- ROZDZIAŁ 9 -

87 10 27
                                    

Kolejny tydzień już dobiegał końca. Od mojego pocałunku z Grayson'em minął dokładnie tydzień i dwa dni. Niestety byłam skazana na widywanie go, przez wspólnych znajomych, a nie chciałam omijać imprez, bo było to jedyne, co w tamtym czasie sprawiało mi przyjemność i zapewniało dobrą zabawę.

Piątek - weekendu początek. I jak w prawie każdy piątek, ktoś z znajomych organizował imprezę. Tym razem absolwenci naszego liceum zaprosili tegorocznych maturzystów na przyjęcie z okazji zakończenia szkoły. Ja szłam z Ivy i Harry'm co było raczej oczywiste i nikogo nie zaskoczyło.

- Przyszedłem się pożegnać. - usłyszałam głos mojego brata, który wszedł do mojego pokoju, kiedy siedziałam przy toaletce i się malowałam.

Evan i Phoebe postanowili pojechać razem na pięciodniowy wyjazd do Meksyku. Chociaż byłam troszkę zazdrosna, wiedziałam, że taki wyjazd we dwoje przyda im się po tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło.

- Oooo - zrobiłam smutną minę. - Będę tęsknić. - powstrzymywałam się od łez, by nie rozmazać tuszu, który właśnie nałożyłam na rzęsy.

- Ja za tobą też siostrzyczko. - brunet przytulił mnie, opierając swój podbródek o moją głowę. - Wrócę dzień przed rozdaniem świadectw, nie mógłbym tego przegapić. Gdyby coś się stało, dzwoń. Wsiądę w pierwszy samolot i wrócę. - zapewnił, odsuwając się aby spojrzeć mi w oczy.

- Nie ma opcji. To twój czas na odpoczynek i musisz z niego skorzystać. Nie martw się o nic, dam sobie radę przez te pięć dni. Poza tym Harry cały czas będzie przy mnie. - wspomniałam, dojrzawszy przyjaciela, który właśnie pojawił się drzwiach pomieszczenia.

- Nie za bardzo pocieszający fakt. - swoje słowa poprzedził cichym śmiechem.

- Ejj!!! Halo słyszałem. - oburzony McKinney dał znak swojej obecności.

- Chodź tu, za tobą też będę tęsknił. - Evan zamknął go w męskim uścisku. - Przytyło ci się, mysiu pysiu.

- Heeej! - Harry się wściekł, lecz w jego głosie słychać było śmiech, który za wszelką cenę próbował powstrzymać. - Obecnie jestem na diecie obrotowej... - spojrzał na swój brzuch. - Gdzie się nie obrócę, tam coś zeżre. - wszyscy parsknęli śmiechem na jego słowa, które wypowiadał całkiem poważnie.

- Nie jestem pewna, czy to tak działa. - odezwałam się, a policzki aż paliły mnie od ciągłego śmiania się.

- No co... mówię poważnie. - usiadł na łóżku. - Jeśli nie powinniśmy podjadać w nocy - to po co jest światełko w lodówce?

- Oj Harry. - Evan spojrzał na nas ostatni raz, a następnie opuścił pokój, machając nam do ostatniej chwili.

- Spokojnie, Grayson'a nie będzie na dzisiejszej imprezie. - rzekł, widząc niepokój na mojej twarzy.

- Nie dlatego się martwię... chyba nie zdążę skończyć makijażu na czas. - stwierdziłam, nakładając cienie na moje powieki. - A tak poza tym to kiedy temat zszedł na mnie i tego dupka? Nawet nie zamierzałam się z nim widywać.

- Abb... nie musiałaś mówić. To po prostu widać. Ty tylko boisz się, co z tego wyjdzie.

- A więc ponownie bawisz się w terapeutę? - spytałam przerywając jego drwinę.

- Ja tylko mówię, że faceta trzeba tulić, chwalić i dbać, a raz na jakiś czas złapać za pysk i jebnąć nim o podłogę, żeby docenił twoją troskę. - powiedział dumnie, biorąc gryza arbuza, który przyniosłam wcześniej i położyłam na szafce nocnej bo nie zmieściłam całego w moim żołądku.

- Harry! - zwróciłam mu uwagę, chociaż jego słowa naprawdę mnie rozbawiły. On jedyny wiedział, jak poprawić mi humor. - Gdyby z facetami można było jak z arbuzami... - zapatrzyłam się na owoc. - Podejdziesz, po łbie postukasz i wiesz, czy dobry czy nie. - odparłam sama śmiejąc się z swoich słów.

You Are The ReasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz