Rozdział XVIII

43 2 20
                                    

Victor szedł pieszo wzdłuż drogi za miastem. W rękach trzymał Evanlyn, jak zawsze, a za jego plecami dreptał Vill.
Na plecach miał plecak, z którego dyndał gruby rulon ze śpiworem; Helen mu pożyczyła trochę na zakupy w Centrum Pokemon.
Siostra była na początku wkurzona, lecz zaraz potem się roześmiała.
- Matka zawsze chciała z nas zrobić trenerów - Zauważyła.
Oboje parsknęli śmiechem.
Zaraz potem w milczeniu obserwowała, jak Victor pakował swoje rzeczy do plecaka, obiema rękami drapiąc Villa i Evanlyn za uszami. Mała, oczywiście, położyła się na jej kolanach, a drugi Eevee usiadł obok.
Na odchodne uścisnęła go.
- Trzymaj się, braciszku - Uśmiechnęła się - Złap je wszystkie.
Victor też się uśmiechnął. To było motto z porannego serialu poradnika trenera Pokemon, przy którym nie dało się ich odkleić od telewizora, kiedy byli dziećmi.
W Centrum Pokemon podszedł jeszcze do punktu pierwszej pomocy, żeby doktor Joy ostatni raz obejrzała Evanlyn.
- Wszystko bardzo ładnie się zagoiło - Stwierdziła - Bałam się, że po tym, co przeżyła w zeszłym tygodniu jej stan się znacznie pogorszy, ale widać ma naprawdę bardzo silny organizm. Nie musi już być pod opieką. Gratuluję. Nie sądziłam, że zdoła Pan zaopiekować się dzikim Pokemonem.
Westchnął na wspomnienie tamtych słów. Kiedy tylko je usłyszał, uświadomił sobie, jak bardzo się ich obawiał.
Będzie musiał albo złapać Evanlyn, albo wypuścić ją na wolność. Zarówno pierwsze, jak i drugie mu się nie podobało, a możliwe, że Eevee będzie chciała z nim zostać. Nie mógł jej też trzymać bez Poke Balla, ponieważ, jeśli Drużyna R jest taka chętna na Eevee, to bezpieczniej będzie zarówno ją, jak i Villa trzymać w kuli, nie na widoku.
Przejeżdżający samochód wyrwał go z zamyślenia.
Zorientował się, że stoi w miejscu i patrzy w głąb lasu.
Rozejrzał się i prawie od razu dostrzegł pochyloną nad drogą brzozę.
To tutaj Evanlyn zaginęła niemal dwa tygodnie temu. A przynajmniej stąd Victor wibiegł między drzewa.
Westchnął po raz kolejny.
Cóż, pomyślał, jeśli mam podjąć decyzję, to tu i teraz.
Kucnął i postawił Evanlyn na ziemi.
- No, Mała - Powiedział - Chyba czas się pożegnać.
Eevee rozejrzała się po drzewach. Kiedy Victor się odezwał, spojrzała na niego, podnosząc uszy.
- Sama słyszałaś. Jesteś zdrowa. Nie ma potrzeby, żebyś dalej siedziała ze mną - Westchnął - Szczególnie, że, jak sama widzisz, już nie siedzimy - Rozłożył ręce, by pokazać, co ma na myśli - Jesteś wolna.
Evanlyn patrzyła na niego swoimi ogromnymi, brązowymi oczami nie reagując. Trener roześmiał się z siebie w duchu. Oto stoi przed Pokemonem, gada do niego, wymachuje rękami i próbuje wyjaśnić, że jest wolny, a nawet nie wie, czy ten go rozumie.
- Skri - Pisnął Vill.
Eevee odwróciła wzrok w jego stronę.
-Skiriri - Powtórzył Pokemon.
Evanlyn znowu zwróciła głowę w stronę lasu.

Mogę odejść.
Wiele nocy temu myślałam o tym nieustannie, od momentu, kiedy Człowiek mnie zamknął w swojej norze. Kiedy do niego wróciłam, w ogóle przestałam o tym myśleć.
Teraz, kiedy w końcu mnie wypuszcza, uświadomiłam sobie, jak bardzo się przyzwyczaiłam do jego obecności.
Nie potrafiłabym wrócić do samotnego życia. Nie po tym, co przeżyłam.
Ale z drugiej strony, miałabym z głowy tego młodego narwańca, którego człowiek nie pozwalał mi go po prostu zagryźć.
Teraz też nie myślę o skręceniu mu karku. Nie, od kiedy stał się użyteczny.
Oraz sam Człowiek.
Rodzice bali się ludzi. Jak wszyscy. Chwytają innych w małe kule, żeby nigdy więcej ich nie zobaczyć.
Vaporeon powiedział mi, co się z nimi dzieje potem. To mi dało kolejny powód, żeby się ich bać.
Lecz Człowiek był inny.
Jakby się nad tym zastanowić, to starał się dla mnie jak najlepiej, chociaż jego praktyki czasami mnie przerażały.
A teraz wypuszczał mnie na wolność.
Może ludzie nie są tacy źli?
Dzięki niemu mogłam się im przyjrzeć dokładniej. Coraz mniej w nich widzę potworów.
Prowadzą własne życie, choć dziwne. Noszą zmienne skóry, jeżdżą wewnątrz stworów o okrągłych łapach, śpią w norach, które pną się w górę. Ale mają swoje własne sprawy, porozumiewają się, nie rzucają się sobie do gardeł.
Żyją.
Jak my.
Bestia sam powiedział, że nawet, kiedy będziemy mogli się rozejść, nie potrafilibyśmy. Chyba teraz rozumiem, co miał na myśli. A nawet o wiele więcej.
Spojrzałam na niego. On i Narwaniec stali i przyglądali się mi.
Czekali na moją decyzję.
Nie.
Zostanę z Człowiekiem.
Nie zostawię go. Tym bardziej samego z Narwańcem.
Arceus jeden wie, co może zrobić.

Pokémon Eevee AdventuresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz