- ROZDZIAŁ 26 -

56 7 15
                                    

Był czas, kiedy patrzyłam w oczy mojego taty i czułam się, jak w domu. Był moim królem, a ja jego małą księżniczką. Jego kolana były dla mnie jak złoty tron, a głos, jak najpiękniejsza muzyka. Jego ramiona, jak ulubiony pluszak, a całus w czoło, jak kocyk w zimowy wieczór. Może i byłam naiwną pięciolatką, a mój król zostawił mnie pięć lat później, ale to dzięki niemu miałam te wspomnienia. Teraz, kiedy wiedziałam, że wracam do rzeczywistości i będę musiała stanąć twarzą w twarz z nim... z wszystkim, było to dla mnie, jak najwyższy szczyt do pokonania. Jak miałam się na niego wspiąć, nie mając liny? Nie mając osoby, która wesprze mnie i nakłoni do rozmowy z ojcem, który powinien być najważniejszym mężczyzną w moim życiu.

W tamtym momencie, wszystkie wspomnienia wróciły. Wszystkie emocje ponownie opanowały moje ciało. Od ośmiu lat nie zamieniłam z nim ani jednego słowa. Nawet, kiedy pojawił się na zakończeniu roku, omijałam go szerokim łukiem, mając nadzieję, że to tylko koszmar. I już naprawdę w to wierzyłam, lecz okazało się, że on był w San Francisco od tamtej chwili. Nie próbował się skontaktować. Bynajmniej nie ze mną.

- Nie spodziewałem się tutaj ciebie. Nie tak szybko. - brunet zabrał głos. Rozchylił drzwi szerzej i wpuścił mnie do środka.

- Za to ja nie spodziewałam się, że mój ojczulek będzie spotykał się z moim chłopakiem za moimi plecami - powiedziałam, próbując zachować spokój.

- Fascynujące, jak szybko się o tym dowiedziałaś. A ja już myślałem, że moja jedyna córka postanowiła ponownie zintegrować się z swoim tatą.... - podszedł do stolika z alkoholem i wlał whisky do małej szklanki z lodem.

- Myślenie nigdy nie było twoją mocną stroną. W końcu gdyby było, nie zostawił byś swoich dzieci pod opieką ćpunki! - wywrzeszczałam.

- Widzisz, Abigail... Czasem robimy coś, nie dlatego, że chcemy, ale dlatego, że musimy. - spojrzał na mnie z błyskiem w oczach. - Spójrz na to z innej strony. Annabelle może i jest narkomanką, ale dzięki temu masz taki twardy charakter. To się ceni w tych czasach. - powiedział z przekonaniem.

- Gówno prawda! - moje emocje puściły. - Mam taki charakter dzięki Evan'owi! To on mnie wychował, kiedy nasz ojciec postanowił sobie odejść! - krzyknęłam. - Wiesz, jak się czułam, gdy każdego dnia z nadzieją czekałam na ciebie i wyglądałam ciebie z okna, a ciebie nie było?! Miałam dziesięć lat!!! Kochałam cię!!

- Abigail... nie miałem innego wyjścia. - Wciąż zachowywał spokój.

- Gdyby naprawdę ci na nas zależało, znalazłbyś inne wyjście. Albo chociaż dał nam znać, że musimy uzbroić się w cierpliwość. - opanowałam się.

- Myślisz, że ja jestem zadowolony z tego, jak to wszystko wyszło? Otóż nie! Każdego dnia myślałem, czy do was nie napisać. Czy nie przyjechać. Bałem się, że matka was zaniedba. Ale nie mogłem wrócić! - uświadomił mi.

- Dlaczego?! - wykrzyczałam, a z moich oczu leciały łzy.

- Bo, kurwa, zabiłem dziecko włocha, który zaprzysiągł zemstę na mnie!! - wykrzyczał tak szybko i tak emocjonalnie, że moje ręce dosłownie opadły. On opadł na łóżko.

Nagle coś do mnie doszło.

- Adriano... - zrozumiałam. - Adriano Ferecci. To jego dziecko zabiłeś, prawda? - mówiłam już niższym tonem.

- Skąd znasz jego nazwisko? Przedstawił Ci się? - podniósł na mnie wzrok.

- Kiedy byłam mała często słyszałam to nazwisko. Rozmawiałeś o nim z mamą. To stąd to znałam!! - przypomniało mi się.

- Abigail, skąd znasz jego nazwisko. Widzieliście się? - przejął się moją reakcją.

- Tak... - przyznałam.

You Are The ReasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz