Rozdział 30

6 4 0
                                    

Ten tydzień minął jak każdy inny - szybko. Nim się obejrzałem nadeszła sobota. Nie widziałem się z brunetem przez cały ten czas. Ostatnio dziwnie się zachowuje. Nie wychodzi z domu. Pytałem Petera czy wie coś na ten temat, ale nic nie chce mi powiedzieć. Twierdzi, że nie ma pojęcia i wymyśla milion wymówek na sekundę.

- Peter, gdzie jest Bruno?

- Przepraszam nie widziałem go, od kiedy widziałem go ostatni raz.

- W-więc kiedy to było?

- Kiedy go ostatni raz widziałem?

- No.

- Zdecydowanie wtedy, kiedy ostatni raz go widziałem.

Dziś mam czas, więc postanowiłem zrobić mu małą niespodziankę. Mam nadzieję, że się ucieszy. Wziąłem prysznic i ubrałem komplet dresowy, który dostałem jako spóźniony prezent od Bruno na urodziny. Nakarmiłem kota i wyszedłem z domu. Podróż autobusem, jak zawszę się dłużyła. Po około trzydziestu minutach stałem już przed drzwiami Bruneta. Dzwoniłem dzwonkiem, ale ten nie otwierał drzwi. Wybrałem jego numer i bez zastanowienia nacisnąłem na słuchawkę. Nie odbebrał.

Może nie ma go w domu? Napisałem do Petera, żeby go o to spytać. Jednak ten oznajmił, że Bruno jest u siebie na mieszkaniu, więc... Czemu nie otwiera drzwi?

Kiedy nocowałem u bruneta dostałem od niego zapasowe klucze. Powiedział, że mogę do niego przychodzić kiedy będę chciał. Więc chyba nic się nie stanie, jak teraz wejdę, prawda? Martwię się o niego.

Przekręciłem kluczyk w zamku i otworzyłem drzwi. W mieszkaniu było ciemno.

- Bruno? Jesteś tutaj?

- Ymmm.

- A więc jesteś.

Podszedłem do dużego okna w salonie i odsłoniłem zasłony. Bruno leżał na kanapie przykryty kocem. Podszedłem do niego, a on chwycił mnie za rękę przyciągając do siebie.

- Dzień dobry. - powiedział zaspanym głosem i splótł swoje palce na moich plecach.

- Już połud...

I właśnie w tym momencie leżałem już na chłopaku między jego nogami.

- Jeszcze chwila, dobra? Daj mi jeszcze chwilę. W nocy w ogóle nie spałem.

Nie mogłem mu odmówić. Wyglądał na zmęczonego, a jego oczy były podkrążone. Nie, jakby nie spał w nocy, tylko jakby nie spał przez cały tydzień.

Po jakieś godzinie Bruno zaczął się budzić, a ja wpatrywałem się w ten piękny cud natury, który był mój.

- Która godzina?

- Emm, piętnasta.

- Serio? Osz kurczę. Muszę wziąć leki. Poczekaj kochanie.

Kochanie? Pierwszy raz tak do mnie powiedział. Jednak ważniejsze teraz jest tutaj to, że JAKIE LEKI!

Delikatnie wstałem i usiadłem na kanapie z oczami jak pięć złoty. Wiem, to głupie powiedzenie, ale idealne do sytuacji. Patrzyłem jak brunet połyka dwie, duże, białe tabletki i popija wodą. Pozwólcie, że powtórzę PATRZYŁEM JAK BRUNO POŁYKA JAKIEŚ BIAŁE TABLETKI!

- Co to? - zapytałem dość spokojnym tonem. Przecież byłem całkowicie opanowany. To normalne nie spać w nocy, wyglądać jak trup i brać jakieś tabletki o określonej godzinie. Nie no zupełna normal... No żesz kurwa! Odpowiadaj na moje pytanie!

- Emm, co tu robisz?

Przekrzywiłem głowę w bok nie rozumiejąc pytania, a raczej tego, że uniknął mojego.

Rianbow White RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz