- Peter, jak dobrze że tu jesteś!
- A gdzie miałbym być, to mój pokój. - mówiąc to obrócił się w moją stronę na obrotowym krześle. - Co się stało? Jesteś zdyszany. Z resztą spóźniłeś się.
- A no tak przep... Nie no, o tym nie teraz. Pomóż mi się gdzieś schować.
- Co? - zapytał z zaciekawieniem i zaczął przygryzać ołówek zębami.
Za drzwi słychać było donośne, coraz to szybsze kroki. Peter zaczął się uśmiechać.
- Co zrobiłeś? - zapytał z uniesionym kącikiem ust.
- Po pierwsze to... Nie chciałem... A w sumie to może chciałem? To jakoś tak samo wyszło. - Peter wciąż patrzył na mnie tym przeszywającym wzrokiem, teraz wiem po kim to odziedziczył. - Trochę droczyłem się z twoim bratem.
- Oho!
Słychać jak drzwi od łazienki się otwierają, a Bruno mnie woła.
- Muszę się gdzieś schować. - zacząłem się rozglądać po całym pokoju. W moje oko wpadła otwarta szafa, do której z łatwością bym się zmieścił.
- Dobra, jak coś to jestem w szafie. Znaczy nie... Jak coś to mnie tu nie ma. Jak mnie tu nie znajdzie, bo grzecznie powiesz mu, że mnie nie widziałeś, to da sobie spokój.
Chłopak głośno się zaśmiał.
- Co?
- Oj uwierz, znam mojego brata, nie tak łatwo przed nim uciec.
Zasunąłem drzwi od szafy w tej samej chwili, co Bruno otworzył drzwi do pokoju.
- Gdzie on jest? - nie widziałem jego twarzy, ale za pewne miał na sobie ironiczny, gniewny uśmiech.
- Pff... Co... Co ty masz na twarzy?
- Peter. A więc - gdzie?
Dobrze, że mam takiego oddanego przyjaciela, który nigdy by mnie nie wydał. Zabiorę go za to na jakieś jedzonko.
- Siedzi w szafie.
Serio? Powiedział to tak od niechcenia! Odwołuje wszystko, co przed chwilą powiedziałem. Niewierny pies. Idiota. Wydał mnie mój własny przyjaciel, poprawka, mój były przyjaciel.
- Oj Mateo, Mateo. - usłyszałem głos i kroki zbliżające się w moją stronę. - Popełniłeś dziś ogromny błąd.
Bruno odsunął drewniane drzwi, na co ja spróbowałem wybiec. Jednak chłopak złapał mnie w talii i przerzucił przed bark.
- Peter! Ty idioto! Straciłeś moje zaufanie. Nie pomogę ci z matmą.
- Sory, stary. - powiedział, dusząc w sobie śmiech. Jednak po chwili dodał. - Tylko oddaj mi go jak już z nim skończysz.
- Nie ma sprawy.
- Bruno puść mnie, okej? Przepraszam, dobra?
Wyszliśmy - poprawka - zostałem wyniesiony z pokoju blondyna na korytarz, który prowadził do schodów.
- Wiesz co zrobiłeś źle?
- Tak. Nie powinienem był tego robić.
- I?
- I wyciskać bitej śmietany na twoją twarz, ale tylko chciałem się zemścić za tą kolację. Zresztą i tak byś się ubrudził. - ostatnie słowa wypowiedziałem dość cicho, ale na moje nieszczęście chłopak i tak je usłyszał.
- Zła odpowiedz.
Zacząłem się wiercić, na co ten złapał mnie mocniej. Zeszliśmy po schodach na dół.