Rozdział 22

16.4K 451 9
                                    

Dni mijały stanowczo za szybko. Jutro miałem poznać moją przyszłą żonę. Właśnie znajdowałem się w samolocie, razem z ojcem, bratem i przyjacielem. Moja siostra i mama, miały przylecieć za dwa dni, już po naszym poznaniu. Kobiety z reguły nie brały udziału w takich okolicznościach, oczywiście oprócz potencjalnej panny młodej. Spojrzałem na ojca.

- Powiesz mi w końcu kto to? - uśmiechnął się do mnie szeroko.

- Oczywiście synku. - nienawidziłem jak tak do mnie mówił. Podszedł do szafki w rogu i wyciągnął teczkę, po czym mi ją podał. - Przeczytaj sobie, tylko pamiętaj, że już stary jestem. - zaśmiał się, a ja wiedziałem, że się wkurwię. Otworzyłem ją i krew mnie zalała. Spojrzałem na niego, on siedział wygodnie na fotelu z kostką na kolanie drugiej nogi. Tak jak ja, przy kulturalnej rozmowie ze zdrajcami.

- Kurwa mać! - krzyknąłem na całe gardło, wszyscy patrzeli z przerażeniem na mnie, oprócz mojego ojca. Ten właśnie się głośno śmiał i bawił w najlepsze. Wycelowałem w niego palcem.- Doskonale wiesz, że nienawidzę tej rodziny.

- Owszem, ale potrzebne nam większe poparcie, po za tym to córka mojego przyjaciela.

- Przecież ona podobno zaginęła.

- Podobno. - uśmiechnął się, a ja zmarszczyłem brwi.

- Wiesz doskonale jak ona wygląda prawda?

- Oczywiście. Nie wydałbym Cię za byle kogo. - zaśmiał się, a ja zastanawiałem się, czy nie padło mu na głowę, na starość.

- Dziękuję Ci łaskawcu. Jak wygląda? - zadałem nurtujące mnie pytanie.

- Jak myślisz, dlaczego nie ma zdjęcia?

- Bo jest w chuj brzydka. - wtrącił Nathan.

- Nie ma brzydkich kobiet synu. - skarcił go ojciec, po czym kontynuował. - Wracając do Twojego pytania. - zwrócił się znowu do mnie. - Przekonasz się jutro.

Tym zdaniem zakończył rozmowę, a we mnie się zagotowało. Doskonale wiedziałem, że i tak to nic nie da. Niczego się nie dowiem. Jutro zapowiada się ciekawy dzień. Postanowiliśmy z chłopakami udać się do jednego z klubów. Pech chciał, że właścicielem był Ignazio Santini, mój przyszły szwagier. Nieźle tatuś mnie urządził. Musiałem pokorzystać. Wiedziałem, że ojciec i matka by mnie zabili, gdyby dowiedzieli, że zdradzam żonę. Parodia dosłownie. Większy powód jaki miałem, to pozbycie się Layli z głowy. Jedyna kobieta, która zajmowała tak długo moje myśli, ale cóż koniec z tym. Weszliśmy do środka i od razu udaliśmy się do naszej loży. Chwile później pojawiła się kelnerka z naszym alkoholem. Miałem wrażenie, że zaraz te jej cycki, wypłyną z bluzki. Miała długie blond włosy, przełożone na jedną stronę, obcisły biały top i krótką spódniczkę, oraz szpilki. Dół był znośny, bo moje kelnerki w klubie, też mają podobne, ale przy cyckach majstrowała. Ciekawy byłem, ile mogła mieć lat, z dwadzieścia? Nie więcej, a może mniej. Zaczęła się przed nami wypinać, oczywiście zainteresowany był tylko mój brat. On akurat, żadnej nie odpuszczał, ale ona była zainteresowana mną. Właśnie miałem się odezwać, gdy w naszej loży pojawił się właściciel.

- Kogo moje oczy widzą. - odezwał się z wyczuwalną kpiną, a ja miałem ochotę wydłubać mu oczy. Pieprzony cwaniak.

- Myślałem, że to klub nocny.

- Bo tak jest? - zmarszczył brwi.

- Wybacz, widoki, które przed chwilą miałem przed oczami, mnie zmyliły. - zaśmiałem się, a ze mną moje towarzystwo. Gdy zobaczyłem, że nie bardzo rozumie o co mi chodzi, wskazałem palcem na cycki, jego kelnerki. Zauważyłem gniew w jego oczach, gdy w końcu podążył za moim wzrokiem.

- Zakryj te cycki do cholery jasnej i wracaj do swojej roboty. - warknął w jej stronę, a dziewczyna oblała się rumieńcem, zakrywając dłonią dekolt. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. - Nie róbcie mi tu orgii.

- O nas dwóch, nie musisz się martwić. - wskazałem między mną, a przyjacielem.- Ale za brata nie odpowiadam. - wskazałem na Nata i się zaśmiałem. - Ja już jutro, dostane w swoje ręce Twoją siostrzyczkę. Zabawię się.

- Zobaczymy, kto się z kim zabawi. - zaśmiał się i wyszedł z loży, a ja patrzyłem, jak się oddala.

- Co kurwa? - mruknąłem

- Nie wiem, ale obstawiam, że będzie ciekawie, braciszku. - zaśmiał się Nathan, ale mi wcale nie było do śmiechu. Coś mi mówiło, że w tych jego słowach, było dużo prawdy. Będę miał ciekawe życie.

Bawiliśmy się rewelacyjnie. Alkohol płynął litrami, a ja uczciłem swoje ostatnie dni wolności. Wróciliśmy nad ranem, do naszych apartamentów. Nie miałem kurwa nawet siły się wykąpać, bo byłem tak najebany. Jezu, jak ja dawno nie doprowadziłem, do takiego stanu. W końcu zapadła ciemność. Szkoda, że nie, Ciemna Piękność.

Razem z promieniami słońca, wpadającymi przez okno otworzyłem oczy. Oczywiście od razu tego pożałowałem. Kurwa, moja głowa. Ledwo wyszedłem z łóżka, a już usłyszałem dźwięk telefonu. Odebrałem bez patrzenia.

- Evans.

- Witaj synu. Cudownie, że raczyłeś już wstać - usłyszałem głos ojca. - Jak głowa? Obstawiam, że napierdala. Cudownie. Samopoczucie idealne na dzisiejszy dzień. - mogłem się założyć, że się właśnie uśmiecha.

- Masz szczęście, że jesteś moim ojcem. - warknąłem.

- Oczywiście synku. - teraz już się śmiał.

- Po co dzwonisz?

- Nie mogę porozmawiać z moim synem? - zapytał, a ja miałem ochotę wybuchnąć, było to coraz bliżej.

- Kurwa nie mam ochoty na podchody!. - wydarłem się.

- Będziemy po Ciebie za około godziny i jedziemy na obiad, a następnie do domu Twojej przyszłej żony. - zmarszczyłem brwi.

- Obiad? Czemu tak wcześnie?

- Niekoniecznie. Jest już trzynasta trzydzieści, więc myślę, że to odpowiednia pora na obiad, a na szesnastą jesteśmy umówieni do Państwa Santini na kolację. Zbieraj się Lucas. - po tych słowach się rozłączył, a ja spojrzałem na zegarek. Faktycznie było po pierwszej. Kurwa, nie chciało mi się tam jechać. Wyszedłem na taras, żeby zapalić, co od razu mi pomogło. Wypiłem jeszcze kawę i poszedłem pod prysznic. Gdy woda spłynęła na moje ciało, przypomniałem sobie, moje chwile z Laylą. Byliśmy jak gówniarze. Kurwa, opukałem się i wyszedłem szybko. Musiałem wybrać coś do ubrania. Postawiłem na tradycyjny czarny, trzyczęściowy garnitur, krawat i buty, oraz białą koszule. Założyłem jeszcze srebrny zegarek. Gotowy zszedłem na dół. Samochód już czekał, więc wsiadłem. Podjechaliśmy na obiad, do restauracji. Szybko zjedliśmy posiłek i ruszyliśmy w stronę wylotówki. Wyjechaliśmy za miasto, a następnie wjechaliśmy w leśną drogę, prowadzącą do posiadłości. Cały czas miałem dziwne wrażenie, że zaraz coś się spierdoli i rozpęta się huragan. Każdy z nas jechał osobnym samochodem, tak zwane bezpieczeństwo. Cieszyłem się z tego, bo mogłem sobie w spokoju pomyśleć. Podjechaliśmy w końcu pod rezydencje Santinich i wysiedliśmy. Gospodarz wraz z żoną czekali już na podjeździe. Podszedłem tradycyjnie, najpierw do kobiety i ucałowałem ją w dłoń.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry. Dobrze wychowany z Ciebie człowiek. - uśmiechnęła się do mnie kobieta, a byłem w szoku, bo to odwzajemniłem.

- Miło mi. Lucas Evans.

- Izabella Santini. - przyjrzałem się kobiecie i wydawało mi się, że kogoś mi przypominała, ale to mogło mi się tylko uroić. Podałem dłoń jej mężowi.

- Lucas Evans.

- Luciano Santini.

- Miło mi w końcu Pana poznać.

- Mi również. Mów mi proszę po imieniu, tak będzie nam łatwiej.

- Masz rację. - zgodziłem się i zrobiłem miejsce mojemu ojcu, który czule przywitał się z przyjaciółmi. Lubiłem go takiego beztroskiego.

- Wejdźmy do środka. Już czas.
Weszliśmy do domu i udaliśmy się do salonu. Zauważyłem w nim Ignazio i odwróconą do mnie kobietę. Figura jak marzenie i ciemno- brązowe włosy. Coś mi coraz bardziej nie pasowało. Nie mogła to być prawda, moje przypuszczenia nie mogły okazać się prawdą. Kobieta, za namową brata odwróciła się, a ja zamarłem. Kurwa to nie mogła być prawda. To się nie działo naprawdę. Patrzyła na mne szeroko otwartymi oczami i ustami. Nie wiedziała, że to będę ja. Odzyskałem głos i wyszeptałem.

- Layla?

- Lucas? – miała łzy w oczach.

- Co to kurwa ma znaczyć?! Kim ty kurwa jesteś?! – teraz już się darłem.

- Przedstawiam Ci moją córkę. Layla Santini. – odezwał się Luciano. Spojrzałem na niego.

- Ona wcale nie zaginęła? Cały czas mieliście kontakt? Kurwa i ty tatusiu? – spojrzałem wkurwiony na ojca, po czym przeniosłem wzrok na kobietę. – A ty? Dobrze się kurwa bawiłaś moim kosztem?

- Lucas ja nie wiedziałam! – zaczęła się bronić, ale jej przerwałem.

- Jasne. Boże, jakim ja byłem głupcem! – założyłem ręce na głowę.

- Lucas ja nie wiedziałam, że to będziesz ty. Też żyłam w niewiedzy.

- Nie zmienia faktu, że nie powiedziałaś mi kim jesteś. – wycelowałam w nią palcem.- Nienawidzę Cię rozumiesz? – oznajmiłem i wyszedłem do ogrodu. Musiałem się uspokoić.

Layla.

- Nienawidzę Cię rozumiesz? – widziałam jak mężczyzna którego kocham odchodzi.

Boże. Nie miałam pojęcia, że to ma być on. Powiedziałabym mu o wszystkim pomimo, gniewu ojca. Teraz właśnie zwróciłam się do rodziców i Pana Anthonego.

- Dobrze się bawiliście? Zniszczyliście wszystko. – łzy ciekły mi po twarzy. – Dobrze wiedzieliście, że się do siebie zbliżyliśmy!. – teraz już się darłam przez łzy. Histeria opanowała moje ciało. Poczułam potężne ramiona brata. Odsunęłam się od niego.

- Siostra. Proszę.

- Nie dotykaj mnie. Ciebie nienawidzę najbardziej. Jak mogłeś? Myślałam, że jestem dla Ciebie ważna. Wiedziałeś o tym cyrku od samego początku i nic nie powiedziałeś. Nie chce was wszystkich widzieć! – wydarłam się i wybiegłam ściągając szpilki.

Musiałam znaleźć Lucasa i wszystko mu wyjaśnić. Teraz.
_________________________________________


Hej kochani ❤️

No i stało się ❤️

Jak wrażenia ?

Dobranoc ❤️



Bound by promise.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz