- Dobra! - Wydyszał Victor - Odpocznijmy trochę.
Pchał tak ten samochód jakieś dziesięć-piętnaście minut. Wszystko szło gładko, dopóki równy asfalt się nie skończył i zaczęła polna droga, a wraz z nią pagórki oraz dokładnie wypłukane wyboje.
Poczekał chwilę, aż Dan zaciągnie hamulec ręczny, lecz nie usłyszał żadnego zgrzytu związanego z pociągnięciem wajchy.
- Ej, ale zaciągnij ręczny! - Krzyknął - Nie będę cały czas podpierać samochodu!
Stał na stoku jednego z pagórków, z którym się męczył od jakiejś minuty. Nie chciał stracić dotychczasowego postępu nawet, jeśli miałby się przy tym mocniej wysilić, żeby ruszyć samochód z miejsca.
Kiedy w końcu usłyszał zgrzyt zaciąganego hamulca, oparł się plecami o klapę bagażnika i osunął się na dół.
Evanlyn i Vill podeszli do niego z obu stron; Dotychczas dreptali za nim.
- Hej - Sapnął na wydechu i podrapał równocześnie za uchem oba Pokemony.
Jednak Evanlyn podniosła głowę i zaczęła mu zlizywać pot z ręki. Po jakiejś sekundzie Vill zrobił to samo.
Wtedy sobie uświadomił, jak go suszy w gardle. Nie pił od rana, tak samo jak Vill i Evanlyn. Wydarzenia tego dnia sprawiły, że kompletnie zapomniał o piciu.
- Przepraszam - Przeklął siebie w duchu. On był spragniony, a co dopiero mogły czuć Eevee? Dyszały z wystawionym językiem, a ich sierść była gorąca w dotyku od słońca.
Wstał, obszedł samochód i otworzył drzwi pasażera.
- Woda - Wymamrotał do Dana, który już otwierał usta. Siedział przy kierownicy a czubek jego głowy wystawał ledwo ponad nią. Na fotelu pasażera leżał Victora plecak, z jego bocznych kieszeni wystawały dwie dwulitrowe, zapieczętowane plastikowe butelki pełne wody. Wyciągnął jedną, odkręcił i zaczął pić.
Woda była ciepła, ale wystarczyła, żeby ugasić pragnienie. Kiedy skończył, spojrzał na Pokemony. Patrzyły na niego tak, że po raz kolejny zaklął w myślach, za swoją samolubność.
Kucnął i przechylił butelkę tak, żeby woda spływała do złożonej w łódkę dłoni.
Oba Eevee podbiegły do niego, lecz Vill zatrzymał się i skulił uszy, przepuszczając Evanlyn przed siebie.
Victor spojrzał na niego.
- Hej, co jest, Mały? - Dolał wody na dłoń, żeby Evanlyn miała co pić (A piła, jakby dopiero przebiegła maraton), po czym skierował butelkę w jego stronę tak, żeby woda zatrzymała się na samej krawędzi wylotu.
Vill spojrzał ostrożnie na Małą, która była zajęta piciem, po czym podetknął nos do gwinta i próbował z niego zlizać przyklejone tam kropelki wody.
Victor przechylił butelkę jeszcze bardziej, żeby woda spływała ciurkiem.
Eevee musiał pić kilka razy, ponieważ mężczyzna co chwila dolewał wodę dla Evanlyn.
Kiedy oboje skończyli, Victorowi zostało pół butelki, której szyjkę przetarł dokładnie koszulką i schował spowrotem do plecaka.
- Odpocznę chwilę i jedziemy dalej - Zaczął i zamilkł, ponieważ w tym momencie coś usłyszał.
Syreny.
Dźwięk pochodził skądś przed nimi i się zbliżał. W końcu, zza zakrętu wyjechała karetka, która zatrzymała się przy samochodzie.
Szyba od strony kierowcy opadła i wychyliła z niej głowa sanitariusza.
- Z Pana siostrą wszystko w porządku - Zawołał przekrzykując syrenę - Jedziemy na wezwanie! Nic poważnego! Pana siostra powiedziała nam, że nie może Pan prowadzić, więc możemy zostawić Wam Mata, żeby Was podwiózł! Może być?
Victor otarł pot z czoła, po czym oparł się o krawędź dachu.
- Mi tam pasuje! - Odkrzyknął - Zostaniemy w tyle, w aucie nie ma na nas miejsca!
- My?
- Ja i Eevee! - Wskazał głową na Villa i Evanlyn. Nie spojrzał na nich, więc nie zauważył, że oboje kulą się i depczą sobie uszy, żeby uciec od pisku syreny.
- Dobra! - Kierowca uderzył w tylną ścianę kabiny - Mat! Wyłaź, podwieziesz ich!
Drzwi z tyłu otworzyły się i z paki wyskoczył wysoki sanitariusz z brzuszkiem w czerwonej kurtce, w którym Victor rozpoznał swojego stałego klienta. Nie rozpoznał go wcześniej ze względu na ubranie. Na piersi miał wyszyte na czarno imię i nazwisko, Matthew Patterson. Zatrzasnął drzwi i uderzył pięścią w bok karetki. Na ten sygnał kierowca wcisnął gaz i pojazd ruszył na sygnale przed siebie, po czym zniknął za zakrętem.
- Dobry - Przywitał się mężczyzna.
- Bry - Trener pochylił się i pochylił się, zaglądając przez okno do samochodu - Wyłaź, młody i siadaj z tej strony. Ten pan Cię podwiezie - Znowu spojrzał na mężczyznę. Uśmiechnął się - Teraz to ja potrzebuję Pana pomocy. Jak tam komputer?
- Kurwa, młody znowu mi coś nagrzebał... - Westchnął Mat odsuwając się, żeby Dan mógł wysiąść - Pojawia się cholerny błąd o braku jakiegoś pliku podczas uruchamiania... Jakiś Autorun. Pojechałem do Pana, ale serwis był zamknięty. Co się stało?
- Spotkałem Małą - Tym razem spojrzał na Evanlyn, która obwąchiwała jakiś pieniek - A wraz z nią przyszły remonty i kłopoty z pieniędzmi. Musiałem zamknąć zakład.
Sanitariusz skrzywił się.
- Au... Szkoda - Wyciągnął papierosa i poklepał się po kieszeniach - Masz ognia?
- Nie palę - Odparł Victor.
- Nieważne, już mam - Wyciągnął zapałki, odpalił jedną i przyłożył do papierosa. Zaciągnął się - Kurwa, teraz będę musiał czekać, aż policja w końcu wypędzi Erki z Safronu zanim będę mógł to ogarnąć...
- Mogę podejść zerknąć, ale nie jestem pewien, czy pomogę bez serwisu - Victor już domyślał się, w czym problem, ale nie chciał zawracać tym głowy Mata, ponieważ i tak ten by sobie bez niego nie poradził.
- Kurwa, dzięki! Dupę mi ratujesz!
- Powiedz tylko, gdzie mam podejść.
Sanitariusz podał adres.
- Cerulean, tak? - Upewnił się Victor.
- Ta.
- Dobra, nie zatrzymuję Cię - Powiedział trener odsuwając się od samochodu - Musisz jechać na wypadek, czy co Ty tam masz...
- Osoba zemdlała na środku drogi. Na udar wystarczą dwie osoby - Kierowca i ratownik - Wyjaśnił Mat - Ale czekaj... Ty nie jedziesz?
Victor pokręcił głową.
- Nie ma dla mnie miejsca.
Dopiero teraz sanitariusz zajrzał do samochodu, którego tył był zawalony paczkami.
- Co do...? Pocztę okradliście?
- Siostra jest listonoszką.
- Aha. Dobra coś się poradzi... - Odchylił fotel i zaczął przerzucać paczki przez otwartą pokrywę do bagażnika. Po chwili jednak zorientował się, że ten już jest zapchany i nic więcej się nie zmieści. Podniósł plik grubych kopert przewiązanych recepturką i przyjrzał się nadawcom.
- Wypłaty - Stwierdził - Ciekawe, czy jest tutaj moja zaległa...? - Rzucił pęk do tyłu - Zrobiłem o to niezłą awanturę kierownikowi - Przyjrzał się efektowi swojej pracy - No dobra, może jednak się nie zmieścisz... Chyba, że się nagle, kurwa zmienisz w... Yyy... Półlitrówkę. Bo innego wyjścia to ja, kurwa, nie widzę.
