Rozdział XXIX

52 2 17
                                    

Minęło kilka dni, które Victor spędził w Cerulean i trenował Villa, Evanlyn i Pidgey. Szło bardzo mozolnie, lecz trener jakimś cudem zdołał nauczyć Małego jednej komendy. A przynajmniej tak mu się wydawało, ponieważ Vill parę razy przedwcześnie atakował patyk, gryząc go, jakby ten wyrządził mu wielką szkodę. W każdym razie uznał to za postęp i próbował uczyć go dalej, lecz bezskutecznie.
Sierpień minął i nastał wrzesień, a wraz z nim rozpoczęły się chłodniejsze noce.
Oparzenia na rękach Victora zaczęły się powoli goić, siostra Joy mówiła, że miał szczęście, ponieważ nabawił się najwyżej oparzeń drugiego stopnia. Przy trzecim musiałby przesiedzieć przynajmniej tydzień w szpitalu.
Mężczyzna przez ten czas dokupił kuchenkę podróżną, żeby w razie, gdyby miał wyruszyć z miasta, zapewniała mu ciepłe posiłki, a Vulpix z każdą chwilą odzyskiwała siły. Evanlyn się o nią mocno martwiła, więc postanowił, że zatrudni się na jakiś czas w Centrum, żeby mieć na nią oko. Wciąż się głowił nad tym, dlaczego Małej aż tak na niej zależy. I co oznaczała jego wizja? Pomarańczowa plama to na na pewno Vulpix, ale był już całkowicie pewien, że "siostra" jednak nie dotyczy siostry Joy.
Mała najwidoczniej potrzebowała bliskości z rudym Pokemonem, chociaż Victora bolał taki widok Evanlyn. Skakała wokół Vulpix, próbując zabawić ją, gdy ta, otumaniona przez środki uspokajające, by nie narobić szkód, kręci się ospale, by nie stracić jej z oczu. Zatrudniając się tutaj uznał też, że pierwsza pomoc będzie czymś... Cóż, bardzo pomocnym w jego podróży, po przeżyciach z Vulpix... Oraz przy okazji zarobi parę groszy.
Policja jak dotąd nie dzwoniła, ani nie podszedł do niego żaden policjant z zamiarem zatrzymania. Jakby kompletnie zapomniała o tamtych plotkach. Chciał jeszcze raz zadzwonić do Damiena, zapytać się, o co w tym wszystkim chodzi, ale wolał nie kusić losu.
W końcu nadszedł ten dzień, kiedy Vulpix mogła wrócić na wolność. Victor, oczywiście się zaoferował w wyręczeniu siostry.
- Zaprzyjaźniła się z Małą - Zargumentował - I przyzwyczaiła się do mojego widoku... Mniej więcej.
- W porządku - Odparła - Niech Panu będzie.
- I... - Zawahał się - Jest jeszcze jedna sprawa...
- Tak?
- Chciałbym złożyć rezygnację. - Powiedział - Naprawdę, wiele się nauczyłem i dziękuję, siostro, ale różowy - Spojrzał na swoją koszulkę i spodnie, przysłonięte przez biały fartuch - Nie jest zbytnio moim kolorem.
- Rozumiem - Uśmiechnęła się. Najwyraźniej zrozumiała, że chodzi mu nie tylko o kolor ubioru roboczego - W porządku, nie zatrzymuję Pana. Lecz przyjmę zwolnienie dopiero po wypuszczeniu Vulpix.
- Dziękuję - Skierował się w stronę zaplecza.
Kiedy wszedł, Vulpix wstała. Przez ostatnie godziny nie podano jej leków uspokajających, więc warknęła i cofnęła się o krok. Lecz zamilkła, kiedy zobaczyła Evanlyn, uradowaną na jej widok.
Ostrożnie położyła się na legowisku i ułożyła głowę na miękkiej ściance, nie spuszczając trenera z oczu, podczas, gdy Mała podbiegła do niej z radosnym piskiem. Chansey, która spała na własnej, ogromnej poduszce, otworzyła swoje drobne oczka i ziewnęła.
Kiedy dostrzegła, kto wszedł, zamknęła oczy i wróciła do spania.
Nic dziwnego, pomyślał Victor. Ostatnio mieli urwanie głowy, jakby każdy trener w regionie uznał za swój obowiązek wejść do tego konkretnego Centrum z rannym Pokemonem akurat tuż po rozpoczęciu pracy.
W każdym razie męźczyzna ostrożnie podszedł do legowiska z Vulpix i kucnął.
- Hej...
Warknęła.
Evanlyn pisnęła cicho.

- Zostaw mnie!
- Spokojnie - Próbowałam uspokoić siostrę - Ten Człowiek chce Ci pomóc!
- Może Ty dałaś się zniewolić, ale ja nigdy na to nie pozwolę!
To mnie uderzyło, jakbym się rozpędziła prosto na drzewo.
- Nie zostałam zniewolona - Warknęłam cicho - Człowiek ani razu mnie nie zamknął w kuli. Jestem wolna.
- To ucieknij ze mną. Dlaczego w ogóle z nim jesteś?
Potrząsnęłam głową.
- Nie rozumiesz - Pisnęłam - On ocalił mi życie, gdyby nie on, byłabym już dawno martwa.
Poczułam łapę Człowieka na głowie i usłyszałam, jak coś mruczy. Odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę.
- Cicho bądź! - Warknęłam.
Podniósł łapę, lekko wystraszony.
On się mnie boi. To mi może pomóc w przekonaniu siostry, że nie powinna się bać akurat jego.
Narwaniec, który dotąd siedział i się nam przysłuchiwał nagle się poderwał z warknięciem.
- Evanlyn!
Spojrzałam na niego.
- Co?
- Człowiek próbuje tylko pomóc - Przypomniał mi to, co właśnie powiedziałam do siostry - Tak jak Ty chce wolności Vulpix.
- Skąd wiesz, czego chce? - Warknęła siostra, lecz ja spojrzałam na niego z lekkim zainteresowaniem.
Zauważyłam, że zrobił się trochę nerwowy, kiedy uwaga nas obu zwróciła się na niego. Oraz to, że ostatnio poczuł się bardziej swobodnie przy mnie.
- Rozmawiał z drugim człowiekiem. Nie zrozumiałem wszystkiego, ale mówili o wypuszczeniu i odejściu. Oraz o Tobie.
Podniosła wargę.
- Nie wierzę! - Zawyła - Ludzie niewolą i zabijają tylko dla własnej zabawy! To potwory! Równie dobrze mogli mówić o uwolnieniu mnie z życia!
Cofnęłam się o krok. Siostra całkowicie straciła panowanie nad sobą, jej oddech przyspieszył ze strachu, a oczy rozwarły szeroko.
Była śmiertelnie przerażona.

Pokémon Eevee AdventuresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz