W moim pokoju na półce stoi czarny budzik. Zapytasz dlaczego zaczynam od pieprzonego budzika? Pozwól, że wyjdę ci na przeciw z wyjaśnieniami.
Każdy z nas ma budzik. Jak nie taki na baterię, to taki w telefonie. Od tego urządzenia zależy czy zdążysz wstać do szkoły, pracy, na spotkanie, na które nie ważne, o której byś wstał to i tak się spóźnisz. Ten właśnie ,,niezawodny'' wróg budzi nas każdego ranka i to od niego zaczyna się nasz dzień.
Niestety ten, który dostałem od mojego taty, nie obrażając dobrych chęci, jest najgorszym prezentem.
No cóż jednak je obraziłem.
Słysząc jego dźwięk, serce zaczyna mi walić - dosłownie, jakby chciało wyskoczyć. To przerażający, mrożący krew w żyłach, odgłos, jak się już zapewne domyślacie po opisie, nie należy do najprzyjemniejszych. Za każdym razem, gdy go słyszę, czuję się jakby na świat zstąpiła ogromna apokalipsa, a on ostrzegał mnie, że zaraz umrę jeśli nie wstanę. Zgodnie z zamysłem producenta, który zaprojektował ten nienaturalny dźwięk - wstaję od razu. Z myślami ,,Boże, gdzie ja jestem?!''
Więc właśnie dlatego zdecydowałem, że zacznę tę historię od budzika, który każdemu z nas rujnuje poranki. Zazdroszczę tym, którzy mają więcej opcji dźwiękowych w tym urządzeniu.
Zaraz potem dociera do mojego pokoju głos taty, który przypomina mi, że jestem już spóźniony i muszę iść do szkoły. Zrobi to za jeden, dwa, trzy...
- Wstałeś?!
Jakby wątpił, że jego ,,niezawodny" prezent, bo sam go tak nazwał, jednak zawiódł.
- Tak! - westchnąłem ciężko.
- Ubieraj się, bo się spóźnisz.
- Tak jest!
Mój tata jest wyjątkowy. Na prawdę. Daje z siebie sto procent, żeby wychować mnie na porządnego mężczyznę, który kiedyś się zakocha i będzie mieć wspaniałą rodzinę.
Nie no, całkiem spoko wizja, co nie? Ale nie ze mną w roli głównej.
Nadszedł ten moment, w którym powinienem się przedstawić.
A więc cześć wszystkim tu zgromadzonym mam na imię Mateo.
Nie no, to zabrzmiało jakbym przedstawiał się na jakimś spotkaniu dla osób walczących z uzależnieniem.
Jeszcze raz.
Witajcie, mam na imię Mateo i opowiem Wam o historii rodem z hiszpańskiej telenoweli, gotowi?
- Mateo! Wstałeś? - kurczaczki. - Idę, Tak idę już!
Jest poniedziałek, jak w każdy poniedziałek muszę iść do szkoły. Teraz powiem coś, za co połowa z was mnie znienawidzi, ale cóż dane mi będzie się z tym pogodzić. Uwaga!
- Mateo ostatni raz cię wołam! Twoja herbata jest już zimna. - Ah, mój tata zdecydowanie mnie kocha, nawet zrobił mi herbatę.
Lubię chodzić do szkoły. Jestem całkiem dobry z kilku, kilkunastu - nie oszukujmy się, ze wszystkich przedmiotów. Oczywiście nie wliczając wf-u. Tak wiem, daję Wam chwilę, żebyście się z tym pogodzili i przestali mnie za to nienawidzić...
Już? Dobrze, dalej co by tu o sobie powiedzieć...
- Cześć tato, jak tam dzionek? - biorę gryza kanapki i popijam zimną już herbatą z ciemnym, gorzkim osadem na wierzchu.
Chodzę do liceum, w zasadzie to już ostatni rok - trzecia klasa. Jest to ogromny budynek z pięknym, rozciągającym się ogrodem, a co najważniejsze z przestronną, rozświetloną biblioteką, w której znajdziesz to czego szukasz. Nie ważne co by to było. Jest tam wszystko. Po ,,Harry'ego Pottera'', którego uwielbiam, po ,,Pana Tadeusza'' pomiędzy znajdzie się też ,,Kopciuszek'', ,,Nasz ostatni dzień'', jak i poradniki dla początkujących kucharzy i wiele innych książek, a więc, tak jak mówiłem - wszystko.