- ROZDZIAŁ 20 -

60 7 1
                                    

Odebrałam walizkę z rąk Graysona i pociągnęłam ją za sobą w stronę werandy. Już nie mogłam się doczekać chwili położenia się na swoim łóżku. Kiedy pokonywałam schody, drzwi się otworzyły, a zza nich wyłonił się mój brat, jego dziewczyna oraz mój przyjaciel.

- Abbyyyy!!!!! - wykrzyczał Evan w chwili, gdy mnie zobaczył.

Ile miałam sił w nogach, puściłam rączkę walizki i przebiegłam dzielącą nas odległość aby rzucić się mu w ramiona. Mężczyzna bez zawahania odwzajemnił mój uścisk, a ja oplotłam nogi wokół jego bioder.

Tęskniłam za tym. Za tymi beztroskimi przytulasami i za najbezpieczniejszymi ramionami w jakich mogłam się znaleźć. Jak wszyscy mówią: Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej, zgadzam się z tym. A moim domem były jego ramiona. Ciepło, które biło od niego, rozgrzało moje serce i skruszyło wszelką złość, która w nim panowała. W tamtym momencie nie mogłam myśleć o niczym innym, tylko o tym, że byłam w domu.

- Tęskniłem!!! - mocniej wtulił swoją głowę w moją szyję.

- Ja bardziej! - powiedziałam niemal piskliwym głosem, kładząc swoje nogi spowrotem na ziemi.

- To jest licytacja, której nie wygrasz. - zapewnił, pozwalając mi wyjść z jego objęć. - Później opowiesz mi o wszystkim, co się działo, a teraz są też inni ludzie, którzy chcieli by się z tobą przywitać. - zauważył Harry'ego, który niecierpliwie czekał na swoją kolej.

To był właśnie cały Evan. Nigdy nie potrafił być egoistyczny i chciał aby wszyscy byli szczęśliwi. Świadomość, że ma się tak kochającego i troskliwego brata była moim największym skarbem.

- Harry!!!!!! - podbiegłam do blondyna, który stał tuż za plecami Evan'a.

Nie czekając na reakcje z drugiej strony, zarzuciłam swoje ręce na jego ramiona. Do moich nozdrzy dotarł typowy dla McKinney'go zapach owocowych gum do żucia i orzeźwiających perfum, których używał.

- Wiesz, że właśnie zostałaś skazana na pięć minut przytulania swojego najlepszego przyjaciela, który stęsknił się za tobą jak alkoholik za alkoholem po nieudanym odwyku? - spytał swoim wesołym tonem.

- Wiem i bardzo mi się to podoba. - rzuciłam, spoglądając na niego kątem oka.

- To teraz, a po tych pięciu minutach idziemy porozmawiać. Musisz mi wszystko opowiedzieć, a ty wiesz, że jestem ciekaw wszystkich szczegółów.

- Upiekło Ci się. - usłyszałam w oddali głos mojego brata. Odsunęłam się od przyjaciela aby zobaczyć do kogo skierował te słowa. Właśnie stał oparty o samochód Grayson'a. - Należą ci się podziękowania, przywiozłeś ją całą i zdrową. - kontynuował, nie zważając, że zwrócił tym uwagę całego towarzystwa.

- No nie do końca zdrową.... - szepnął Harry, a jego komentarz nie opuścił obojętnie mojej głowy. - Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała. - dokończył swoją myśl, po tym jak zmierzyłam go pytającym wzrokiem.

- O czym ty mówisz? Nie złamałam nogi. - wymierzyłam porządny cios w jego biceps.

- Ten bandaż na twojej nodze mówi kompletnie coś innego... - spojrzał w dół, na moją kostkę.

- Jak się ma złamaną to się zakłada gips, debilu. - przewróciłam oczami na jego wiedzę i odwróciłam się w stronę Phoebe, która samotnie stała w progu drzwi. - No witam ponownie! - objęłam blondynkę, która ledwo ogarniała rzeczywistość.

- Jak było na wakacjach? - zapytała z uśmiechem na twarzy.

- W innym towarzystwie zapewnie było by lepiej, ale nie narzekam. - parsknęłam, a następnie sięgnęłam po moją walizkę i weszłam do domu.

You Are The ReasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz