Rozdział 20

6 5 10
                                    

Dzisiejszego wieczoru miałem wyskoczyć ze znajomymi na piwo, ale plany się pozmieniały - łeb mi napierdalał odkąd wstałem, a poza tym z samego rana nazajutrz musiałem iść na wykłady. Jednak nie spodziewałem się, że zadzwonią do mnie z informacją, że Mateo jest pijany.

- Hej Bruno, tutaj!

- Hej, ooo

- Taa, tak jakoś wyszło.

Kucnąłem obok, śpiącego, zaślinionego chłopaka.

- Hej, Mateo? - zacząłem gładzić ręką jego włosy.

- Przestań, Monte. - mówiąc to obrócił się w drugą stronę.

Wstałem i podziękowałem chłopakom. Kiedy wyszli, zastanawiałem się co z nim zrobić. Nie może iść w takim stanie do domu. Jego ojciec by go zabił. Poza tym jest już dość późno.

Wziąłem komórkę chłopaka wysłałem SMS-a do jego ojca, że ​​śpi dziś u Petera.

- Nie, chodź Mateo. Idziemy do domu. - przełożyłem rękę chłopaka przez swoje barki, i chwyciłem jego talię.

Nagle Mateo pod wpływem dotyku spojrzał na mnie. Chyba domyślił się kim jestem.

- Gdzie idziemy? -  zapytał, starając udawać trzeźwego.

- Do mnie. - na te słowa nic nie powiedział. Chyba zdał sobie sprawę, że nie może wróciła pijany do domu.

***

Położyłem chłopaka na kanapie. Jednak on momentalnie usiadł - czuł się zażenowany. Chyba mały spacer go orzeźwił. Uśmiechnąłem się i kucnąłem przed siedzącym chłopakiem.

- Mateo?

- Hym? - podniósł wzrok i spojrzał na mnie.

Chłopak nie wydawał się zażenowany ani zestresowany. Było coś dziwnego w jego spojrzeniu, coś czego jeszcze nie widziałem.

Coś go dręczy?

- Dasz radę się wykąpać?

Chłopak wstał, po czym od razu usiadł z powrotem. Chwyciłem go i pomogłem dojść do łazienki.

- Ciuchy położyłem ci na pralce.

Co chwila sprawdzałem czy wszystko z nim w porządku i czy przypadkiem nie upadł. Nie minęło sporo czasu, aż z zaparowanej przestrzeni wyszedł Mateo.

Spojrzałem na niego i jego blade nogi. Odkryty obojczyk i zarumienioną twarz od alkoholu. Wyglądał uroczo. Obróciłem się i kierowałem w stronę kuchni, gdy chłopak złapał mnie za koszulkę.

- Emm. Ja tylko chciałem ci podziękować, że nie zadzwoniłeś do mojego taty.

Nachyliłem się nad jego twarzą i powiedziałem:

- Czyżbyś wracał do trzeźwości?

Obróciłem się i udałem w kierunku  kuchni. Chłopak podążył za mną i podskakując, usiadł na krześle, stojącym przy blacie. Wpatrywał się we mnie, a bardziej w moje plecy.

- O co chodzi?

- Co?

- Cały czas się na mnie patrzysz.

- N-nie prawda.

Podszedłem do chłopka.

- Czyżby?

Odepchnął mnie i zeskoczył z siedzenia.

- Jestem zmęczony. Gdzie mógłbym się przespać?

- Korytarzem prosto i na prawo. Zaraz tam przyjdę.

Rianbow White RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz