Staliśmy teraz na naszym ulubionym moście, z którego widać było całe miasto. Oparliśmy się o metalowe ramy i zaczęliśmy rozmawiać.
- Pamiętasz o tym, że chciałem ci kogoś przedstawić?
- Pamiętam. Naprawdę myślałem, że będzie to kolejna dziewczyna, która nie mogła oprzeć się twojemu urokowi.
- Sądzisz, że jestem przystojny... Jak miło. - odparł Peter przeczesując swoje blond włosy, po czym zapadła cisza.
- A więc? Kto to?
- Dowiesz się jak już go spotkasz.
- Ale życie jest zmienne... Raz możesz być hetero raz homo...
- No weź, to nie dla mnie. Wiesz, że podobają mi się dziewczyny.
- Tak, tak wiem. Ile to już ich było? - zacząłem wyliczać na palcach. - Kamila, Maja, Mile-
- Dobra, każdy już zrozumiał. - przerywa mi Peter, śmiejąc się i uderzając mnie lekko w ramie. Przestaje się śmiać i z lekkim uśmiechem, ale całkowicie poważny zaczyna mówić.
- Mam nadzieję, że się dogadacie.
- Z kim?- szybko zapytałem.
- Mojego b... O ty dziadu. Nie powiem ci. - jego nos, jak i policzki były zaczerwienione. Westchnął, a z jego ust wyleciała para. Napił się gorącej herbaty, którą kupiliśmy po drodze. - Jest dla mnie bardzo ważny. Wyjechał w służbie do wojska tydzień przed tym jak cię poznałem. Wrócił dziś rano.
Widać było, że Peterowi bardzo zależy, żebym dogadał się z ,,Panem Nieznajomym''. Chociaż ja już powoli zacząłem domyślać się kim on jest.
- Dam z siebie wszystko, żeby mnie polubił. A o mnie się nie martw, już go lubię - wziąłem łyk herbaty i poklepałem Petera po plecach.
- Stary, teraz tak na poważnie. Muszę ci coś powiedzieć. - Peter popatrzył w moją stronę i wyprostował się. Poczułem lekkie zakłopotanie.
- No... Okej. Co to jest?
- Od kiedy cię poznałem ty...
- No? - byłem coraz to bardziej ciekawy.
- Ty nadal nic nie urosłeś. Wyglądasz jak krasnal - powiedział to z śmiechem na ustach, którego za wszelka cenę starał się ukryć, aby wyglądać poważnie.
- Ha. Ha. Ha. Za to ty jak żyrafa. Ile ty masz w ogóle wzrostu?
- Na pewno chcesz wiedzieć? Martwię się, że twoja psychika tego nie wytrzyma. - spojrzałem na niego z gniewem w oczach.
- Dobra, dobra powiem ci. Tylko przestań tak na mnie patrzeć. - po czym dodał. - Całe 188 centymetrów.
- Żartujesz co nie? Serio? - patrzyłem mu prosto w oczy z niedowierzaniem. Dla mnie maluczkiego to było marzenie. Nie wspominając, że mój wzrost mierzy zaledwie 170 centymetrów i byłem najniższy w klasie. Jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że musiałem zabrzmieć jak dziecko, co mnie speszyło. Znamy się już rok, a ja nadal czuję się zawstydzony w porównaniu do Petera. - Spójrz płynie statek! - wykrzyknąłem, zerkając na Petera, który spuścił głowę, uśmiechnął się sam do siebie, po czym znowu ją podniósł patrząc tym razem na płynący obiekt.
- Tak Mateo, bo to rzeka, a po rzekach zazwyczaj pływają statki.
Spojrzałem na śmiejąca się twarz Petera i rozumiałem, że czas ucieka nam przez palce, a my stajemy się co raz to, bardziej dojrzalsi. Z głupich, naiwnych chłopców stajemy się mężczyznami.
- Dobra, zbierajmy się stąd. Robi się coraz to zimniej, a ty masz słabą odporność, zaraz mi tu zachorujesz i twoja przewrażliwiona ciotka oskarży o to mnie.
***
Weszliśmy do małej restauracji. Była zwykła jak wszystkie inne. Jednak dla mnie była wyjątkowa. Zwisające, czarne lapy z sufitu. Niebieskie i beżowe fotele przy drewnianych stolikach. Duży blat przy małym barze, przy którym stały czarne krzesła. Ściana, pokryta ozdobnymi deskami, na której znajdowały się zwisające bluszcze i rośliny.
Zapytacie: ,,Co w niej takiego wyjątkowego?''.
Już lecę z wyjaśnieniami. To właśnie tu pierwszy raz Peter zabrał mnie w jego, a teraz nasze ulubione miejsce. Pamiętam to jak dziś, jak z przerażeniem w oczach i chęcią ucieczki przekraczałem próg. Pamiętam uśmiechniętego Petera, który trzymał mnie pod ręką i mówił, że wszystko będzie dobrze ,,Tylko usiądziemy i napijemy się gorącej czekolady''. Bałem się... Nie... Byłem wręcz przerażony. Czułem na sobie wzrok innych ludzi, którzy zapewne rozmawiali ze sobą na mój temat, oceniając to jak wyglądam i się zachowuje.
Tak właśnie wtedy myślałem. Czułem jakby wiedzieli wszystko o mnie i mojej przeszłości. W tym całym amoku stanął na przeciwko mnie blondyn z małym, rudym kotkiem w rękach, którego podsunął mi pod twarz. Zdziwiłem się. Peter zabrał kotka bliżej siebie i zaczął go przytulać i uśmiechać jak dziecko.
Do tej pory nie wiem dlaczego, ale jego uśmiech uspokaja mnie najbardziej. Poczułem ulgę. Przestałem przejmować się ludźmi dookoła. Już spokojny, jeszcze raz spojrzałem na wnętrze restauracji, tym razem nie na jej ciemne, dla mnie, aspekty. Dostrzegłem coś więcej niż tylko przerażających ludzi, którzy jak się później okazało, nie byli tacy straszni.
Ujrzałem małe, tlące się świeczki na stolikach. Leżaki i drapaki dla kotów. Małe dzieci głaskające i karmiące zwierzęta. Pamiętam, że też chciałem je pogłaskać, ale nie mogłem się ruszyć. W tedy Peter złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Zatrzymaliśmy się przy puszystym, szarym kocie, a ja nie mogłem się powstrzymać i pogłaskałem go, a łzy spływały mi po policzkach. Poczułem się nareszcie wolny. Poczułem jak cały ciężar, stres i strach odchodzi w niepamięć. Uwierzyłem, że ja też mogę być, ,,normalny'', a przyczyną mojej nadziei stał się Peter.
***
Odwiesiliśmy kurtki na wieszak, a mnie przeszedł lekki stres. Jednak zniknął wraz z pojawieniem się Feliksa - grubego, puszystego, szarego kota, który tylko czekał aż wezmę go na ręce. Tak to ten sam kot, który za pierwszym razem sprawił, że poczułem się tak swobodnie w tym miejscu. Uśmiechnąłem się jak dziecko i go podniosłem. Spojrzałem na Petera. Był bardziej zestresowany niż przed sprawdzianem z matematyki. Wiedziałem, że bardzo chcę, aby chłopak mnie polubił. Podałem mu kota na ręce, a ten nawet nie patrząc wziął go odruchowo. Złapałem go za twarz i obróciłem jego głowę w moją stronę. Chłopak spojrzał na mnie z zdezorientowaniem.
- Dam radę. Obiecuję, że mnie polubi.
Peter uśmiechnął się, a ja poczułem ulgę. Nie powiem - bałem się. No wiecie to było spotkanie z jakiś typem, którego nigdy nie widziałem, a co gorsza, jak dobrze zgaduję, był to brat mojego przyjaciela. On musiał mnie polubić, albo chociaż zaakceptować. Dam z siebie wszystko.
Mateo nie bądź aspołecznym dupkiem. Pamiętaj jest z tobą Peter. Tak ten debil, który na wf-ie odwraca uwagę nauczyciela, żebyś mógł udawać, że przebiegłeś wyznaczony wcześniej dystans.
Zresztą, co może pójść nie tak?