Dziś sobota, niestety muszę szybciej wstać. Umówiłem się z Peterem, że będę u niego o dziesiątej. Jest tak zimno na zewnątrz, że najchętniej zostałbym w domu, ale czego tu się spodziewać w grudniu.
Właśnie - dziś pierwszy grudnia. Chyba będzie sypał śnieg.
Muszę się pośpieszyć.
Ubrałem szare, nie za szerokie dresy, do tego założyłem bluzę w kolorze butelkowej ciemnej zieleni.
Białe długie skarpetki z zielonożółtym awokado i oczywiście moje okulary.
Wcale nie tylko, dlatego że Bruno powiedział, że wyglądam w nich uroczo.
Ubrałem kurtkę i czapkę, oznajmiłem tacie, że wychodzę, po czym udałem się w stronę przystanku.
Minęła jakaś godzina odkąd opuściłem ciepłe łóżko. Już za nim tęsknie. Ciekawe czy spotkam Bruno. Ostatnim razem widziałem go jeszcze na moich urodzinach. Z resztą nieważne.
Autobus zatrzymuje się i w tym samym czasie zaczyna sypać śnieg.
Dzięki, że akurat teraz. Super, będę cały mokry. Właśnie o tym marzyłem w sobotni ranek.
Kiedy stałem już przed drzwiami domu, moje spodnie były całe w śniegu. Zanim zdążyłem zadzwonić dzwonkiem w progu stanął Peter.
- O cześć stary, co ty tu robisz?
- Nie wygłupiaj się tylko mnie wpuść. Zamarzłem już ze trzy razy. - chłopak spojrzał na mnie z zdezorientowanym wzrokiem. - Mieliśmy się dziś uczyć. - wyjaśniłem.
- To dziś? Serio? - w pośpiechu zakładał buty. - Przepraszam totalnie zapomniałem, ale mam dziś zawody i nie mogę zostać ani sekundy dłużej, bo spóźnię się na autobus... No to na razie, ja lecę. - wyszedł za drzwi i zaczął iść tyłem, wciąż do mnie mówiąc. - Możesz tą burzę śniegową przeczekać w domu. Weź sobie jakieś dresy z szafy. - spojrzał na mnie z góry na dół i oznajmił. - Ziom twoje są całe mokre.
No i pobiegł. Co ja teraz mam zrobić? Po jakiego kazałeś wstawać mi tak rano?! Żeby co? Teraz mnie tak porzucić? Eh mniejsza o to. Zamarzam.
Obróciłem się w stronę domu i patrząc pod nogi zrobiłem krok do przodu. Uderzyłem o coś głową, coś twardego. Właśnie wtedy usłyszałem donośny, męski głos.
- Ej, młody! Kim jesteś?
- Przepra... - zrobiłem krok w tył i popatrzyłem w górę. Jak już się domyślacie to był Bruno. - Oh.
- O to ty Mateo, mam rację?
- Tak, to ja. Ymmm. Przepraszam, że w ciebie wszedłem. - w sumie to czemu ja go mam przepraszać? Wziął się tu tak znikąd.
- Spoko. Widzę, że mój brat cię wystawił.
- A no, tak jakoś wyszło, hehe. - Jezu, ale niezręcznie.
- Na zewnątrz sypie śnieg, a ty masz czerwony nos i policzki, tak więc... - jeszcze raz spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, mówiąc. - Wchodzisz czy nie? - było to dziwne uczucie, ale cieszyłem się, że mogłem go ponownie zobaczyć.
- Ja...Właściwie to...
- Nie mam całego dnia koleś. Szybka decyzja. Wypuszczasz mi ciepło z domu.
- Nie dziękuję. Ja raczej wrócę do... - mówiąc to, obróciłem się w stronę furtki.
- Ta dzisiejsza młodzież. Taka niezdecydowana.
Bruno złapał mnie za kaptur i wciągnął do środka.
Przecież powiedziałem, że wrócę do domu. Gościu co z tobą?!