Rozdział 29

8 5 0
                                    

Środa, 16:17,2023

Mateo: Byłeś u lekarza? Co powiedział?

16:31,2023

Szofer: Że wszystko w porządku. Za dużo stresu i za mało jakiś witamin.

16:35,2023

Mateo: To dobrze. Wpadniesz dziś na kolację? Będzie ciocia Sofia.

Odczytane.

- Dzwonek telefonu -

- Halo?

- Aż tak się za mną stęskniłeś?

- Można tak powiedzieć. Martwiłem się.

- Wszystko jest w porządku, będę za 5 minut.

- He?

- Akurat byłem w drodze... Ja też się stęskniłem.

***

Poszedłem w kierunku taty, który mnie wołał. Obróciłem się w stronę bruneta i powiedziałem, że zaraz przyjdę. Po moim wyjściu zapanowała cisza. Jednak nie na długo. Z pokoju, dało się usłyszeć niektóre słowa, z rozmowy dwóch najważniejszych osób w moim życiu - bo trzecia była akurat obok mnie, a czwarta nie żyła.

***

- A więc to o tobie mój Mateo opowiadał, co prawda niechętnie, ale wymuszałam to na nim. - zaśmiała się.

- Tak to ja... W rzeczy samej.

Zapanowała ponowna cisza, którą przerwał głos cioci. Tym razem rozmawiali ciszej, a ja nie mogłem już nic usłyszeć.

Pov Bruno

- Opowie mi Pani...

- Ciocia. Mów mi ciocia. - skinąłem głową na znak, że się zadzam.

- Opowie mi ciocia o Mateo. Wiem o nim bardzo niewiele w porównaniu do niego.

- Ah, dobrze. Od czego by tu zacząć. Hym, może od początku. - zamyśliła się, po czym zaczęła mówić dalej.

- Mateo był bardzo specyficznym dzieckiem. Gdy obrał sobie jakiś cel, musiał go zrealizować. Zawsze tak było i jest do teraz. Pamiętam jak bardzo chciał nauczyć się jeździć na rowerze. Miał wtedy cztery lata. Trenował przez cały tydzień. Ciągnął ojca, żeby mu pomagał. Wracał z poobijanymi kolanami - ale udało mu się - nie rezygnował tak łatwo. Gdy podrósł twierdził, że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż żałować, że się nie spróbowało. - głośno westchnęła. - Był mądrym dzieckiem, co ja mówię - nadal jest. - tu zapadła dłuższa cisza. Monte wskoczyła na blat. kobieta zaczęła ją głaskać i mówić dalej. - Był bardzo pomocny - wszystkim pomagał, a szczególnie ojcu, przecież miał tylko go. Zapewne jak już wiesz, Mateo stracił matkę zbyt wcześnie - zdecydowanie za wcześnie. Bardzo to przeżył. Do dziś pamiętam, jak płakał przez wiele nocy. Pamiętam jego krzyk i błagania o to, żeby mama wróciła. Tysiąc pytań o to, gdzie jest i dlaczego odeszła. Mówił, że go nie kochała i obwiniał samego siebie. - głos Sofii zaczynał się znowu łamać. Złapałem ją za rękę, aby dodać jej otuchy i tym samym powiedzieć, że nie musi dalej opowiadać. Jednak ta nie przestała. - Potem... Potem zamknął się w sobie. Nie dopuszczał do siebie nikogo. Nie chciał z nikim rozmawiać. Był jeszcze dzieckiem. Miał tylko dziewięć lat. - ciocia wytarła łzy. Spojrzałem na nią z ogromnym żalem w sercu. Jednak nie było szkoda mi jej - lecz Mateo. Gdybym tylko znał go wcześniej... - Po śmierci Miriam zamieszkałam razem z nimi. Pomagałam wychować Mateo na dobrego chłopca. Pewnego wieczoru, gdy na dworze szalał sztorm, pokłóciłam się z dziesięcioletnim Mateo - ha to głupie, wiem - ale miałam już dość. Miałam dość, tego że Mateo w ogóle się nie odzywa. Miałam pretensje do dziecka o to, że w taki, a nie inny sposób opłakuje swoją matkę. Teraz myślę, że po prostu byłam złamana psychicznie i pragnęłam z całego serca, żeby Miriam wróciła. Jakby robiła nam wszystkim duży, nieśmieszny żart. - tu na chwilę przerwała. Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić dalej. - Obróciłam się tylko... Tylko na chwilę. Chciałam ochłonąć i go przeprosić. Jednak on... A go... Go już nie było. Szukałam go wszędzie. Potem zobaczyłam, że nie ma jego butów ani kurtki. Wybiegłam za nim w samych pantoflach i krzyczałam jego imię jak głupia. Bałam się. Byłam przerażona, że stracę również jego - jedyna osobę na tym świecie, która dawała mi nadzieje na lepsze jutro. Promyk słońca, który miał i nadal ma w swoich oczach. - Sofiie zaczęła płakać, ale nie przestawała mówić. Jakby chciała, żebym dokładnie wiedział, co się stało i jak bardzo Mateo jest dla niej ważny. - Nie wiedziałam co mam robić, do kogo zadzwonić. Płakałam jak dziecko. Modliłam się tylko, żeby Mateo nic się nie stało. Prosiłam Miriam, gdziekolwiek wtedy była, żeby kierowcy, zostali w domu w taką pogodę. Żeby po prostu znalazł się cały i zdrowy... I to właśnie wtedy usłyszałam, najcudowniejszy głos dziecka jaki mógł istnieć. Moją mała nadzieje, która biegła w moją stronę z ogromnym uśmiechem na twarzy. To był pierwszy raz od śmierci Miriam, kiedy się uśmiechnął. Gdy tylko do mnie podbiegł, zaczęłam go przytulać, całować w zmarznięte policzki i nosek. Nigdy nie zapomnę co wtedy powiedział.... ,,Ciociu, ciociu spójrz, spójrz kogo znalazłem''... W rękach trzymał małego, całego w błocie kotka, który trząsł się z zimna... ,,Możemy go zatrzymać? '' - zapytał... ,, Nazwiemy go Monte. Jest biały, tylko przykrywa go błoto.''
Po tym wszystkim wróciliśmy do domu. Od tamtej pory Mateo bardziej się ożywił. Zaczął rozmawiać z innymi, uśmiechać się. - otarła łzy i westchnęła.
- Zrozumiałam, że nie mogę go opuścić i że jego matka nad nim czuwa. Pogodziłam się zmyślą, że zobaczę ją dopiero po śmierci. Zaczęłam żyć teraźniejszością. - spojrzała na mnie. Zapewne ujrzała moje łzy, bo zrobiła minę, która mówiła - ,,Myślałam, że jesteś z tym co nie płaczą''. Próbowałem jak najbardziej je ukryć. Jednak Sofiie chwyciła mnie mocno za rękę i dodała. - Chcę... Chcę tylko powiedzieć, że Mateo jest dla mnie wszystkim... Jest dla mnie jak syn. Nie pozwolę nikomu go skrzywić. Nie pozwolę na to, aby dalej zamknął się w sobie. Może nie wygląda, ale jest bardzo wrażliwy. - spojrzała na mnie, ściskając moją rękę jeszcze mocniej. - Masz o niego dbać, zrozumiano? - uśmiechnęła się. Lekko zmieszany zrobiłem to samo. - Bo inaczej skopie ci tyłek. - kobieta zaśmiała się. Gdy usłyszała, że Mateo wchodzi do pokoju szybko wytarła łzy.

- Wiecie co... Coś się stało, co macie takie grobowe miny?

- Nic kochanie. - Sofiia uśmiechnęła się pod nosem i przegładziła jego włosy.

Zjedliśmy kolację, a Mateo zaciągnął mnie do swojego pokoju. Nie był to pierwszy raz kiedy tu byłem. Ostatnio, przyjechałem do niego z propozycją podwózki do szkoły. Jednak ten spał, więc musiałem zwlec go z łóż...

- Co czym rozmawiałeś z ciocią. - mówiąc to chłopak usiadł na łóżku, a ja zamknąłem drzwi.

- Hym, powiem ci pod jednym warunkiem.

- Nigdy z tym nie przestaniesz, co nie? Sprawia ci frajdę nękanie słabszych, prawda?

- Nie rozumiem o czym mówisz. - spojrzałem na niego i nieświadomie uniosłem kącik ust.

- Yhym, więc...?

- Może i bym ci powiedział, ale jakoś tak mam zły humor, może... Nie wiem... Jakiś całus załatwił by sprawę? - położyłem się na łóżku na plecach i głęboko odetchnąłem. Wciąż czułem ogromny ból głowy. Chciałem już dawno powiedzieć prawdę Mateo, dlaczego byłem w połowie drogi do niego, kiedy do mnie zadzwonił. Jednak coś w środku mnie nie chciało, żeby się dowiedział.

- Okej.

- Dobra - zaraz co?

Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć dostałem całusa w policzek. Nie spodziewałem się tego po nim. Położył się obok i czekał aż odpowiem mu na pytanie.

- O tobie.

- Co!? Niby o czym? Jak o mnie!?

Nie odpowiedziałem tylko wskazałem palcem na policzek. Ten nachylił się i tym razem pocałował mnie w usta - bardzo namiętnie. Gdy zacząłem unosić głowę, aby pogłębić pocałunek ten oderwał się momentalnie.

- A teraz opowiadaj.

Westchnąłem ciężko i podłożyłem ręce pod głowę. W skrócie opowiedziałem Mateo o czym rozmawiałem z jego ciocią. Chłopak lekko się uśmiechnął.

- Tata, zapytał mnie dziś, dlaczego Peter nie przyszedł... Odpowiedziałem, że zaprosiłem tylko ciebie.

Na te słowa usiadłem wpatrując się w zielonookiego.

- I?

- I nic, to tyle. Dalej nie pytał.

***

Zostałem u Mateo do późna. Oglądaliśmy film. Robiliśmy dokładnie te same rzeczy co robią pary, gdy spędzają ze sobą czas. Było naprawdę miło.

Na pożegnanie - skradłem Mateo całusa, gdy nikt nie patrzył. Ten spojrzał na mnie ze złością i wypchnął mnie za drzwi.

Rianbow White RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz