Rozdział 14

18.3K 511 0
                                    

Widziałam tylko ciemne korytarze i coraz więcej zakrętów. Byłam właśnie prowadzona za rękę przez Lucasa gdzieś w głąb domu. Zeszliśmy po schodach i chyba znaleźliśmy się pod ziemią, bo zrobiło się od razu zimno. Było pełno pomieszczeń, oczywiście nic nie słyszałam. Podszedł do ściany, na malutkim wyświetlaczu ledwie widocznym wpisał jakieś cyferki i pojawiły się kolejne drzwi. Nie widziałam kodu. Wszędzie były czujniki, więc chociaż światło się włączało i gasiło za nami. Boże miałam wrażenie, że to trwało wieczność. Zaczęłam się go bać. Nareszcie doszliśmy do wielkich drzwi, ale musieliśmy wejść po małych schodach. Gdy je podniósł, odkryłam, że to drzwi w ziemi, przykryte trawą. Weszliśmy na piękną zieloną trawkę i moim oczom ukazał się malutki biały domek nad jeziorem. Cudownie. Wyciągnął z kieszeni klucz, a ja popatrzyłam na niego jak na wariata. Co tutaj się działo. Nigdzie nie było widać, nawet żywej duszy. Miałam wrażenie, że byliśmy po środku lasu. Weszłam za nim do środka, po czym usłyszałam kliknięcie zamka. Obserwowałam każdy jego ruch, w końcu usiadł w fotelu, a ja dopiero teraz rozejrzałam się po wnętrzu. Wyglądał jak zwykły domek jakiejś babci. Jezu.

- Powiedz coś w końcu. – nie wytrzymałam, ale mój głos brzmiał jakoś nieobecnie, jakby nie był mój. Podniósł wzrok i nasze oczy się spotkały.

- Tylko Ty wiesz o tym przejściu, domu i kod też doskonale znasz. Nie jest to ani moja data urodzin, ani Twoja. Może Ci się to kiedyś przydać. – oznajmił tajemniczo.

- O czym ty mówisz. Kiedy może mi się przydać? – zmarszczyłam brwi.

- Jak coś mi się stanie, maleństwo. – oznajmił po krótkiej przerwie. Otworzyłam szeroko oczy i podeszłam do niego. Złapałam jego twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy.

- Co ty pleciesz Lucas? Nic Ci się nie stanie. Nie może. – uśmiechnął się smutno.

- Nie łatwo jest mnie zabić, ale doskonale wiesz w jakim świecie żyje. To nie jest bajka. Będzie to nasze tajne miejsce. – oznajmił i delikatnie pocałował. Boże, on całował mnie delikatnie.

- Nie całuj mnie tak. – wyszeptałam.

- Jak?

- Jakbyś się ze mną żegnał.

- Jeszcze nie Malutka. Jeszcze nie.

Więcej już nic nie powiedział. Zawładnął moimi ustami, ciałem i myślami oraz czynami. Zawładnął mną całą. Miał rację, byłam tylko jego. Nigdy już nikogo tak nie pokocham jak kocham jego. Kochaliśmy się całą noc. Pierwszy raz się kochaliśmy, a nie pieprzyliśmy jak króliki. Czcił moje ciało, jakbym była pieprzoną boginią. Usnęliśmy wtuleni, nadzy i zmęczeni. Piękny magiczny czas dobiegł końca.

Rono obudziłam się sama w łóżku. Podniosłam delikatnie, ale nigdzie go nie widziałam, więc wstałam owinięta prześcieradłem. Wyszłam z pokoju i znalazłam go w kuchni. Robił śniadanie. Stał w samych szarych dresach. Każdy jego tatuaż był widoczny i wyglądał jak dzieło sztuki. Umięśnione plecy ukazywały każdy mięsień przy najmniejszym ruchu.

- Cały czas ktoś dzwonił do Ciebie. Wybacz spojrzałem na ekran i to ktoś z Włoch. – widziałam w jego oczach ciekawość. Jedyny numer i dwie osoby. Tata albo Izy. Coś się stało. Podeszłam do stołu. Miałam rację. Napisałam szybkiego smsa, że jestem z Lucasem i nie mogę rozmawiać. Kazał mi się szybko odezwać. – To tylko Francesca. Jedyna przyjaciółka, która została mi z tamtego życia. Dawno się nie odzywałam. Zaczęła się martwić. – uśmiechnęłam się, kłamiąc jak Pinokio. Jezu on mógł się przy mnie schować.

- Zająłem Twój czas kochanie? – uwielbiałam jak się tak do mnie zwracał, a ja miałam wyrzuty sumienia, że go muszę oszukiwać. Podeszłam do niego powoli i pocałowałam go w bark.

- Nie tylko czas, ale i myśli. – uśmiechnął się i odwrócił głowę, żeby pocałować mnie w czoło.

- Siadaj. Zrobiłem śniadanie.
Jedliśmy w milczeniu i niestety w końcu nastał czas na powrót. Ubraliśmy się i tak samo jak tutaj się dostaliśmy to wróciliśmy. Oczywiście mi się znowu dłużyło, ale w końcu znaleźliśmy się w jego domu, mijając jego ludzi. Każdy się ukłonił. Widziałam jaki szacunek miał u swoich ludzi i byłam w szoku. Ktokolwiek chciałby go zdradzić, byłby idiotą. Wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy w drogę. Pożegnaliśmy się i jakby nigdy nic poszłam do domu. Wczoraj wieczorem był dziwny. Nie chciałam go stracić. Chciałam przeciągać to jak najdłużej. Zamknęłam mieszkanie i zadzwoniłam do taty. Odebrał po drugim sygnale.

- Nareszcie.

- Co się stało?

- Widziałaś ostatnio któregoś chłopaka z ochrony? – wkurwienie w jego głosie dało się dokładnie wyczuć.

- Nie, w piątek miałam Ci o tym powiedzieć. Potem kompletnie zapomniałam.

- Nie mogę z żadnym się skontaktować.

- Dziwne.

- Masz nie wychodzić po zmroku, puki nie wyśle nowej ochrony. Zrozumiano?

- Tato z całym szacunkiem, ale sobie poradzę. Nie przesadzaj.

- Layla nie dyskutuj.

- Nie tato. Dam sobie radę.

- Córeczko. – uwaga zmiana tonu. Wiedział, że nie załatwi nic krzykiem, więc przeszedł w prośbę. Sprytne.

- Dam sobie radę. Większość czasu i tak spędzam z Lucasem albo Libi. Nic mi z nimi nie grozi.

- Lucasem powiadasz? – usłyszałam w jego głosie zainteresowanie.

- Tak. Wiem, że będę musiała skończyć, ale jeszcze nie teraz.

- Nie oceniam kochanie. Czas pokaże. Muszę już kończyć.

- Dobrze. Tęsknię za wami.

- My też kochanie. My też. Pa

- Papa tato.

Resztę wieczoru spędziłam na sprzątaniu. Gdy leżałam już w łóżku dostałam smsa. Złapałam telefon z szafki nocnej i zauważyłam że to od Lucasa. Uśmiech zaraz pojawił się na mojej twarzy.

Lucas: Cześć Piękna. Chciałbym, żebyś jutro przyjechała do mnie do domu. Potrzebuje Cię tutaj.

Ja: Do czego, jeśli mogę spytać?
Odpowiedz przyszła niemal natychmiast.

Lucas: Mam w swoich ludziach kreta i chciałbym, żebyś swoim kobiecym okiem spojrzała. Po za tym, chce spędzić z Tobą więcej czasu.

Ja: Będę, a o której?

Lucas: Jak wstaniesz

Ja: Serio mam być już o piątej?

Lucas: Zapomniałem, że ty jesteś rannym ptaszkiem. Przyjedź o której chcesz.

Ja: Dobrze

Lucas: Dobranoc Layla

Ja: Dobranoc Lucas.

Usnęłam niemal natychmiast.
Dzień zaczęłam oczywiście od treningu, ale tym razem postawiłam na siłownię w domu, nie chciałam jeszcze bardziej stresować taty. Ciekawe co się stało z tymi idiotami. Kiedyś się dowiemy.
Wykąpana i ubrana, stałam właśnie przed lustrem i gapiłam się na swoje odbicie. Wyglądałam zajebiście.
Wybrałam w końcu czarną dopasowaną sukienkę, z której wystawał biały kołnierzyk i mankiety. Była taka grzeczna, ale jednocześnie kusząca. Nogi wydłużyłam czarnymi szpilkami. Zabrałam pasującą torebkę i płaszczyk. Zrobiłam loki i pomalowałam usta czerwoną pomadką. Wyglądałam dobrze, więc zeszłam do garażu.
Pod rezydencją szefa byłam bardzo szybko. Podjechałam pod bramę, która od razu się otworzyła, wtedy zobaczyłam mnóstwo mężczyzn w czerni i słuchawkami w uszach. Kurwa. Chciałam się wycofać, ale było już za późno. Nienawidziłam tej jebanej atmosfery. Wiedziałam jak to wygląda dokładnie, ale już zdarzyłam przyzwyczaić się do spokoju. Każdy ukłonił się lekko, a ja wjechałam na posesję. Zaparkowałam w wyznaczonym miejscu i wysiadłam. Wszyscy patrzyli się prosto na mnie, a ja poczułam się strasznie nieswojo.

- Zajmijcie się pracą. – zagrzmiał potężny głos Evansa, na który wszyscy opuścili wzrok, a ja spojrzałam dopiero na niego.

Stał w progu domu i wyglądał obłędnie. Ja pierdole, na sam jego widok miałam już mokro w majtkach. Białą koszulę miał odpiętą do połowy klatki piersiowej, ukazując tatuaże. Spodnie miał kremowe, garniturowe ale bez paska i był boso. Jezu święty. Jeśli on tak będzie mi otwierał, to mogę być częstszym gościem. Chyba musiałam wyglądać komicznie, bo dostrzegłam u niego uśmiech, którego tak rzadko widzę w jego wykonaniu. Wygląda wtedy młodziej i tak beztrosko. Odwzajemniłam uśmiech i weszłam do domu. Gdy się z nim mijałam, poczułam zapach żelu pod prysznic. Dobry Jezu, dlaczego mi to robisz? Weszłam do salonu i już chwilę później był przy mnie. Pomógł mi ściągnąć płaszcz. Każdy jego dotyk, powodował u mnie ciarki. Ten facet był diabłem, schowanym za przystojną twarzą. Pierwszy raz jakikolwiek mężczyzna działał na mnie w ten sposób.

- Napijesz się czegoś? – to pytanie wyrwało mnie z zamyślenia.

- Kawę poproszę. – uśmiechnęłam się delikatnie, aczkolwiek smutno. Chyba to wyczuł, bo mina mu od razu zrzedła. Udał się w stronę kuchni. Nie było tutaj przepychu, tak jak u jego rodziców.. Przeważały czernie, biele i szarości. Nie było złota czy jakiś szalonych dywanów jak u mnie. Nic nie poradzę, że mój ojciec kocha pieniądze. Nie jestem długo sama, wraca do mnie, ale już w pełni ubrany, chociaż zostawił odpiętą koszule.

- Chodźmy do Sali konferencyjnej. – udałam się we wskazanym kierunku.

Gdy poczułam jego dłoń na krzyżu, wyciągnęłam głośno powietrze. Jezu święty. Wpuścił mnie do pomieszczenia i znowu przeżyłam nie mały szok. Tutaj akurat jeszcze nie byłam. Ściany były siwe z podświetlanym sufitem, na samym środku stał ogromny, prostokątny stół z jasnego drewna. Dostawione były czarne krzesła. Podłoga była szara, a do stołu było dołożone biurko w przeciwną stronę, tworząc literę „T”. Telewizor wisiał na ścianie, na samym końcu stołu, a wokół niego była szafka z przeróżnym alkoholem. Tutaj było przepięknie. Położyłam torebkę i laptopa na stół, po czym usiadłam na jednym z krzeseł. Mężczyzna włączył na ogromnym telewizorze cichą muzykę. Chociaż trochę rozładuje tą napiętą atmosferę. Wczoraj coś się między nami zmieniło, nie byłam tylko pewna czy na lepszy, czy gorsze. Już miałam się odezwać, ale usłyszeliśmy pukanie i po chwili ujrzałam starszą kobietę, z filiżankami. Wyglądała na amerykankę. Uśmiechnęła się promiennie w moim kierunku. Jej akurat też nigdy nie widziałam i nie poznałam.

- Dzień dobry. Jestem Teodora. Jestem gosposią Lucasa. – wyciągnęła do mnie dłoń, którą ujęłam.

- Dzień dobry. Jestem Layla. Sekretarka Pana Lucasa. – widziałam jak mężczyzna przewraca oczami, mamrocząc coś, że znowu zaczynam. Uwielbiałam się z nim droczyć, a jak zobaczyłam, że wkurza go jak mówię do niego pan. No cóż. Tylko głupiec by nie skorzystał.

- Piękna z Ciebie kobieta. Włoszka?

- Tak proszę Pani.

- Piękna. Teraz wszystko rozumiem. – mamrocząc pod nosem wyszła, zamykając drzwi i zostawiając mnie z mężczyzną sam na sam. Spojrzałam na niego z niemym pytaniem, co to miało być, ale on tylko wzruszył ramionami. Upiłam łyk kawy i dosłownie zapadłam się w siedzeniu. Prawdziwa włoska kawa. Mmm..

- Specjalnie sprowadzona z Włoch. – potwierdził moje przypuszczenia.

- Zapomniałam jaka ona jest pyszna. – zanotowałam sobie właśnie, żeby poprosić ojca, albo brata, żeby mi ją tutaj wysłali. – Powie mi Pan lepiej czego ode mnie oczekuje. 

Spojrzał na mnie i usiadł na przeciwko. Złożył ręce na klatkę piersiową, wyglądając jak Bóg.

- Przez dość niebezpieczne sprawy i interesy mam wiele wrogów. Później ten filmik. Ktoś chce mi zaszkodzić. Mam po prostu w swoich ludziach kreta.

- Masz jakieś przypuszczenia?. – zapytałam delikatnie.

- Właśnie nie.

- Komuś się nie podoba to że jesteś na szczycie i Twoje metody działania?

- Oczywiście i bawię się w mafię. Już to kiedyś słyszałem. Mniejsza z tym. – zdębiałam na jego szczerość. – Tak. Jestem Bossem Chicagowskiego oddziału. Jestem tutaj najważniejszy i to ja podejmuje wszystkie decyzje. Jeśli jakąkolwiek jest podjęta za moimi plecami, albo coś się za nimi dzieje, wyciągam bardzo surowe konsekwencje. – mówiąc patrzył mi cały czas prosto w oczy. – Zabiłem wiele osób i nie cofnę się przed niczym. To właśnie komuś nie pasuje.

- Lubię niebezpieczeństwo.. Niech będzie więc w czym mam pomóc. – założyłam nogę na nogę, gdzie od razu powędrował jego wzrok. Oczywiście szybko wrócił do moich oczu.

- Mam kreta między swoimi ludźmi. Wiem tylko, że to nie Ethan. Reszty nie jestem pewien. – po raz kolejny mnie zaskoczył, on na prawdę mi ufał.

- Skąd te przypuszczenia?

- Giną mi duże kwoty pieniędzy, kontenery z koką i bronią od czasu do czasu znikają w nieokreślonych okolicznościach. Ostatnia strzelanina w moim kasynie w tym postrzelenie brata. Nie mieli go zabić, tylko mnie ostrzec. Co jakiś czas jeździ za moją siostrą jakiś czarny SUV. – olśniło mnie.

- Czarny przyciemnione szyby? Rejestracja zabłocona? – na moje słowa, widocznie się spiął.

- Skąd to wiesz?

- Co jakiś czas widzę go pod mieszkaniem, ale nigdy nie wyciągnęłam wniosków.

- Kurwa mać. – walną dłonią w stół i wstał. Złapał telefon i już po chwili prowadził rozmowę.

- Przyjedź do mnie. Jak najszybciej.

- Tak.

- Jakby nie było ważne to bym kurwa nie dzwonił. Nie uważasz?

- Czekam.

Teraz właśnie się go bałam. Przypuszczałam, że dzwonił do Ethana. Widziałam ten ogień w jego oczach. Spojrzał na mnie i podszedł powoli. Nie spuściłam wzroku, nie pokaże słabości. Tak mnie uczona. Złapał moją twarz w obie dłonie i spojrzał głęboko w oczy.

- Nie wiem co ty kryjesz za tajemnice, kiedyś się jej dowiem. Jesteś dla mnie istną zagadką, ale nie pozwolę Cię skrzywdzić. – po tych słowach pocałował mnie w czoło, czym po raz setny zaskoczył. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy przez dłuższą chwilę i znowu miałam wrażenie, że zaraz mnie pocałuje. Czułam jego oddech na moich ustach. Nagle drzwi się otworzyły, a ja wydałam jęk frustracji.

- Kurwa stary. – Lucas brzmiał na załamanego.

- Znowu? – zaśmiał się, a ja miałam ochotę go zabić.

- Tak kurwa znowu. Opowiedz temu idiocie to co mi.

Tak też zrobiłam.

- Kurwa. – tylko tyle był w stanie powiedzieć, bo przerwał nam telefon Lucasa. Odebrał i widziałam jak się spina.

- Libi. Jedź jesteśmy w drodze. Proszę Cię skieruj się jakoś w stronę mojego domu. Zaraz będę miał Twoją lokalizację. Nie bój się. Teraz muszę się rozłączyć ale zaraz zadzwonię.

- Co jest?

- Czarny SUV ściąga moją siostrę.

Bound by promise.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz