Rozdział 19

10 5 1
                                    


Właśnie biegnę do restauracji. Peter pewnie już tam na mnie czeka wkurwiony. Przez to, co stało się wczoraj, zapomniałem nastawić budzik.

- Jestem.

- Usprawiedliwienie?

- Biegłem?

- Może być. Siadaj.

Jest 1 stycznia, koło dwudziestej, a my właśnie zamierzamy się upić – a raczej Peter zamierza upić mnie.

Pierwsze piwo – na spokojnie, pełna profeska.

Drugie piwo – na luzie, przecież nie mogę się upić po dwóch piwach – tak właśnie myślałem.

Trzecie piwo:

– A więc mówisz mi mój drogi przyjacielu, że Zeo miała rację i mam słabą głowę?

- Coś w tym stylu.

- Otóż coś ci powiem, ale nie mów jej tego, bo wiesz no ten, ona będzie się zaraz tu wiesz... PRZECHWALAĆ!

- Nie krzycz na cały bar.

Porozglądałem się dookoła i zacząłem uciszać ludzi, którzy w gruncie rzeczy byli cicho.

- A więc, co ja to... A tak. Nie mów jej, ale chyba ma rację.

- Jesteś pijany.

- Lekko podpity. – wyciągnąłem rękę w górę, trzymając już prawie pustą butelkę. – A to jest różnica.

- Hit.

- Blondas?

- Co? – powiedział to z uśmiechem na ustach, lekko szepcząc.

- Ty, ja i Zoe... - tu urwałem chwile się zastanawiając, nad tym, co chciałem powiedzieć.

- Co, ty ja i Zeo?

- Nie przerywaj! Ty i Zeo wy coś... Ten tego? – chłopak na te słowa zakrztusił się piwem. – Spokojnie tylko tak pytam. Bo wiesz wyszliście razem w sylwestra - beze mnie. Zostawiając mnie samego - samego ze sobą, samego.

- Pfff. Nie mów, że trzymasz urazę? Przecież się zgodziłeś.

- Powiem tak... Jeśli wyszło z tego coś dobrego to jest okej, a jeśli nie, to też jest okej i... Nie zmieniaj tematu!

- Muszę cię nagrać i wysłać Zeo.

- Nie kameruj mnie tu!

Czwarte piwo:

- Czyli mówisz, że pocałowaliście się o północy i do niczego więcej nie doszło?

- Dokładnie.

- I, że atmosfera jest taka sama jak wcześniej?

- Krótko mówiąc.

- Kogo próbujesz nabrać, huh? Nie kombinuj mi tu! Naprawdę, nic do niej nie czujesz?

- Wydaję mi się, że...

- Właśnie... Tobie może się wydawać... Posłuchaj, dam ci dobrą radę. W sprawach sercowych powinieneś słuchać serca. Bo głowa zawsze wybierze bezpieczną drogę - bez ryzyka. A serce... A serce zawsze podejmie, czasem niepotrzebne ryzyko i to prawda, że zazwyczaj w niesłusznej sprawie, ale stary - nie o to tu chodzi...

- A o co?

- Nie wiem. Ty mi powiedź.

- Dzięki, naprawdę.

- ALE... - uniosłem wysoko ku górze rękę. - Jednak się zawahałeś, odpowiadając na moje pytanie, więc... Masz jakieś wątpliwości co do swoich uczuć. Wydaję mi się, że Zoe coś do ciebie czuje. Zawsze przychodzi na twoje turnieje i zawody. Jest fanką numer jeden, no zaraz po twojej mamie... Nie wiesz tego, no bo skąd miałbyś, ale zawsze, gdy ty nie patrzysz, ona patrzy na ciebie.

- Skąd wiesz? – chłopak nachylił się w moją stronę.

- No wiesz, chodzimy razem do klasy. Nie zauważyłeś tego, bo robi to bardzo dyskretnie.

- To dlaczego nic mi nie powiedziała?

- Też bym ci nie powiedział.

Chwyciłem piwo i chciałem wziąć łyka, gdy w tym samym czasie Peter złapał mnie za rękę.

- Dlaczego?

Spojrzałem na niego. Zależało mu, ale z nieznajomego mi powodu, czegoś się obawiał.

- No wiesz... Jak to mówią skaczesz z kwiatka na kwiatek. Boi się, że ją zranisz.

Chłopak oparł się o krzesło i wziął dużego łyka piwa.

- To co mam zrobić?

- Nie wiem.

- Stary skub się. Dobry w tym jesteś, o dziwo tylko, gdy jesteś pijany, ale jednak wciąż. Pomóż mi.

- Jak tak bardzo prosisz... Możesz olać sprawę, tak jakbyś nigdy się nie dowiedział, że ona cię lubi, albo iść teraz do niej i wyznać jej to co TY czujesz. Zapewnić ją, że jest tą jedyną i takie tam. Wiesz laski to lubią... Jednak jest pewne ryzyko.

- No?

- Jak będziesz biegł to uważaj, bo jest ślisko... I coś jeszcze chciałem powiedzieć... A no tak, jeśli nie wypali to będzie dziwna atmosfera pomiędzy wami. Taka wiesz...

- Inna.

- O, dokładnie.

Chłopak wstał zabrał swoje rzeczy i chciał już wybiec. Jednak przypomniał sobie o mnie – leżącym na stole, mamroczącym coś pod nosem.

W restauracji, nagle zrobiło się głośno. Do pomieszczenia weszło dwóch, podpitych już mężczyzn. Peter momentalnie się uśmiechnął i pobiegł w ich kierunku. Gdy wrócił koło niego stało dwóch gigantów, których twarze były dziwnie znajome.

- Cześć Mateo.

- Hej nieznajomy~

- Mówiłem wam porobiony w cztery dupy. To jak zadbacie o niego? – odezwał się Peter, zwracając się do bruneta.

- Nie ma sprawy.

Nie wiedziałem co się dzieje, gdy Peter wychodził, krzyknąłem na pożegnanie.

- Biegnij! Walcz o miłość!

Gdy tylko straciłem go z oczu, obok mnie usiedli nieznajomi. Spojrzałem na nich jeszcze raz, tym razem przecierając oczy.

- O!

- Patrz nareszcie nas rozpoznał. – powiedział jeden do drugiego.

Śmialiśmy się i rozmawialiśmy o Bruno i jego pobycie w wojsku, ale nie tylko. Dowiedziałem się różnych ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że ma tatuaż na plecach. Bardzo mnie to zaciekawiło i momentalnie chciałem go zobaczyć. Zrobiło się dość późno. Byłem zmęczony.

Rianbow White RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz