Rozdział 25

9 5 0
                                    

Każdy na początku relacji zrobił coś głupiego, albo zawstydzającego, co później, jak się okazało wcale takie nie było - ale do senda.

Naturą ludzką jest mlaskanie, ziewanie, uwalnianie gazów z układu trawiennego również potocznie nazywane ,,bekaniem''. Wpisałem w internet jak inaczej - ładniej napisać słowo ,,pierdzieć''. Oto kilka synonimów, które się wyświetliły: psuć powietrze, puszczać wiatry, dżistać, zanieczyszczać powietrze. Nie codziennie widzi się słowo ,,dżistać'', a więc zdecydowałem, że właśnie tak od dziś będe nazywać to, najturalne, ludzkie zjawisko, jakim jest pierd. Ale do rzeczy.

Zdażyło mi się dżistać, dżistnąć - nie mam pojęcia jak to się odmnienia - przy brunecie. Na początku było to dość niezręczne, ale już nikt się tym nie przejmuje. Poszło w niepamięć.

Dobra koniec z tym wstepem bo od dupy strony zaczynam, a tematy nie mają ze sobą nic wspólnego. Chciałem jakoś zagadać, wiecie.

...Odważyłem się przy nim przebrać. Nie, żeby to było jakieś wielkie osiągnięcie... Było fajnie – nie, ,,fajnie'' to mało powiedziane. Nareszcie czułem się w stu procentach komfortowo sam ze sobą, jak i z Bruno. Do momentu... Ta - do momentu, w którym mi się przyśnił. Pomyślicie, że w sumie nic dziwnego. To czasem się zdarza – ALE, ten sen nie był taki do końca normalny. No trochę się w nim działo, nie będę dużo zdradzał. Zapewne znacie to uczucie, jak ktoś wam się przyśni i potem już nic nie jest takie samo. Gdy tylko na niego patrzę przypominam sobie, co robił... Aaaa! Zapomnij, Mateo!

Jednak to nie wszystko. Nasi rodzice wraz z Sofiie, postanowili zrobić sobie, jak to mówią – zasłużony urlop, innymi słowy - wypad w góry na weekend. Peter oznajmił, że na weekendzie go nie będzie, bo jedzie do innego miasta na turniej. Spoko, całkiem spoko.

Powiem wam tak – byłoby ,,spoko'', gdybym JA nie musiał w tym czasie mieszkać u bruneta w mieszkaniu. Cieszyłbym się, wręcz byłbym w niebo wzięty, gdyby wydarzyło to się przed tym jebniętym snem. Powiem to jeszcze raz - teraz już nic nie jest takie same.

***

- Boże do ciebie tu wyleźć. Akurat dziś, winda musiała się zepsuć.

- Wiesz, to ja niosłem bagaże, a wcale zmęczony nie jestem.

- Nie przesadzaj, tylko otwieraj drzwi, potrzebuję wody.

Weszliśmy do środka. Wypiłem hektolitry soku pomarańczowego i położyłem się na kanapie, twarzą do poduszek. Czułem nieokreślony ból egzystencjalny. Pod wpływem dotyku bruneta, który przejechał ręką po moich plecach, natychmiast się wyprostowałem i siadłem po turecku na kanapie.

- Co jest? Coś cię boli?

- Nie?

Chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie i położył, na stoiku obok, miskę z owocami. Miał dziwną minę jakby dokładnie wiedział, że mi się śnił pół na... Stop!

Chłopak dotknął mnie tak od niechcenia, a ty napalony nastolatku od razu reagujesz? Opanuj się trochę!

- Spokojnie, przecież cię nie zjem.

Przełknąłem ślinę i sięgnąłem po pilota. Był już wieczór, bo całe popołudnie spędziliśmy łażąc po mieście i wybierając szafę do pokoju bruneta. Włączyłem jakiś film i przykryłem się kocem. Bruno nieproszony wsunął swoje - powtórzę - NIEPROSZONE ciało pod MÓJ kocyk. Usprawiedliwiało go to, że był to jego dom i jego - MÓJ - ulubiony koc, a i to, że przyniósł popcorn... Tak to też.

Film był śmieszny, a ja na moment zapomniałem o wydarzeniach, jakie działy się w nocy w moim umyśle. Przytuliłem się do Bruno i zacząłem ziewać.

Rianbow White RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz