- Nie zostaniesz? Późno już, a do Cerulean jest kilka godzin drogi stąd.
- Nie, dzięki. Nie chcę nadużywać gościnności...
- Nie nadużywasz! Za stypendium mogę w sumie zamówić wszystko.
- Nie chcę, żeby Vill i Evanlyn się dłużej stresowali...
- To czemu ich nie zamkniesz? W końcu od czegoś są Poke Balle, nie?
Victor westchnął. Nie mówił jeszcze Billowi, że Evanlyn jest wciąż dzikim Pokemonem.
- Z Małą może być lekki problem... - Zaczął ostrożnie. Za każdym razem, kiedy mówił o tym, że ona jest dzika czuł, że popełnia błąd. Nie chciał za nic w świecie znowu doprowadzić do sytuacji, w której musiałby o nią walczyć.
- To znaczy?
- Cóż... Od momentu, kiedy znalazłem ją pod serwisem jeszcze jej nie złapałem.
Bill podniósł brwi. Spojrzał na Małą, która uważnie go obserwowała.
Jakby wyczekiwała mojej reakcji, pomyślał.
A nie wiedział jak zareagować. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Ani tym bardziej tego, że mógłby coś takiego kiedykolwiek zobaczyć.
- Cóż... - Mruknął krótko - Mogę tylko powiedzieć, że zyskałeś zaufanie, o którym większość może jedynie pomarzyć... O ile to rzeczywiście jest prawda...
- Jest - Odparł krótko. Nie wiedział, co więcej powiedzieć, więc odwrócił się od niego i ruszył w stronę lasu - Dzięki za gościnę. I... Przykro mi z powodu Clefairy i Jigglipuffa...
- Dzięki... Szczęśliwej podróży! A, chwila, czekaj! - Victor odwrócił się. Zobaczył, jak Bill grzebie po kieszeniach - O, dobra, mam! - Wyciągnął z jednej z nich jakiś pomięty papierek - Dostałem go od jakiejś grupy trenerów. To bilet na parowiec dokujący w Vermilion. Słyszałem, że będzie pełen trenerów. Chciałem tam pójść, ale po prostu nie widzę siebie siedzącego tam i pijącego drinki. Tym bardziej nie po tym, co się stało z Clefairy i Jigglypuffem... Trzymaj go - Podszedł do trenera i podał mu bilet. Evanlyn i Vill warknęli i cofnęli się o krok, ale, ku uldze Victora, nie zrobili nic więcej. Chciał odmówić wzięcia biletu, lecz wynalazca dodał - Mógłbyś to dać jakiemuś trenerowi, kiedy jakiegoś spotkasz, a to, że spotkasz jest akurat pewne.
Mężczyzna po chwili wahania wyciągnął rękę i wziął od niego papierek. Zsunął plecak z ramienia, żeby go schować. Syknął, kiedy szelka otarła się o bandaż owijający jego lewe ramię. Evanlyn znowu warknęła.
- Dzięki - Odparł - Na pewno kogoś znajdę - Nałożył plecak. Ukryziony bark przypomniał o sobie - Uch... Pechowe ramię...
- Co? - Bill nie zrozumiał.
- Wczoraj Zubat mnie dziabnął w lewy bark...
- Mam nadzieję, że należał do trenera? - Dopytał się wynalazca - Nie wiadomo, jakie syfy jedzą dzikie Pokemony - Spojrzał na Evanlyn - Bez obrazy.
Mała nie zareagowała, wciąż wwiercając się w niego wzrokiem.
- Nie - Odparł trener - Walczyłem z jakimś dzieciakiem... Dobra. Jak mam dotrzeć do Cerulean, to muszę iść - Odwrócił się w stronę lasu.
- Co Ci się tak spieszy? Coś Cię goni, czy jak?
Można tak powiedzieć, pomyślał Victor.
- Kolega poprosił mnie, żebym naprawił mu komputer - Powiedział zamiast tego - Chcę to ogarnąć jak najszybciej - Skłamał - A on jest w domu dopiero wieczorem.
- Aha. No dobra, to narazie! - Victor usłyszał za sobą szczęk drzwi.
Ruszył w stronę drzew upewniając się, że Vill i Evanlyn idą za nim. Wszędzie panował cień. Słońce zdążyło już zajść za lasem, z którego wyszedł niemal dwie godziny temu. I tędy też będzie wracał.
Westchnął. Nie przyszedłby tutaj, gdyby wiedział, jak sprawy się potoczą. Wolałby całkowicie zapomnieć o tym, co tu się stało, bez względu na to, jak bliskim przyjacielem ojca był Bill. Czuł się jeszcze gorzej, ponieważ Victor odwiedził wynalazcę właśnie po to, żeby go powstrzymać przed dalszą pracą nad jego wynalazkiem. Miał także nadzieję, że zdoła porozmawiać z nim o ojcu, z którym nie kontaktował się już od pięciu lat, lecz sprawy się potoczyły inaczej.
Kiedy zagłębił się w las poczuł lekką ulgę. Nie chciał już dłużej roztrząsać w myślach tego, co się wydarzyło, a mrok w jakiś sposób mu w tym pomagał.
Tuż pod jego nogami rozległo się warczenie. Prawie natychmiast po nim nastąpił cichy pisk.
Spojrzał w dół.
Evanlyn dreptała przy lewej nodze Victora i patrzyła się wrogo na Villa, który biegł przy prawej z podkulonym ogonem i uszami, oraz odwracał od niej wzrok.
- Ej! - Mruknął ostrzegawczo do Małej - Bez nerwów!
Nie zwróciła na niego uwagi, lecz zamilkła, dalej wpatrując się w Eevee spode łba. W końcu jednak musiała spojrzeć przed siebie, ponieważ potknęła się i mało brakowało, żeby zaryła pyszczkiem w ziemię.
Mężczyzna westchnął.
Wszystko jest po staremu.
Szli tak z jakąś godzinę, kiedy nagle Evanlyn przystanęła i podniosła uszy.
Victor przeszedł jeszcze w ciemnościach jeszcze kilka kroków, kiedy w końcu się zorientował, że oba Eevee się od niego odłączyły; Vill stał mniej więcej pomiędzy nimi i również nasłuchiwał.
Trener stał przez kilka sekund rozglądając się i już chciał przywołać swoich podopiecznych, kiedy usłyszał trzask gałęzi i trzepot. Evanlyn zaczęła się skradać w stronę jego źródła. Ułamek sekundy później Vill zrobił to samo.
Victor po chwili wahania ruszył za nimi na palcach starając się nie robić żadnego hałasu. Miękkie igły pod stopami skutecznie tłumiły cieniutkie gałązki, po których szedł sprawiając, że poruszał się bezgłośnie niczym Eevee. Chwycił się najbliższej sosny, żeby łatwiej łapać równowagę po oderwaniu stopy od ziemi.
Po chwili Evanlyn się zatrzymała. Vill i Victor zrobili to samo. Trener wpatrywał się przed siebie aż do bólu oczu próbując wyłowić cokolwiek z mroku.
W końcu go wypatrzył.
To był Pidgey. Stał na pieńku z kamieniem w grubym dziobie i próbował rozbić nim skorupę jakiegoś nasiona nieświadomy tego, że jest obserwowany. Obok niego leżało jeszcze inne, dosyć spore i żółte.
Evanlyn postąpiła krok do przodu. Potem następny, powoli zbliżając się do Pokemona. Ten dalej próbował rozłupać nasiono. Upuścił kamyk i łypnął okiem na łupinę przekręcając łebek na bok. Gruchnął niezadowolony i znowu wziął się za łupanie.
Victor przyglądał mu się zafascynowany, podczas, gdy Vill i Mała powoli i ostrożnie poruszali się w jego stronę.
Kiedy Mały zbliżył się do niej za blisko, Eevee warknęła krótko.
Gdyby Victor nie znał tego dźwięku aż za dobrze, ten niczego by nie usłyszał i odgłos utonąłby w szumie lasu.
Spojrzał na nich. Dopiero teraz zrozumiał, co siedzi im w głowie. I wtedy sam się zorientował, jaki jest głodny. Od rana zjadł jedynie kanapkę, aż dziw, że brzuch nie zaczął o sobie przypominać. Lecz kiedy przypomniał sobie o swoim głodzie, poczuł bardzo nieprzyjemne ssanie w żołądku. Pomyślał, z lekkim wstrętem, mocno stłumionym przez głód, że sam by zjadł takiego Pidgeya. Bez znaczenia, czy na surowo, czy upieczonego.
Jednak natychmiast przypomniał mu się pobyt u Billa.
I wtedy coś go tknęło.
Nie, pomyślał. Już był dzisiaj świadkiem jednej śmierci. Nie chce następnej.
Lecz w tym samym momencie, kiedy o tym pomyślał, Evanlyn skoczyła.
![](https://img.wattpad.com/cover/303006178-288-k360989.jpg)
CZYTASZ
Pokémon Eevee Adventures
AventuraJest rok 1996. Młodzi Red, Green, Ash i Gary wyruszają w swoją podróż Pokemon, pierwsza dwójka by spełnić marzenie profesora Oaka dotycząca uzupełnienia Pokedexu, a druga - by zostać mistrzami Pokemon... Ale to nie będzie opowieść o nich. Victor B...