- Hej.
- Cześć.
- Dlaczego tylko ty po mnie przyjechałeś? Nie jedziemy wszyscy razem?
- Peter z mamą pojechali troche wcześniej, żeby wszystko przygotować, a że ja miałem jeszcze dziś trening to powiedziałem im, że cię zabiorę.
- Okej. No to w drogę... Czemu nie jedziesz?
Bruno nachylił się nad moją twarzą i na ułamek sekundy zatrzymał. Po czym złapał za pas przyciągną go do siebie i zapiął.
- Teraz możemy jechać.
- Mogłem sam go zapiąć.
- Wiem, ale chciałem to zrobić.
- Idiota. – wyszeptałem pod nosem.
Jechaliśmy prawię dwie godziny. Po drodze mijaliśmy piękne wzgórza i jeziora.
- O to moja ulubiona piosenka. – powiedział Bruno, podkręcając lecącą w radiu melodię. Pierwszy raz ją słyszałem. Kto by się spodziewał, że ma tak delikatne wnętrze. Zaśmiałem się pod nosem.
- Co? Nie podoba ci się?
- Nie o to chodzi. Kto by pomyślał, że lubisz tego rodzaju piosenki.
- Dużo rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz. - mówiąc to brunet spojrzał na mnie, uśmiechając się.
- Ta... Może to zmienimy? – Boże co ja powiedziałem?... Nie... Dlaczego ja to powiedziałem? – Znaczy no wiesz...
- Masz rację, Mateo... A więc jaka jest twoja ulubiona?
Całkiem dobre pytanie. Czy ja w ogóle mam jakąś?
- Hymm... Powiedzmy, że nie chce faworyzować żadnej piosenki.
- Ta... Wcale nie, dlatego że nie wiesz, prawda?
- Absolutnie.
Rozmawialiśmy całą drogę. Dowiedziałem się przeróżnych rzeczy o Bruno. Na przykład tego, że uwielbia lody, a najbardziej borówkowe. Mógłby jeść tylko je i nic więcej. Ku mojemu zdziwieniu powiedział mi, że wciąż trudno mu jest zasnąć w swoim nowym mieszkaniu. Okazało się, że gdy był mały złamał rękę skacząc na trampolinie. Może nie powinienem bym wtedy się śmiać, ale nie mogłem powstrzymać śmiechu. W przyszłości chce mieć psa - Border Collie. Powiedział, że z przyjemnością przedstawi go Monte.
Wyznał, że w przyszłym roku pragnie pojechać do Grecji, mówić to jego mimika twarzy zmieniła się - pochmirniał.
Potem szybko zmeinił temat i dowiedziałem się,że chce w środku nocy, stanąć na skraju wzgórza i wykrzyczeć swoje imię, tak aby wszyscy go usłyszeli. Powiedział mi również, że rodzina jest dla niego najważniejsza.
Nim się obejrzałem, byliśmy na miejscu. Nie wierzyłem własnym oczom. Przede mną stał piękny, drewniany, biały domek. Otaczały go wzgórza i łąki. Przed domem znajdowało się wielkie patio, na którym stał ogromny stół z krzesłami. Obok, w słońcu, lśniło jezioro, co prawda była zima, więc nie było mowy o pływaniu. Weszliśmy do środka i poczułem zapach cynamonu i tlącego się drewna w kominku.
- O już jesteście? – zapytała Ellie.
- Dzień dobry. – uśmiechnąłem się lekko.
- Upiekłam dla was pierniczki.
- Spokojnie, byłem pierwszym, na którym je testowała. Oznajmiam, że są jadalne, a nawet, całkiem smaczne. – powiedział Peter.
Blondyn oprowadził mnie po domku. Były w nim trzy pokoje sypialne i łazienka. Pokój Ellie znajdował się na dole, a Petera i Bruno w górnej części. Gdy weszliśmy do pomieszczenia, w którym spał blondyn, moim oczom ukazało się dwupiętrowe łóżko.
- Dlaczego? – wskazałem na nie palcem.
Chłopak westchnął.
- Mama uznała, że nie zmieścimy się na tamtym łóżku. – kiwaną głową na jednoosobowe, łóżko obok biurka. – A w tutejszym sklepie było tylko dwupiętrowe.
- Czekaj co? Kupiliście je tylko, dlatego że ja przyjechałem? Mogłem spać na podłodze.
- Haha, jeśli chcesz, to wciąż możesz.
- O nie! Nie może się zmarnować, jak już je kupiliście... Ale śpię na dole. – mówiąc to położyłem walizkę na materacu.
Było już popołudnie. Usiedliśmy wszyscy przy stole w salonie połączonym z kuchnią. Zjedliśmy obiad i rozmyślaliśmy co będziemy robić wieczorem oraz jutro. Ustaliliśmy, że pójdziemy na spacer i zwiedzimy okolice. Dowiedziałem się, że ponoć mają tu pysznego kurczaka, którego muszę skosztować. Wieczór spędziliśmy grając w gry planszowe, co na początku nie wydawało się zbyt fajne, ale z czasem się rozkręciło. Nasze mięśnie twarzy bolały od śmiechu.
Nim się obejrzeliśmy dochodziła północ. Ellie wyciągnęła album ze zdjęciami, gdy bracia poszli po drewno do kominka. Mieli wspaniałe, szczęśliwe zdjęcia.
Mały Peter, który siedział na kucyku, a zaraz Peter, który już leży koło niego na ziemi ze łzami w oczach. Pierwsze zawody blondyna, gdzie zajął czwarte miejsce, a zaraz obok lody pocieszenia dla ,,zwycięscy''. Pierwsza podwyżka Ellie i rodzinna kolacja. Pierwszy sparing Bruno, gdzie zajął drugie miejsce w wieku dwunastu lat. Święta Bożego Narodzenia, a na nim uchwycony moment jak Luna, świętej pamięci pies bruneta, powala choinkę na ziemie. I... Bruno, który przytula jakiegoś chłopaka...? Są tego samego wzrostu. Spojrzałem na datę - zdjęcia zrobione rok temu. Wydają się szczęśliwi... Bruno - chwyta go w talii.
Kim on jest? Chłopak nic nie wspominał... A zresztą... Co mnie to obchodzi.
Ostatnie zdjęcie przedstawia Ellie i jej dwóch synów. Uśmiechają się jakby z przymusu.
- To dzień, w którym podpisałam papiery rozwodowe. – uśmiechnęła się lekko kobieta.
- Wiesz co! Zróbmy sobie teraz zdjęcie! – wykrzyczałem.
Uśmiech kobiety zmieszał się ze zdziwieniem. Chwyciła za aparat, który od razu wywoływał małe zdjęcia.
- Teraz album będzie miał całkiem miłe zakończenie. – dodała Ellie, ocierając łzę, spływającą po policzku.
Do pokoju wtargnęli Bruno i Peter, głośno się śmiejąc. Kobieta oznajmiła, że jest zmęczona i poszła się położyć. Bruno rozmawiał z kimś przez telefon w swoim pokoju, a Peter... A Peter uznał, ze to idealny moment, żeby coś mi pokazać. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do stajni. Było ciemno, dopóki blondyn nie zaświecił światła. Ujrzałem dwa ogromne koniec, który zaczęły głośno rżeć. A nasz widok.
- On jest...
- To ona. – przerwał mi Peter.
- Ona jest...
- Piękna prawda?
- Stary nie przerywaj mi.
Blondyn głośno się zaśmiał, a ja zacząłem go uciszać, lekko uderzając go w głowę. Było zimno a my byliśmy w samych bluzach.
- Dobra wracajmy, bo zamarzam. – powiedziałem.
Gdy wróciliśmy, wszyscy już spali, więc my też się położyliśmy.
- Ej blondyn śpisz?
- Nie, a ty?
- No też nie.
Tu nastała cisza, która przerwał głos Bruno.
- Ja też nie.
- Boże! – krzyknąłem.
- Cicho. – wykrzyczał, szepcząc Peter.
- Dzieciaki idźcie już spać.
- A ty czemu nie śpisz? – zapytał Peter.
- Byłem w łazience, dobranoc.
Pewnie dalej nie mógł zasnąć. Obróciłem się na bok i przykryłem kołdra.
- Dobranoc.