Gdy wyszedłem z łazienki na stoliku czekała na mnie szklanka wody i tabletka przeciwbólowa, a obok - mała, żółta karteczka.
,,Śpisz na kanapie''
Następnego dnia Mateo chodził naburmuszony.
-Noc-
Na początku znów chciał wyrzucić mnie z mojej własnej sypialni. Jednak bez powodzenia. Nawet nie dał się dotknąć – nie wspomnę już o przytulaniu. Odgrodził się poduszkami i jakby nigdy nic poszedł spać.
-Śniadanie-
- To co jemy?
- Nie wiem jak ty, ale ja już jadłem.
-Pora obiadowa-
- Może wyjdziemy i zjemy coś na mieście.
- Nie mam ochoty.
Miałem tego dość. Gdy tylko siedział na kanapie od razu usiadłem mu na kolanach – tym samym przygwożdżając go do niej. Nie zadawał pytań tylko patrzył na mnie zmęczonym wzrokiem, który dawał mi do zrozumienia, że mam natychmiast zejść. Jednak ja też nie zamierzałem nic mówić, a działać
Oparłem głowę o ramię chłopaka.
- Bruno zdajesz sobie sprawę, że jesteś cięż...
Mateo nie zdążył dokończyć zdania, gdy mój jedyny ruch powalił go na kanapę. Leżał plecami do miękkiej, gąbczastej tkaniny.
- Huh?
Wciąż nic nie mówiąc zacząłem podwijać koszulkę chłopaka i całować jego brzuch. Spojrzałem na niego - wciąż złego. Udawał, że w ogóle go to nie rusza, chociaż jego ciało reagowało pod moim każdym, najmniejszym dotykiem. Wsunąłem rękę pod jego plecy lekko je unosząc, na co czarnowłosy chwycił mnie odruchowo za szyję. Nie był już zły – tylko podekscytowany. Pocałowałem go w usta lekko kładąc z powrotem na sofę. Odwzajemnił pocałunek, pogłębiając go. Jego oddech przyspieszył. Przesunąłem rękę z pleców na jego nogę, a potem powoli zgiąłem ją w kolanie. Całowałem go po szyi, drażniąc skórę zębami. Chłopak wsuną swoje ręce w moje włosy. Przyciągnął moje usta do swoich i polizał moje warki – wpychając w nie swój język. Moja noga podsunęła się w górę, na co ten wydał niekontrolowany dźwięk. Ugryzłem go w warki i niechętnie wstałem na równe nogi.
- To by było na tyle. – otarłem usta kciukiem, głośno przy tym dysząc. Jednak chciałem więcej, ale żeby go ukarać musiałem się tu powstrzymać. Nie pomagał mi w tym, leżąc rozkrakiem z podwiniętą koszulką. Śladami na szyi i moją śliną na ustach. Był lekko zarumieniony, a jego oddech nierównomierny. Klatka piersiowa unosiła się bardzo szybko. Spoglądał na mnie ponętnie i przyciągająco, a zarazem z ogromną złością.
Dłużej nie mogłem się na niego patrzeć, bo plan by nie wypalił. Odwróciłem się złapałem koc, po czym niedbale rzuciłem go na Mateo. Przykrywając mu górną część ciała razem z głową.
- Idź się ubrać. Zjemy coś na mieście. Po dziesięciu minutach czekania
postanowiłem pograć z chłopakami.***
Z ciężkim żalem stwierdzam, żem mój chłopak jest głupi i już go nie lubię. Ugh. Debil. Co on sobie myślał? Nadal trzęsą mi się nogi, a ciało płonie od środka. Jeśli myśli, że tak łatwo się poddam to nie ma mowy. Chce wojny to będzie miał wojnę. Tylko, że to ja zamierzam ją wygrać.