- Akurat tego to ja nie potrafię - Przyznał Victor.
- A jak ja mam się, kurwa, później tutaj zmieścić?
- Skoro Helen potrafi zmieścić górę ubrań w niewielkiej szafeczce, to Ciebie też jakoś upcha w samochodzie - Roześmiał się.
Dan, który stał przy masce i przysłuchiwał się rozmowie, ziewnął.
- Co tam, młody? - Zagadnął Mat do niego.
- Nic... - Odpowiedział przeciągle - Tylko nudzi mi się...
- Spokojnie, zaraz Cię zabiorę do mamy...
Victor odwrócił się szybko w jego stronę.
- To nie jest syn Helen! - Syknął.
- O! Mój błąd! To do ciotki.
- Mój tym bardziej!
- To czyj on jest?
- Nie wiem, nie znam go! Po prostu Joy poprosiła mnie, abym go zawrócił do Kailo.
- Która Joy? Bo jest ich kurwa...
Victor sapnął zaskoczony. Dopiero teraz sobie przypomniał, że imię Joy nosi kilka pielęgniarek w Kanto, a jedna z nich obsługuje także Centrum w Cerulean.
- Z Kailo.
- To nie lepiej było mu, kurwa, kazać iść na piechotę? W tym czasie, kiedy my tu siedzimy, on by już doszedł.
Mężczyzna westchnął. Czemu wcześniej o tym nie pomyślał? Miałby Dana z głowy i piętnaście kilo mniej do pchania. Czy ile tamten dzieciak ma?
- Uch... Szkuźwa, nie pomyślałem o tym... Dobra, właź już, Ty też - Otworzył drzwi po swojej stronie samochodu, żeby Dan mógł wejść i wziął plecak z siedzenia. Kiedy chłopiec zatrzasnął za sobą drzwi, pochylił się jeszcze nad oknem - Powiedz Helen, że idę do Cerulean, dobra?
- Ta.
- To do następnego.
- Narazie!
Mat odpalił samochód, po czym wbił bieg i wcisnął gaz. Pojazd ruszył z lekkim szarpnięciem, protestując takiemu traktowaniu. Victor przyglądał się, jak znikał za zakrętem i zastanawiał się, czy wszyscy, w przeciwieństwie do Damiena i Helen, muszą tak gazować.
Odwrócił się do Villa i Evanlyn.
Ona leżała na trawie i wygrzewała się na słońcu, a on załatwiał swoje potrzeby pod drzewem.
Westchnął. Podszedł do Małej i kucnął przy niej tak, żeby nie robić jej cienia. Zatopił rękę w jej futrze na szyi, mierzwiąc je lekko.
Evanlyn przewróciła się gwałtownie na grzbiet, po czym chwyciła go zębami za dłoń. Nie za mocno, tylko tak, żeby nie mógł uwolnić się od niej łatwo.
W jej oczach pojawił się jakby błysk, zarówno złośliwości, jak i zaciekawienia.
I jak sobie teraz poradzisz? Zdawały się mówić.
Trener uśmiechnął się.
- Mam jeszcze drugą - Po czym wyciągnął lewą rękę i podrapał nią Eevee po piersi. Puściła pierwszą dłoń, którą się podparł, żeby złapać równowagę i próbowała chwycić drugą, lecz mężczyzna zanurzył ją w żółtobiałej sierści pod takim kątem, że nieważne, jak sięgała pyszczkiem w dół, nie mogła sięgnąć trenera.
Victor roześmiał się.
- A jak Ty sobie poradzisz?
Lecz w tym momencie poczuł, jak coś go ciągnie za rękaw prawej ręki. Spojrzał na niego o dostrzegł Everesta siłującego się z kawałkiem materiału.
Na tą chwilę nieuwagi Evanlyn tylko czekała. Przewróciła się na bok, strząsając z siebie dłoń Victora i, zanim ten zdążył zareagować, chwyciła go za nadgarstek.
Trener spojrzał na nią zaskoczony. W pierwszym odruchu serce zabiło mu mocniej ze strachu, lecz teraz był tylko zaskoczony szybkością Evanlyn.
Kiedy szok minął, roześmiał się.
- Nie uznajesz przegranej pozycji, co? To co powiesz na to? - Podniósł rękę tak, że Eevee się uniosła i zaczęła się utrzymywać na ziemi jedynie na tylnych łapach. Kiedy zęby zaczęły się jej zsuwać z nadgarstka, zacisnęła mocniej szczęki. Victor poczuł drobne ukłucie kłów. Warknęła cicho. Vill puścił rękaw Victora i zaczął się im przyglądać. Mężczyzna opuścił dłoń, żeby Mała stanęła na nogach i podrapał wolną ręką Villa za uchem.
- No co? - Zagadnął.
- Skririririri!
Evanlyn w końcu puściła nadgarstek i zaczęła mu oblizywać miejsca, gdzie ostre kły go zadrapały.
- Hej, spokojnie! - Zawołał i podniósł rękę, żeby znalazła się poza jej zasięgiem - Nic mi nie zrobiłaś! - Roztarmosił miejsce na głowie, gdzie sierść była dłuższa i układała się w swego rodzaju czuprynę. Szczeknęła cicho.
- No chodź tutaj... - podniósł ją ostrożnie jedną ręką i wtulił twarz w jej sierść na głowie. Pociągnął nosem - Śmierdzisz.
Spojrzał na Villa, który ich obserwował.
- Ty też... - Podstawił rękę, po której Eevee ochoczo się wspiął, co chwila przystając, żeby złapać równowagę.
Poczuł, jak Mała sztywnieje, kiedy Vill się do niej zbliżał.
Chyba Mała jeszcz nie do końca go toleruje, pomyślał Victor i, wbrew sobie, poczuł radość, ponieważ jednak nie wszystko się pozmieniało tak nagle.
W pewnym momencie Vill nagle stracił równowagę i spadł na jego nogi. Trener złapał go, lecz kiedy Mały próbował się wyrwać, poczuł, że w miejscu, gdzie przednie łapy wcisnęły się w jego kurtkę, coś twardego zaczęło mu się wpijać w brzuch. Przełożył ostrożne Villa na lewą rękę i prawą sięgnął do kieszeni. W tym samym momencie, kiedy dotknął twardej, gładkiej powierzchni, przypomniał sobie, co tam włożył.
Kiedy wyciągnął z niej rękę, trzymał w niej porysowaną od kłów Villa i Evanlyn, czerwono-białą kulę.
Poke Ball Arnolda.
Wpatrywał się w niego tępo przez chwilę, po czym mruknął, rozbawiony. Dotarła do niego w końcu cała ta ironia sytuacji. Zrobił coś, o co wcześniej sąsiedzi go uparcie oskarżali.
Ukradł Pokemona.
I nie czuł w związku z tym zupełnie nic, jakby jego czyn go zupełnie nie dotyczył, co go trochę zaskoczyło.
Cóż, pomyślał, wystawiając przed siebie rękę, celując kulą w ziemię przed nim, skoro Azurill ma zostać z nami, najlepiej, żeby Vill i Evanlyn się z nim oswoili jak najszybciej.
Opuścił lekko rękę.
Właśnie, Vill.
Leżał na grzbiecie we wgłębieniu między przedramieniem a klatką piersiową trenera i obserwował uważnie Poke Balla.
Jego ma Arnold. Będzie musiał być ostrożniejszy, jeśli jeszcze raz spotka Drużynę R, a przynajmniej nie pokazywać się im z Villem.
Przekręcił się w kuckach i podetknął kulę Evanlyn pod nos.
- Jak myślisz, Mała? Jesteś gotowa na nowego członka drużyny?
Eevee wąchnęła raz Poke Balla i parsknęła, odwracając głowę.
Trener przyłożył przedmiot do nosa Villa.
- A Ty?
Ten odwrócił lekko głowę, cały czas wpatrując się w czerwono-białą kulę
swoimi wielkimi oczami.
Westchnął.
- Ja też chyba nie - Po czym wziął głęboki oddech i otworzył Poke Balla.
CZYTASZ
Pokémon Eevee Adventures
AdventureJest rok 1996. Młodzi Red, Green, Ash i Gary wyruszają w swoją podróż Pokemon, pierwsza dwójka by spełnić marzenie profesora Oaka dotycząca uzupełnienia Pokedexu, a druga - by zostać mistrzami Pokemon... Ale to nie będzie opowieść o nich. Victor B...