Rozdział 4

22 5 0
                                    

Moje dwa ulubione zajęcia w metrze:
- stresowanie się ze ktoś patrzy na to, co oglądam na telefonie i będzie mnie oceniał,

- patrzenie na to, co ludzie oglądają na telefonie i ocenianie ich.

Podchodzę do butki z biletami, a przy niej stroi jakiś czarnowłosy chłopak. Nerwowo podchodzi z zamiarem kupna biletu, po czym gwałtownie oddala się szybkim krokiem. Robi tak już jakieś pięć minut. No przykro mi chłopcze, ale ja nie mam czasu. Zmierzam w jego kierunku. Niespodziewanie, lub całkiem spodziewanie chłopak obraca się w moją stronę i ze spuszczoną głową uderza prosto we mnie. Spojrzałem na czarnowłosego, a on z zaskoczenia na mnie. Był cały blady. Ominąłem go i podszedłem do butki.

- Poproszę jeden... - chłopak wychylił się lekko zza mnie i spojrzał na kasjerkę, a potem na mnie. Sprawiał wrażenie zaskoczonego, jakby nie wiedział jak kupić bilet. Może jest turystą? - Nie... Po proszę dwa bilety. Chłopak przyglądał się kasjerce.

- Dokąd? - spytała pani zza okienka.

- Jeden do xxx, a drugi... - znów spojrzałem na chłopaka. Nadal był wpatrzony w starszą panią. Jednocześnie w powietrzu było czuć strach i fascynacje. Chłopak najwidoczniej uznał mnie za bezpieczny obiekt, za którym może się schować. Jego zachowanie było całkiem urocze, ale też dziwne. Zapadła dłuższa cisza, a gdy czarnowłosy się zorientował, że przestałem mówić popatrzył na mnie z dziecięcym spojrzeniem w oczach.

- Dokąd jedziesz? - zapytałem i lekko się uśmiechnąłem, co najwidoczniej go speszyło, bo momentalnie odwrócił wzrok.

- Do xxx. - odpowiedział. Hym nie sądziłem, że mieszka tak blisko mnie.

Zapłaciłem i odszedłem. Chłopak zaczął krzyczeć, żebym poczekał. Jednak było za późno. Drzwi w moim metrze właśnie się zamknęły.

***

Siedzę właśnie w pociągu, po bardzo dziwnej sytuacji. Ten chłopak wpatrywał się we mnie takim przeszywającym spojrzeniem. Czułem jego wzrok na całym ciele. Myślę, że mam paranoje. Nie miałem odwagi spojrzeć mu w oczy i prawidłowo podziękować. Gdyby nie on, stał bym tam jeszcze jakieś dobre 10 minut. Przyznaję był dziwny, ale mi pomógł, co w pewnym stopniu go usprawiedliwia. Jednak nie chciałbym go spotkać ponownie.

***

Mam piętnaście minut, żeby się ogarnąć. To trochę mało. Nie mam pojęcia co na siebie założyć. Po całym pokoju były rozrzucone ubrania, a ja znajdowałem się w środku tego chaosu. To głupie... To tylko urodziny. Wstałem. Potrząsnąłem głową, po czym spojrzałem jeszcze raz na ubrania. Okej, chyba już wiem. W końcu udało mi się wybrać outfit, w którym nie wyglądał najgorzej, ale też nie rzucał się w oczy. Miałem na sobie czarne luźne jeansy. Upchaną w nie białą koszulkę z nadrukiem, a na to założyłem czarną katanę z dziurami, którą podszywało miękkie, białe futerko. Do kieszeni wsunąłem okulary. Nie mam teraz czasu ściągać soczewek. Peter i Zoe zaraz tu będą.

***

Usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi. Krzyknąłem z góry, żeby ludzie ogarnięci żądzą niezapomnianego wieczoru, weszli do środka.

- Mateo, idziesz?!

- Tak już - chwila!

- Mówiłam ci, że nie będzie wiedział w co się ubrać.

- Słyszałem to Zoe, może i jestem ślepy, ale nie głuchy.

- Pośpiesz się przystojniaku.

Nagle usłyszałem donośne, ciężkie kroki na schodach. Ich właścicielem na pewno nie była Zoe.

Rianbow White RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz