- ROZDZIAŁ 25 -

59 7 24
                                    

Tego dnia słońce wydawało się grzać pięć razu bardziej niż zawsze. Termometry zdawały się pokazywać kolosalne wartości, a krótkie spodenki i top na ramiączka wydawały się grubymi warstwami. Jedynym sposobem na ochłodzenie wydawała się zimna, mrożona kawa, która pobudziłaby mnie w ten gorący poranek. Szybko skontaktowałam się z przyjacielem, który już minutę później odpisał mi i uzgodniliśmy miejsce.

Poprzedniego dnia zostały opublikowane listy do Uniwersytetu w San Francisko. Razem z McKinney'm znaleźliśmy na niej swoje nazwiska, co było jednym z powodów spotkania.

- Mamo? Mamo?! - zeszłam na dół w poszukiwaniu rodzicielki. - Gdzie jesteś?! - krzyczałam, przeszukując każde pomieszczenie w domu.

Znalazłam ją dopiero w łazience, klęczącą
nad toaletą. Raczej nieprzyjemny widok. Przewróciłam oczami, bo ta sytuacja zdarzała się średnio dwa razy w tygodniu, ale zazwyczaj nie byłam jej świadkiem. Na szczęście lub i nie, w takich momentach siedziałam w szkole, wkuwając kolejne nieużyteczne regułki.

Weszłam do środka i usiadłam na wannie, która stała obok. Odgarnęłam włosy z jej twarzy i zebrałam je w kucyka, którego związałam swoją gumką. Odchyliłam jej głowę w swoją stronę. Jej źrenice były rozszerzone, a czoło zapełnione kropelkami potu. Co jakiś czas przez jej ciało przechodziły drgawki.

Przedawkowała.

Znowu.

I wtedy ponownie gwałtownie poruszyła się w stronę toalety i wypuściła z siebie pawia. Zamknęłam oczy, nie chcąc na to patrzeć. Zazwyczaj osoby, które przedawkowały kokainę są bardzo pobudzone psychoruchowo i majaczą. Moja matka już bez tego była pobudzona, a w takich chwilach nie odzywała się do nikogo i najchętniej wyprosiła wszystkich z domu. Lekarze nie raz mówili mi, że z takimi osobami nie należy dyskutować, tylko zachować naturalną postawę.

Za każdym razem, kiedy widziałam mamę w takim stanie, nie wiedziałam co robić. Dopiero po kilku chwilach docierało do mnie, że powinnam pomóc. W innym razie mogłoby dojść do poważnych przewikłań.

Wyszłam na chwilę z pomieszczenia i wybrałam numer swojego brata.

- Cześć, siostra. - odebrał po pierwszym sygnale. - Co tam?

- Hej... mógłbyś przyjechać? Obawiam się, że mama znowu przedawkowała. - powiedziałam niemal załamanym głosem.

- Już jadę. - stwierdził natychmiast. - Spokojnie, będzie dobrze. Jest przytomna? - zapytał.

- Tak, jest. Klęczy nad toaletą i wymiotuje. Nie odzywa się. - rozjaśniłam sytuację.

- Dobrze, zaraz będę. Czekaj na mnie i nie próbuj jej denerwować. Poszukaj w domu co mogła zażyć. - rzekł i niemal od razu się rozłączył.

Działałam automatycznie. Nie zważałam na to, że demolowałam cały jej pokój. Musiałam znaleźć tę substancję. W mojej głowie wszystko wydawało się zamglone. Jakby mój mózg na chwilę odłączył się od świata.

- Abbey!? - z zatargu obudził mnie głos mojego brata.

Zbiegłam na dół i jak tylko go zobaczyłam, rzuciłam się mu w objęcia. Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Nie miałam na to wpływu. Pociągnęłam nosem i zagryzłam policzki aby powstrzymać płacz.

- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jest przytomna. Zostanę z nią. Wyrzuci z siebie to, co musi i będzie dobrze. - zapewnił mnie, pocierając kciukiem moje plecy.

- Jesteś pewny? - zapytałam, nie oddalając się od niego.

- Tak. - odparł bez zawahania. - A teraz już idź. Są wakacje. Nie miałaś spotkać się z Harry'm przypadkiem? - przypomniał mi.

You Are The ReasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz