Rozdział 17

9 4 3
                                    

Niedługo sylwester, a ja wciąż nie mam planów. Pewnie tak jak co roku, zostanę z tatą w domu. Miną tydzień od mojego ataku paniki.

Dziś widzę się z Bruno, dokładnie tak samo jak widzieliśmy się wczoraj. Wtedy poznałem jego przyjaciół.

Szczerze?

Nie stresowałem się. Dziwnie to mówić, ale taka jest prawda. Myślę, że mnie polubili. Są w tym samym wieku, co brunet. Wesołe, zabawne, przyjazne dwa głupki. Jeżeli wiecie o co mi chodzi. Dziwnie na mnie zareagowali. Wyglądało to tak, jakby mnie już znali, wiedzieli o mnie wszystko i przyjaźnili się ze mną od lat. Przywitali mnie, już trochę podpici krzycząc, ,,Nasz Mateo!''.

Nie wiem ile Bruno im o mnie powiedział, ale poczułem się szczęśliwy. Brunet cały czas kopał ich pod stołem, na co upiciu już mężczyźni, krzyczeli w zabawny sposób. Dużo się wtedy śmialiśmy. Na pożegnanie uściskali mnie z całej siły i podziękowali za to, że jestem i zaakceptowałem Bruno. Do tej pory nie wiem o co chodzi z tą akceptacją. Najpierw Leo, a teraz oni.

Ale powiedzcie mi jedno. Jak można go nie zaakceptować?

Obiecałem brunetowi, że kogoś mu przedstawię. A więc zabieram go dzisiaj do mojej mamy. Sam nie odwiedzałem jej już kilka lat. Nie utrzymujemy kontaktu. Nie rozmawiamy. Dzieli nas ogromna przestrzeń, jeśli można to tak nazwać.

***

- Przypomnij mi, Mateo. Dlaczego jedziemy metrem?

- Będzie zabawniej.

- Aaa, myślałem, że chcesz mnie za coś ukarać, albo może chcesz jak najdłużej odwlec dotarcie na miejsce.

Zwlekam? Czy naprawdę tak jest? Co jej powiem jak ją spotkam? Czy ucieszy się na mój widok? A może już o mnie zapomniała?

- Mateo?

- Tak?

- Powiedz mi czy te krzesła są zimne, czy mokre?

- Otóż Bruno, nigdy nie wiadomo.

Zaśmiałem się lekko, na co ten delikatnie trącił mnie łokciem.

***

Po drodze wstąpiliśmy do kwiaciarni, po bukiet dla jego mamy. Wybierał go bardzo długo. Gdy spytałem go jakie kwiatki lubi siostra Sofiie - odpowiedział, że nie wie. Spuścił głowę, a ja zasugerowałem, że nie ważne jakie wybierze, na pewno jej się spodobają.

***

- Dlaczego tu przyszliśmy? - zapytałem.

- Bruno to moja mama.

- Mamo... To Bruno.

Mateo obrócił się w moją stronę, szepcząc.

- Wolisz Gabriel?

- Bruno jest git. - odpowiedziałem szepcząc - odruchowo, jakby to teraz miało jakieś znaczenie.

Spojrzałem na Mateo, a potem na mamę czarnowłosego. Była piękna - bynajmniej tak wyglądała na zdjęciu, które widniało na usadzonej w ziemi, betonowej płycie. Widniał na niej napis ,,Miriam Marttez'', zaraz obok daty urodzenia i śmierci. Peter nic nie wspominał, że mama Mateo nie żyje. Nie wiem co powiedzieć ani jak się zachować. Czarnowłosy wspominał, że nie widział jej długo. Może chce z nią porozmawiać?

- Chcesz... No wiesz... Może zostawię was samych?

- Nie, nie idź.

Powiedział to z trwogą w oczach, a uśmiechem na ustach. Usiedliśmy na małej ławeczce przed grobem.

- Nie wiem co mam jej powiedzieć.

- To może ja zacznę?

Mateo kiwną głową, po czym oparł się o moje ramię.

- Dzień dobry. - usłyszałem lekki śmiech pod nosem chłopaka. Szturchnąłem go lekko i kontynuowałem. - Nie miałem okazji pani poznać, tak samo jak Mateo. Proszę mu wybaczyć, że nie wie co powiedzieć, w zasadzie ja też nie wiem... Mateo uważa się za wyobcowanego, ale czy nie każdy w pewien sposób zachowuje się jakby ten świat był dla niego obcy? - chłopak wtulił się w moje ramię. - Powoli otwiera się na ludzi. Oczywiście na swojej drodze napotkał ogromne góry, ale z małą pomocą udało mu się je przejść. Nie musi się pani martwić ma... Ma wspaniałych przyjaciół.

Chłopak wstał, wymienił, zwiędłe, umierające wrzosy na białe róże, które z reszta i tak nie wytrzymają na mrozie. Jednak gdy to zrobił w jego oczach zapaliła się iskierka... A może były to łzy?

- Miriam, znaczy mamo... My będziemy się już zbierać.

Gdy tylko opuściliśmy cmentarz, chłopak podziękował mi z uśmiechem na twarzy. Nic nie mówią podszedłem do niego i mocno przytuliłem. Stał jak słup soli, ze spuszczonymi rękoma. Po chwili usłyszałem podciąganie nosem. Nikt nic nie mówił. Nikt nie czuł potrzeby, aby coś powiedzieć. Doskonale widzieliśmy co czujemy nawzajem. Doskonale wiedziałem, co myślał. Gardził samym sobą, za to, że nie czuje... Nie czuje nic do swojej mamy.

Rianbow White RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz