż "Żałuję, że tego nie zrobiłem". — odparł, a następnie ucichł, wpatrując się w powoli zachodzące słońce.

You Are The ReasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz