Właśnie biegnę do restauracji. Peter pewnie już tam na mnie czeka wkurwiony. Przez to, co stało się wczoraj, zapomniałem nastawić budzik.- Jestem.
- Usprawiedliwienie?
- Biegłem?
- Może być. Siadaj.
Jest 1 stycznia, koło dwudziestej, a my właśnie zamierzamy się upić – a raczej Peter zamierza upić mnie.
Pierwsze piwo – na spokojnie, pełna profeska.
Drugie piwo – na luzie, przecież nie mogę się upić po dwóch piwach – tak właśnie myślałem.
Trzecie piwo:
– A więc mówisz mi mój drogi przyjacielu, że Zeo miała rację i mam słabą głowę?
- Coś w tym stylu.
- Otóż coś ci powiem, ale nie mów jej tego, bo wiesz no ten, ona będzie się zaraz tu wiesz... PRZECHWALAĆ!
- Nie krzycz na cały bar.
Porozglądałem się dookoła i zacząłem uciszać ludzi, którzy w gruncie rzeczy byli cicho.
- A więc, co ja to... A tak. Nie mów jej, ale chyba ma rację.
- Jesteś pijany.
- Lekko podpity. – wyciągnąłem rękę w górę, trzymając już prawie pustą butelkę. – A to jest różnica.
- Hit.
- Blondas?
- Co? – powiedział to z uśmiechem na ustach, lekko szepcząc.
- Ty, ja i Zoe... - tu urwałem chwile się zastanawiając, nad tym, co chciałem powiedzieć.
- Co, ty ja i Zeo?
- Nie przerywaj! Ty i Zeo wy coś... Ten tego? – chłopak na te słowa zakrztusił się piwem. – Spokojnie tylko tak pytam. Bo wiesz wyszliście razem w sylwestra - beze mnie. Zostawiając mnie samego - samego ze sobą, samego.
- Pfff. Nie mów, że trzymasz urazę? Przecież się zgodziłeś.
- Powiem tak... Jeśli wyszło z tego coś dobrego to jest okej, a jeśli nie, to też jest okej i... Nie zmieniaj tematu!
- Muszę cię nagrać i wysłać Zeo.
- Nie kameruj mnie tu!
Czwarte piwo:
- Czyli mówisz, że pocałowaliście się o północy i do niczego więcej nie doszło?
- Dokładnie.
- I, że atmosfera jest taka sama jak wcześniej?
- Krótko mówiąc.
- Kogo próbujesz nabrać, huh? Nie kombinuj mi tu! Naprawdę, nic do niej nie czujesz?
- Wydaję mi się, że...
- Właśnie... Tobie może się wydawać... Posłuchaj, dam ci dobrą radę. W sprawach sercowych powinieneś słuchać serca. Bo głowa zawsze wybierze bezpieczną drogę - bez ryzyka. A serce... A serce zawsze podejmie, czasem niepotrzebne ryzyko i to prawda, że zazwyczaj w niesłusznej sprawie, ale stary - nie o to tu chodzi...
- A o co?
- Nie wiem. Ty mi powiedź.
- Dzięki, naprawdę.
- ALE... - uniosłem wysoko ku górze rękę. - Jednak się zawahałeś, odpowiadając na moje pytanie, więc... Masz jakieś wątpliwości co do swoich uczuć. Wydaję mi się, że Zoe coś do ciebie czuje. Zawsze przychodzi na twoje turnieje i zawody. Jest fanką numer jeden, no zaraz po twojej mamie... Nie wiesz tego, no bo skąd miałbyś, ale zawsze, gdy ty nie patrzysz, ona patrzy na ciebie.
- Skąd wiesz? – chłopak nachylił się w moją stronę.
- No wiesz, chodzimy razem do klasy. Nie zauważyłeś tego, bo robi to bardzo dyskretnie.
- To dlaczego nic mi nie powiedziała?
- Też bym ci nie powiedział.
Chwyciłem piwo i chciałem wziąć łyka, gdy w tym samym czasie Peter złapał mnie za rękę.
- Dlaczego?
Spojrzałem na niego. Zależało mu, ale z nieznajomego mi powodu, czegoś się obawiał.
- No wiesz... Jak to mówią skaczesz z kwiatka na kwiatek. Boi się, że ją zranisz.
Chłopak oparł się o krzesło i wziął dużego łyka piwa.
- To co mam zrobić?
- Nie wiem.
- Stary skub się. Dobry w tym jesteś, o dziwo tylko, gdy jesteś pijany, ale jednak wciąż. Pomóż mi.
- Jak tak bardzo prosisz... Możesz olać sprawę, tak jakbyś nigdy się nie dowiedział, że ona cię lubi, albo iść teraz do niej i wyznać jej to co TY czujesz. Zapewnić ją, że jest tą jedyną i takie tam. Wiesz laski to lubią... Jednak jest pewne ryzyko.
- No?
- Jak będziesz biegł to uważaj, bo jest ślisko... I coś jeszcze chciałem powiedzieć... A no tak, jeśli nie wypali to będzie dziwna atmosfera pomiędzy wami. Taka wiesz...
- Inna.
- O, dokładnie.
Chłopak wstał zabrał swoje rzeczy i chciał już wybiec. Jednak przypomniał sobie o mnie – leżącym na stole, mamroczącym coś pod nosem.
W restauracji, nagle zrobiło się głośno. Do pomieszczenia weszło dwóch, podpitych już mężczyzn. Peter momentalnie się uśmiechnął i pobiegł w ich kierunku. Gdy wrócił koło niego stało dwóch gigantów, których twarze były dziwnie znajome.
- Cześć Mateo.
- Hej nieznajomy~
- Mówiłem wam porobiony w cztery dupy. To jak zadbacie o niego? – odezwał się Peter, zwracając się do bruneta.
- Nie ma sprawy.
Nie wiedziałem co się dzieje, gdy Peter wychodził, krzyknąłem na pożegnanie.
- Biegnij! Walcz o miłość!
Gdy tylko straciłem go z oczu, obok mnie usiedli nieznajomi. Spojrzałem na nich jeszcze raz, tym razem przecierając oczy.
- O!
- Patrz nareszcie nas rozpoznał. – powiedział jeden do drugiego.
Śmialiśmy się i rozmawialiśmy o Bruno i jego pobycie w wojsku, ale nie tylko. Dowiedziałem się różnych ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że ma tatuaż na plecach. Bardzo mnie to zaciekawiło i momentalnie chciałem go zobaczyć. Zrobiło się dość późno. Byłem zmęczony.