Właśnie kończyłem się ubierać. Siostra pomogła mi w wyborze. Spodobał jej się granatowy trzyczęściowy garnitur, z wystającymi mankietami. Krawat w tym samym kolorze i biała koszula. Właśnie wsuwałem czarne buty i zegarek. Gotowy ruszyłem do samochodu, gdzie czekał na mnie kierowca. Podjechaliśmy pod kościół, gdzie ludzie już czekali. Przejechałem wzrokiem po tłumie, gdzie odnalazłem Layle. Stała z Santinim i jego rodziną. Szczęka niebezpiecznie się zaciskała. Chyba wyczuła mój wzrok, bo spojrzała na mnie. Muszę przyznać, że wyglądała pięknie. Bordowa, długa do ziemi sukienka z dekoltem "V" i na ramiączkach, idealnie podkreślała jej piersi. Miała na to założony czarny żakiet, pewnie tylko do kościoła. Przez wycięcie na nogę, zauważyłem, że ma szpilki w podobnym kolorze, na bardzo cienkim obcasie. Włosy pięknie upięła, pozostawiając wolne kosmyki. Wyglądała jak anioł. Niestety już nie mój. Zamyślenia przerwał mi głos mamy.
- Co się między wami stało? - ustała koło mnie.
- Nic mamo.
- Wyglądaliście na szczęśliwych. - naciskała dalej.
- Wygląd to nie wszystko. Po za tym wiesz doskonale, że za tydzień poznam swoją przyszłą żonę.
Uciąłem i udałem się do kościoła. Chwilę później pojawiła się koło mnie Layla. No tak świadkowa.
Gdy pojawili się już państwo młodzi, w końcu mogliśmy zacząć.
Szybko poszło i właśnie byliśmy już na sali. Pierwszy taniec młodych i trzeba było do nich dołączyć. Nie miałem zamiaru. Nalałem sobie alkoholu i ustałem przy ścianie. Zacząłem obserwować otoczenie i mój wzrok znowu padł na Laylę. Tańczyła z Santinim na parkiecie. Kurwa postawiłem szklankę i podszedłem do nich
- Odbijany.
- Raczej nie. - odezwał się facet.
- Nie chcesz wojny, ze mną.
- Ale ty ze mną chcesz. - tym razem odezwała się Layla. - Spokojnie Izi. Poradzę sobie z nim. - na jej słowa odszedł. Złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie. Położyła mi dłonie na klatce piersiowej i zaczęliśmy tańczyć. Gdy dotknąłem jej gołych pleców, oboje wciągnęliśmy powietrze.
- Dlaczego przyszedłeś sam? - zapytała cicho.
- Bo ty przyszłaś z innym
- Przecież masz narzeczoną. Bree? Dobrze mówię?
- Przestań już. Nie była i nie będzie. Zresztą nie żyje. - na moje słowa poderwała głowę.
- Jak to?
- Znalazłem ją niedawno z nożem w brzuchu.
- Wiadomo kto to?
- Podobno Ciemna piękność.
- Skąd wiesz?
- Tyle zdarzyła powiedzieć. .
- Przykre.
- Nie bardzo. Chciałbym Ci wszystko wyjaśnić.
- Tutaj nie ma czego.
- Jest Layla. Wszystko wyszło nie tak.
- Wybacz, ale nie chce tego słuchać. Może kiedyś będziemy mieli jeszcze okazję porozmawiać.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro rano.
- Odbijany. - usłyszałem głos ojca. Oddałem mu jej rękę i wyszedłem na zewnątrz.
Layla.
- Dowiedziałaś się coś o tym liście?
- Owszem. Winowajca już nie żyje. Obstawiam, że leży jeszcze w swojej sypialni z nożem w brzuchu.
- Bree? - jego oczy były ogromne.
- Niestety. - pokiwałam głową i gdy piosenka się skończyła, usiedliśmy do stolika.
Wszyscy bawili się wyśmienicie. Oprócz mnie i Lucasa. Oboje piliśmy i cieszyliśmy się pełnym kieliszkiem. Miałam już wszystkiego dość i byłam dalej tutaj tylko ze względu na Libi. Cieszyłam się, że już prawie koniec. Teraz było rzucanie welonem, że byłam panną, musiałam brać w tej szopce udział. Stałam jak taki wazon, na środku. Nawet nie wiem, kiedy ten przeklęty welon znalazł się w moich dłoniach.
- Serio? - zmarszczyłam brwi, a wszyscy zaczęli się śmiać i klaskać. Zostało mi tylko czekanie na partnera.
Mężczyźni zebrali się na parkiecie, a ja ustałam koło przyjaciółki. Ethan zaczął się kręcić i rzucił, trafiając idealnie w dłonie Lucasa. Ten się odwrócił i uśmiechnął szeroko, tak jak lubiłam u niego najbardziej. Niebezpiecznie.
- To było podstawione. - rzuciłam oskarżycielsko do Libi, która rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami.
- Mogę prosić? - Lucas właśnie stał przede mną z wystawioną dłonią.
- Nie mam wyjścia. - uśmiechnęłam się szeroko i podałam mu swoją. Przyciągnął mnie od razu do siebie i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki.
- Chodźmy dzisiaj do mnie. - spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi. Chciałam się wyrwać, ale mocno mnie trzymał.
- Niezły masz tupet.
- Przecież dobrze nam razem było.
- Owszem było.
- Widzisz, takie pożegnalne bzykanko.
- Spierdalaj. - warknęłam i w końcu od niego mogłam odejść. Piosenka dobiegła końca, a wszyscy zaczęli się zbierać.
CZYTASZ
Bound by promise.
RomanceLayla Vitalle (Santini). Przez tragiczne wspomnienia, znika z mafijnego półświatku i działa od tej pory, jako płatny zabójca. Nikt nie zna jej tożsamości. Kobieta widmo, uznawana za zaginioną. Pewnego dnia, postanawia wyjechać do Chicago i zaczyna p...