Rozdział IV

69 6 4
                                    

- Hej, ty! Śpiąca Królewna! Pobudka!
Szturchnięcie w ramię wyrwało go ze snu. Drgnął i podniósł głowę. Wszystko go bolało.
Nad nim stał strażnik. Szturchał Victora białą pałką w ramię.
- C-co się stało? - Zapytał się powstrzymując ziewnięcie.
- Odsiedziałeś swoje, zostałeś zwolniony.
Mężczyzna zrzucił nogi z ławki i dopiero teraz poczuł na udach coś ciężkiego i ciepłego. Półprzytomnym wzrokiem spojrzał w dół. Na jego nogach spała Eevee, zwinięta w kłębek. Jej pyszczek leżał na grubym, zakończonym biało ogonie, jak na poduszce.
Chwila, pomyślał, czy nie zostawiłem jej na pryczy?
Przetarł oko.
Nieważne...
Przyłożył rękę do jej karku i delikatnie popchnął. Pokemon podniósł leniwie łeb, po czym zerwał się na równe nogi i zaczął warczeć, rozglądając się dookoła.
Lecz w tym momencie nogi się pod nią ugięły i z piskiem bólu opadła z powrotem na kolana mężczyzny.
- Spokojnie, mała - Victor chciał jej położyć rękę na głowie, ale się zawahał. Nie wiedział, jak zareaguje. Jednak ostatecznie położył ją i podrapał za uszami.
Eevee w pierwszym odruchu próbowała cofnąć głowę, potem zesztywniała.
Cofnął rękę.
- Co pan zrobił temu Eevee, że tak panu nie ufa? - Wyszeptał się strażnik, a serwisant w jego głosie usłyszał nienawiść.
- Jest dzika - Odparł krótko - Znalazłem ją wczoraj zakrwawioną w zaułku, gdy zamykałem serwis.
- I nie zabrał jej pan do doktor Joy?
- Niech Pan mi o tym nie wspomina... - jęknął - Gdybym nie uparł się, żeby kurowała się u mnie, nie byłoby mnie tutaj - Urwał. Teraz sobie przypomniał, czemu nie zostawił jej w Centrum Pokemonów - A ona leżałaby przez cały czas uśpiona...
- Jak pan doszedł do tego wniosku?
- Joy sama mi o tym powiedziała, kiedy zabrałem do niej Eevee.
- Chodź - Tym razem w jego głosie zabrzmiał szacunek - Oddamy Ci rzeczy i będziesz wolny.

********

- Klucze - Siwowłosy dyżurny wyjął pobrzękujące na kółku klucze z koszyka - Sztuk sześć - Odpisał coś na kartce - Portfel. Jeden Poke Ball - Doktor Joy dała go Victorowi w razie, gdyby postanowił złapać Eevee, mimo, że nie miał licencji trenera. Nie skorzystał z niego - I saszetka z witaminami. Wszystko się zgadza?
- Tak. Chyba.
Eevee leżała na krześle przy drzwiach. Victor nałożył kurtkę na koszulę nocną i włożył wszystkie rzeczy do kieszeni. Następnie ostrożnie podniósł pokemona i odwrócił się do dyżurnego.
- Jeśli to wszystko, będę się zbierać. Chciałem jeszcze zabrać małą do doktor Joy...
- Nie zatrzymuję Pana, panie Blackbird.
- Dziękuję i miłego dnia.
- Nawzajem.
Dyżurny odwrócił, się w stronę monitora i zaczął przeglądać jakiś dokument. Albo układać Pasjansa, monitor był odwrócony do serwisanta tyłem, więc nie widział.
Za drzwiami na ławce siedział strażnik jego celi, tym razem ubrany po cywilnemu.
- Skończyłem dzisiejszą zmianę, mogę Pana podwieźć do domu.
V

ictor spojrzał na swoje nogi ukryte pod cienkimi spodniami od piżamy.
- Dziękuję, chętnie skorzystam.
Na zewnątrz było pochmurno, lecz Victor i tak zmrużył oczy, lekko oślepiony.
Był ranek, po ulicy przejeżdżały całe sznury samochodów. Wszyscy, a przynajmniej większość spieszyła się do pracy.
- Proszę za mną, mój samochód jest na parkingu - Policjant zszedł po schodach na chodnik i ruszył w stronę wjazdu na parking, najdujący się za rogiem.
Stało tam kilka radiowozów, oraz znany już Victorowi motocykl z przyczepą, lecz było też sporo samochodów cywilnych. Właśnie wjechały dwa kolejne. Znalazły miejsca i zaparkowały. Z bliższego wyszła ciemnowłosa kobieta. Przewiesiła torebkę przez ramię i dopiero teraz zauważyła dwóch mężczyzn na parkingu.
- Damien! - Zawołała - Już sobie idziesz?
Strażnik rozłożył ręce.
- Kiedyś muszę spać! - Odkrzyknął - Cześć, Doris! - Zawołał do kobiety, która wysiadła z drugiego samochodu.
Ta nie odpowiedziała, tylko minęła ich ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Strażnik o imieniu Damien zrobił pełny obrót w jej stronę, po czym spojrzał na rozmówczynię.
- Co z nią?
Tym razem to ona rozłożyła ręce.
- Nie wiem! Kto to? - Wskazała na Victora i Eevee.
Damien jakby dopiero teraz sobie o nich przypomniał.
- A! Spędził u nas nockę, odwożę go do domu.
Ta przyjrzała się im.
- Na PiB to on mi nie wygląda...
- Zakłócanie ciszy nocnej. Dobra, spadam, mają jeszcze sporo rzeczy do załatwienia na dzisiaj...
- Nie przeszkadzam. Na razie!
- Cześć!
Damien ruszył w stronę małego, żółtego Mini stojącego pod ścianą komisariatu.
- Oto moja Żółta Strzała - Pochwalił skę z nutką kpiny w głosie.
- Znałem kogoś, kto też miał Strzałę - Zauważył Victor - Tylko to był Hyundai, na dodatek jego żony.
Policjant się uśmiechnął.
- PiB? - Rzucił serwisant zmieniając temat.
- Pijaństwo i Bójka - wyjaśnił - Tacy delikwenci goszczą u nas prawie codziennie. Zazwyczaj w grupkach. Miło z ich strony... - Podał mu dłoń - Damien.
Serwisant się zawahał, lecz wygiął nadgarstek prawej ręki, żeby Damien mógł ją chwycić; Dalej miał Eevee na rękach.
- Victor.
- Gdzie mieszkasz?
- Sunhill 4.
Policjant skrzywił się.
- Niezbyt tam słonecznie.
- Ani kolorowo... Ale tamtejsza kawa jest wyśmienita.
Wsiedli do samochodu. W środku Victor poczuł intensywny zapach drzewka zapachowego zawieszonego na lusterku wstecznym. Eevee skuliła się w ramionach mężczyzny i zadrżała.
- Spokojnie, mała - Wyszeptał do niej.
- Może od razu podjadę do Centrum Pokemonów? - Zaproponował Damien.
Victor spojrzał na niego i podniósł brew.
- Dalej mam piżamę na sobie - odparł.
- A, jasne. Wybacz.
Samochód wycofał i wyjechał z parkingu.
Ruszyli wzdłuż ulicy szarych bloków.

Pokémon Eevee AdventuresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz