Rozdział XXXV

37 2 13
                                    

- Evanlyn! - Zawołał Victor.
Mała panicznie uderzała powierzchnię wody przednimi łapami, od czasu do czasu zanurzając pod nią głowę.
Mężczyzna zaczął się szarpać z zamkiem kurtki.
- Piepszyć to - Wymamrotał zapominając, że Jim jest tuż obok.
Chłopak, jakby nie słysząc, zawołał:
- Pidgeotto, chwyć Eevee i odstaw ją na matę!
Ptak podleciał do Małej i zawisł nad nią, jakby się zastanawiając, za co ją chwycić; Z wody wystawała jedynie jej głowa, a ona sama unosiła się w wodzie pionowo, jakby coś ją ciągnęło w dół za tylną łapę.
Victor wciąż mocował się z zamkiem, który, jak na złość, akurat w tym momencie musiał zawieść.
W końcu Pidgeotto rozwarł szpony i jedną łapą chwycił Evanlyn za głowę, starając się, aby nie ukłuć jej oczu. Powoli uniósł ją, wyrywającą się.
Victor dostrzegł Shelldera wszczepionego w lewą tylną łapę, w okolicach miejsca, gdzie podrapały ją Meowth.
Mała pisnęła głośniej. Razem z wodą z jej łapy ściekało coś ciemnego.
Pidgeotto położył Evanlyn na jednym z materacy i wylądował obok niej. Mata ugięła się pod ich ciężarem i nabrała wody.
Eevee znowu pisnęła, próbując się skulić wokół łapy, ale była za słaba nawet na to.
Jim zaklął.
- Shelder musiał ją czymś otruć - Powiedział. Zrzucił z siebie plecak i zaczął w nim grzebać.
Tymczasem Pidgeotto próbował rozłupać skorupę na nodze Eevee, lecz bezskutecznie.
Chłopak w końcu wygrzebał żółtą buteleczkę. Podał ją Victorowi.
- Niech Pan to poda Evanlyn. Nie odklei to Shelldera, ale za to poczuje się lepiej i może sama się go pozbędzie.
Mężczyzna wkurzony nieposłuszeństwem własnej kamizelki sięgnął za siebie i chwycił Sandhrew. Postawił go na piasku. Następnie przełożył kamizelkę, bluzę i koszulkę przez głowę i, po ściągnięciu spodni, wziął butelkę, żeby wskoczyć z nią do wody.
Kiedy dotarł do maty, zaczął pryskać ze spryskiwacza do pyszczka Evanlyn. Była tak słaba, że nie musiał używać siły żaby rozewrzeć jej szczęki.
Opłynął materac.
Chciał dotrzeć do Shelldera, uwolnić Małą, lecz Pidgeotto, krzycząc, stanął pomiędzy niego a Eevee.
Victor odepchnął go na bok.
- A odwal się - Wymamrotał.
Nie obchodziło go, że przegrają walkę, on i tak nie chciał tak naprawdę brać udziału w tej całej Lidze. Jim może podjąć walkę jeszcze raz, sam. Tym bardziej Mała nie powinna brać w tym udziału. Ona nie należała do Victora.
Sięgnął po jej nogę, lecz usłyszał warknięcie. Zbyt żywe, żeby można było je zignorować.
Spojrzał na Evanlyn.
Wpatrywała się w niego z uniesionymi wargami. W jej oczach dostrzegł ból. Ból, który ją oślepiał i przez który myślała, że musi się bronić, bo wszyscy chcą ją skrzywdzić. Mężczyzna nie wiedział, skąd to wiedział. Po prostu tak mu podpowiadał umysł.
Victor otrząsnął się i sięgnął jeszcze raz, lecz natychmiast cofnął rękę, kiedy Evanlyn skuliła się i sięgnęła po niego zębami. Poczuł, jak koniuszki jego palców ocierają się o kły, które zacisnęły się w miejscu, gdzie przed chwilą się znajdowały palce.
- Szkuźwa, Mała... - Wymamrotał.
Nie mógł jej przytrzymać. Nie stał na solidnym gruncie, lecz unosił się w wodzie. Mógł ją najwyżej podtopić, ale na to by się przenigdy nie odważył. Nie mógł też próbować zignorować Evanlyn. Jej wzrok sugerował, że tym razrm nie skończyłoby się to tylko na kilku ranach. Eevee w końcu potrafią jednym kłapnięciem rozgryzać kości.
Do jego głowy wkradła się pewna myśl, niezwiązana z niczym.
W sumie to dziwne, że Evanlyn nie potrafiła rozgryźć łusek Magikarpia.
Skarcił siebie w duchu.
Musiał jej jakoś pomóc, ale nie wiedział, jak.
Jednak mógł jedynie być obok niej i patrzeć, jak równocześnie dochodzi do siebie i słabnie w powoli powiększającej się kałuży krwi.
Zapomniał, że może krzyknąć że się poddaje. Że może to wszystko w jednej chwili powstrzymać... Wystarczy powiedzieć dwa słowa...
Mała wzdrygnęła się i skuliła wokół swojej łapy. Próbowała włożyć pysk pomiędzy nogę a... Cokolwiek było w głębi muszli. Jednak miała za krótki pysk oraz przeszkadzało jej samo to, pod jakim kątem Pokemon się... Wgryzł? Zakleszczył?
Nagle twarz Victora owiał podmuch. Zobaczył, jak Pidgeotto ląduje obok Evanlyn i balansuje chwilę na kołyszącym się materacu.
Postawił łapę na Shellderze.
Mała wydała z siebie odgłos pomiędzy piśnięciem a warknięciem, skuliła się jeszcze ciaśniej wokół łapy.
Wściekłość oślepiła mężczyznę. Przeklinając, zaczął opływać matę, próbując dosięgnąć ptaka zadającego ból Evanlyn. Dopiero co ten przerośnięty Pidgey ją uratował, a teraz...!
Jednak jedyne, co mu się udało to zakrztusić się wodą zmieszaną z krwią, która spływała w jego stronę za każdym razem, kiedy próbował dosięgnąć Pidgeotto.
Nie widział tego, że ptak się pochylił i wsadził dziób między skorupy Shelldera i zaczął przekręcać głowę, jakby czegoś szukał.
Pragnął jedynie dorwać go i przerobić na obiad dla Villa i Evanlyn.
Nagle coś pisnęło i Shellder rozwarł skorupę, uwalniając nogę Małej. Ta panicznie odczołgała się i zwinęła, liżąc ranę.
Shellder znowu się zamknął.
Pidgeotto chwycił łapami Pokemona i poleciał na brzeg basenu. Chwycił go w dziób i zaczął nim uderzać o kafelki.
- Nie! - Krzyknęła Violet - Poddajemy się!
Victor odwrócił się zaskoczony, zapominając o ostnieniu Liderek. W ogóle zapomniał, że to jest tak naprawdę "zwykła" walka trenerów.
- Pidgeotto, zostaw go!
Spojrzał półprzytomnym ze zmartwienia i wściekłości wzrokiem na Jima. Jedną rękę wystawił przed siebie, pozwalając Pidgeotto na niej wylądować, a drugą dawał Victorowi jakieś znaki.
Nężczyzna wpatrywał się w niego otępiałym wzrokiem, nie rozumiejąc, lecz po chwili się otrząsnął orientując się, o co chodzi chłopakowi.
Ma wracać z Evanlyn.
Chwycił za narożnik maty i zaczął powoli płynąć Poliwagiem w stronę krawędzi basenu ciągnąc za sobą Małą.
Pisnęła cicho.
Wspiął się na krawędź i pociągnął materac z Evanlyn na brzeg.
- Postaw gaz na ziemi! - Powiedział do Jima uciskając ranę.
Ten zawahał się, lecz wykonał polecenie.
Mężczyzna zanurzył zakrwawioną rękę w wodzie, po czym sięgnął po plecak. Jedną ręką wygrzebał z niego patelnię.
Nabrał nią wody i postawił na ziemi. Zębami odwiązał bandaż z przedramienia i również wrzucił go do naczynia.
- Chodź tutaj - Kiedy chłopak podszedł kazał mu uciskać rany.
Evanlyn znowu pisnęła z bólu, słabiej.
Victor postawił patelnię na palniku i zapalił gaz zapałkami pośpiesznie wyciągniętymi z kurtki.
- Szybciej, kurwa, szybciej - Mamrotał czekając, aż woda zacznie wrzeć.
- Niech Pan doleje Mikstury - Powiedział Jim - Pomoże jej.
Victor wygrzebał z plecaka fioletową buteleczkę i odkręcił spryskiwacz. Wlał zawartość do patelni, na wystający znad powierzchni wody materiał. Płyn w kontakcie z podgrzewającą się wodą zaczął tracić kolor, stając się bezbarwny.
Tymczasem podbiegły do nich Liderki.
- Niech Pan zamknie ją w Poke Ballu - Powiedziała jedna, nie zastanawiał się, która - Nie wykrwawi się w nim.
- Nie ma Poke Balla - Mruknął trener.
Zamilkły. Jedna z nich pobiegła w stronę szatni.
Kiedy w końcu woda zaczęła wrzeć, mężczyzna zaczął wyciągać materiał za końcówkę, którą zostawił poza patelnią; parzący bandaż w ułamku sekundy się schłodził po wyciągnięciu z gorącej wody.
Odwrócił się do Jima. Ten właśnie odrzucał spryskiwacz z resztkami fioletowego płynu.
Kucnął i zaczął owijać materiał wokół nogi Małej, starając się zaciskać go jak najmocniej.
Kiedy skończył, łapę Małej pokrywała gruba warstwa szarego materiału.
Spojrzał na pysk Małej.
Była nieprzytomna.
Przyłożył ucho do nosa Evanlyn, próbując wyczuć jakikolwiek oddech.
Odetchnął z ulgą.
Oddychała.
Był wyczerpany, zarówno fizycznie jak i mentalnie. Miał ochotę iść spać, przyciskając ciasno do siebie Małą, żeby powstrzymać ją przed rzuceniem się znowu w niebezpieczeństwo.
Dopiero po chwili się zorientował, że niewielka i ciepła dłoń leży na jego ramieniu, a on sam opiera się o kogoś.
Odsunął się jak oparzony i odwrócił się.
Zobaczył granatowe włosy i zaskoczenie na twarzy.
Violet otrząsnęła się z zaskoczenia i chrząknęła.
- Wiem, że to zła chwila, ale... Wygraliście. Zdobyliście odznaki Wodnej Kaskady.
W dłoni trzymała kawałek błękitnego szkła w krztałcie łzy, z czubkiem zawiniętym na bok. Odznaka była przypięta do pliku banknotów - wygrana za pokonanie Liderek. Lily podała identyczną nagrodę Jimowi.
Victor miał ochotę wyrwać swoją odznakę z rąk kobiety i wrzucić ją do wody, albo rozbić o kafle, a pieniądze spalić, lecz powstrzymał się. Z lekko drżącą ręką wziął przypinkę i odrzucił ją na swoje ubrania. Zakręcił kurek od butli dusząc płomienie.
- Dziękuję - Wymamrotał.
Vill podszedł do nieprzytomnej Evanlyn i zaczął jej wylizywać pysk.
Rozległo się dobrze znane Victorowi wycie.
Zaczęło się jakby zbliżać, po czym ucichło.
Po chwili z damskiej szatni wybiegły Daisy i siostra Joy. Pielęgniarka dźwigała na ramieniu sporych wielkości czerwoną torbę z noszami na niewielkie Pokemony.
Była zaskoczona widokiem Victora będącego w całym tym zbiorowisku, ale powstrzymała się od zbędnych pytań i podbiegła do nich.
- Co się stało? - Zapytała się.
- Shellder zakleszczył się na łapie Evanlyn. Żyje, oddycha - Dodał, nie tyle, żeby powiedzieć to pielęgniarce, ile przekonać samego siebie.
Ta bez słowa rzuciła torbę na piasek i kucnęła, pochylając się nad nieprzytomną Eevee. Victor zabrał jej Villa z drogi. Przewróciła Evanlyn na grzbiet i przyłożyła ucho do jej pyska i palce do boku piersi, tak samo jak wcześniej Victor.
- Licz - Poleciła.
- Raz... - Zaczął trener, po czym zamilkł, odliczając sekundy w myślach. Dobrze wiedział, co ma robić - ...osiem, dziewięć, dziesięć.
- Za szybko oddycha - Stwierdziła. Spojrzała na kałużę, w której leżała Evanlyn - Straciła dużo krwi, podłączę jej tlen.
Rozpięła główną kieszeń torby i zaczęła w niej grzebać. W końcu znalazła maskę wyprofilowaną na pysk Pokemona oraz biały worek, który podpięła do maski.
Położyła to wszystko na wierzch pozostałych rzeczy, a następnie rozpięła kieszeń po lewej.
Wyjęła z niej gumową rurkę, której jeden koniec podpięła do ukrytej w torbie butli, a drugą do maski.
Nałożyła maskę na pysk Małej, naciągając gumkę i odkręciła kurek w butli.
Worek przy masce zaczął się powoli napełniać jej zawartością.
Czekali.
Po chwili Victor wyraźnie usłyszał jak oddech Evanlyn powoli zwalnia.
Odetchnął z ulgą.
Siostra Joy zakręciła butlę i odpięła wężyk. Zaczęła go pakować, pozostawiając Małą w masce, z powoli flaczejącym workiem.
- Zabieram ją do Centrum - Powiedziała - Muszę obejrzeć jej rany.
- Jadę z Tobą - Rzucił Victor, przemywając ręce i ubierając się. Wiedział, że Evanlyn będzie w dobrych rękach, ale mimo wszystko nie potrafił jej tak zostawić.
Joy spojrzała na niego i kiwnęła głową.
Ruszyli całą grupą na zewnątrz, odprowadzani przez Liderki.
Przed budynkiem sali stał ambulans.
Victor zamknął Pokemony w tylnym przedziale, a on sam usiadł z przodu w kabinie z Małą na tacy, którą położył na swoich kolanach.
Gdy tylko siostra Joy zatrzasnęła swoje drzwi, wypaliła:
- Co to miało być, do kurwy?!
Victor spojrzał na nią zaskoczony. Jego dłonie bezwiednie zakryły uszy Małej. Czuł się otumaniony.
- To znaczy? - Dopytał się.
- Miałeś iść do Vermilion, a nie uganiać się za Liderkami! - Krzyknęła uruchamiając silnik i szarpnięciem wbijając bieg - Wiesz, ile przepisów Ligii złamałeś walcząc Pokemonem, który do Ciebie nie należy?!
Chwilę zajęło zanim te słowa przebiły się przez gęstą watę wypychającą mu głowę.
- Nie chciałem, żeby walczyła - Powiedział powoli - Po prostu warknęła, a kiedy się do niej odwróciłem, już była w połowie drogi do walki. Nie mogłem jej zatrzymać.
Pielęgniarka westchnęła. Skręciła za róg i zaczęła zwalniać przed Centrum.
- Mogłabym Ci odebrać licencję trenera jednym słowem - Mruknęła po dłuższej chwili.
Zaczęła cofać, kierując się do zaułka.
- Zawiązałeś za grubo bandaż - Rzuciła po kolejnej, skupiając się na lusterkach.
- Innego pod ręką nie miałem - Odparł mężczyzna.
- Nasączałeś go w miksturze?
- Pomysł Jima. Tego chłopaka - Dodał.
Kiwnęła głową, po czym nadepnęła hamulec i wyłączyła silnik. Otworzyła drzwi.
Victor zrobił to samo i wysiadł z samochodu, trzymając nosze z Małą za rogi.
Poczuł, jak Eevee na tacy się porusza.
Spojrzał na nią.
Poruszyła ociężale głową z maską, chcąc się rozejrzeć.
Mając zajęte ręce i niewiele myśląc, Victor pochylił się i zanurzył nos w jej sierści na karku, próbując podrapać nim Małą.
Była sztywna i szorstka od zaschniętej krwi, która pokrywała całe jej ciało.
- Już, Mała... - Mruknął.
Drgnęła jeszcze raz i odwróciła głowę w jego stronę. Uśmiechnął się.
Siostra Joy otworzyła mu drzwi. Kiedy przez nie przeszedł, drzwi po drugiej stronie kantorka otworzyły się i stanęła w nich Chansey.
Przepuściła go, żeby wszedł na zaplecze i położył Małą na stole.
Pogładził ją za uszami i ściągnął maskę; Rezerwuar był już pusty, więc nie było sensu dłużej go trzymać na pysku.
Siostra Joy weszła za nim.
- Nie zapomniałeś o czymś? - Zapytała.
Kiedy spojrzał w jej stronę, nic nie rozumiejąc, chwyciła z lady pod ścianą pierwszego lepszego Poke Balla i rzuciła w jego stronę. Mężczyzna złapał go zaskoczony obiema rękami.
Wtedy zrozumał.
- A! - Powiedział tylko i wyszedł na zewnątrz, po drodze oddając kulę pielęgniarce.
Podszedł do tylnych drzwi ambulansu i otworzył je.
W środku czekali Vill, Sandhrew i Pidgie. Piaskowy Pokemon leżał skulony na boku, tak samo jak Eevee. Ptak stał na kardiografie i łypał na obu okiem.
Kiedy drzwi się otworzyły wszyscy spojrzeli na niego.
Vill pierwszy wstał. Victor wręcz usłyszał jak Pokemon bierze głęboki oddech, po czym wyskoczył z samochodu, biegnąc truchtem do Centrum, jakby dokładnie wiedząc, gdzie ma iść.
Następnie Pidgey zeskoczyła z urządzenia i podleciała do mężczyzny. Victor wystawił dłoń w jego stronę, wnętrzem do góry.
Pidgie jakby zaczęła lądować, lecz potem zawróciła i wylądowała na dachu.
Mężczyzna spojrzałna dłoń. Widniał na niej siwoczarny kleks.
- Mgh... - Mruknął, trzepiąc ręką - Dzięki...
Ptak gruchnął.
Victor spojrzał na Sandhrew. Miał zamiar go wziąć na ręce, ale zmienił zdanie po tym, jak Pidgie sprawiła mu... Prezent. Sięgnął zamiast tego na boki i zamknął drzwi ambulansu, starając się jak najmniej trzaskać.
Wrócił do Centrum i od razu skierował się w stronę umywalki. Siostra Joy tymczasem oglądała nogę Małej. Vill stał na stołku obok, opierając się przednimi łapami o stół.
- Mógłbym obsłużyć trenerów - Zasugerował - W zamian za cjwilowe zajęcie się Pidgie i Sandhrew.
- Oczywiście - Mruknęła - Wiesz, gdzie są męskie ubrania - Zamilkła - Jeszcze chwila i musiałabym jej amputować nogę - Dodała po chwili. Mówiła o Evanlyn - Zawiązałeś bandaż jakby to była staza a nie opatrunek. Całkowicie odciąłeś dopływ krwi.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, dobrze zrobiłeś. Lepiej stracić nogę od za mocno zawiązanego bandaża niż wykrwawić się na śmierć bo jakiś idiota się boi pobrudzić rąk krwią.
Victor zakręcił wodę. Nie wiedział, czy ma to uznać za komplement czy za zwykłe stwierdzenie faktu.
- Cóż... Dzięki - Powiedział w końcu, zakręcając kurek.
- Tak czy inaczej, nie przeżyłaby gdyby postanowiła odejść w dzicz. Tam każda część ciała jest ważna. Gotowe. Jutro będzie można zdjąć bandaż. Za trzy dni będzie zwinna jak dawniej.
- Wyjdź za mnie - Mruknął będąc pod wrażeniem jej wiedzy. Oczywiście żartował.
Roześmiała się.
- Za stary jesteś na mnie!
Victor podniósł brew i ruszył w stronę szafki.
- Stary? Mam dopiero dwadzieścia pięć lat.
- Aż dwadzieścia pięć. Wolę kogoś bardziej w moim wieku.
Nie dopytywał. Uznał, że to by było niegrzeczne. Oraz Joy mogłaby pomyśleć, że mówi naprawdę.
Przebrał się, a następnie ruszył w stronę drzwi prowadzących do głównej sali Centrum. Chansey ruszyła za nim.
W sali oczywiście byli trenerzy. Paru młodszych chłopców zaczęło chichotać i wytykać palcami jego różową koszulkę i biały fartuch, a jeden, czy dwóch starszych wykrzywiło lekko kąciki ust, starając się ukryć rozbawienie. W przeciwieństwie do nich, na nielicznych dziewczynkach nie zrobiło to większego wrażenia i po prostu podeszły do lady, niektóre trzymały w rękach nieprzytomne Pokemony, a niektóre po prostu Poke Balle.
Victor podjął się dobrze znanej mu przez ostatnie dni rutyny. Kolejna godzina wyglądała dla niego następująco:

1.Przywitaj się
2.Weź Poke Balle
3.Uruchom komorę regeneracyjną
4.Oddaj Poke Balle
5.Pożegnaj się
6.Wróć do 1.

Siostra Joy otworzyła drzwi i z sali operacyjnej wyszedł Vill. Przeszedł w stronę przerwy w ladzie i zniknął za nią. Po chwili Victor dostrzegł go przebiegającego przez drzwi obok trenerki wychodzącej z Centrum.
- Vill! - Zawołał Victor, lecz Eevee już nie było - Chansey, zajmij się dziećmi - Rzucił i pobiegł za Pokemonem.
Wybiegł na ulicę i ruszył w stronę, w którą pobiegł Vill.
Nigdzie go nie było.
Dobiegł do skrzyżowania.
Rozejrzał się. Przez ostatni tydzień szedł tędy do pracy w Centrum. Miał stąd jeszcze w miarę dobry widok na kanał.
Miał szczęście.
Akurat, kiedy spojrzał w stronę kanału dostrzegł brązową plamkę, którą przestały już zasłaniać schody prowadzące w dół.
Szkurwa, szybki jest, pomyślał Victor i pobiegł za Eevee, o mało nie zostając potrąconym przez samochód. Kierowca zatrąbił, kiedy zatrzymał się kilka milimetrów przed kolanami mężczyzny.
- Przepraszam! - Rzucił tylko za siebie i zaczął zbiegać po schodach.
Kiedy zbiegł na dół, Vill już znikał w oddali za zakrętem.
- Szkuźwa... - Wymamrotał już czując, jak zaczyna dostawać zadyszki.
Zaczął biec w stronę zakrętu, ale już wiedział, że Mały mu uciekł. Zatrzymał się w połowie drogi ciężko dysząc i chwytając się za bolący bok. Był pewien, że gdyby miał teraz coś powiedzieć, z jego ust wydobyłby się jedynie świszczący pisk.
Zaczął iść dalej w stronę zakrętu.

********

Byłem wyczerpany.
Mój język zwisał bezwiednie z pyska, owiewany przez wdychane i wydychane z cichym świstem powietrze.
Chciałem przystanąć, ale nie mogłem.
Musiałem biec dalej.
Zdala od ludzi.
Zdala od Człowieka.
Zdala od Evanlyn.
Tylko tak mogłem ją uchronić, chociaż wcześniej nie wiedziałem nawet, że potrzebuje ochrony.
Jednak po tym, co się stało przy kanciastym stawie, zrozumiałem.
Muszę ją ochronić przede mną.
Stałem się słabszy, słabszy niż dotychczas byłem. Evanlyn musiała mnie ratować, przy czym sama pobiegła dokończyć to, czego ja nie zrobiłem.
Omal nie zginęła.
Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale ma to silny związek z Evanlyn.
Jest jeszcze to, co podsuwał mi instynkt...
Zaczął bardziej przeszkadzać niż pomagać. Cały czas nakazuje mi zawrócić, wrócić do Evanlyn.
I z każdą chwilą jest coraz silniejszy.
"Wracaj, wróć do niej, ona Cię potrzebuje"
Nie. Będzie jej lepiej beze mnie.
"Będzie samotna. Do nikogo nie będzie mogła otworzyć pyska."
Ma Człowieka. Jeśli dobrze pokaże, zrozumie ją doskonale.
"Człowiek nic dla niej nie upoluje. Jest na to za słaby."
Tak, ale...
"Nie chcesz jeszcze raz poczuć zapachu jej ciepłej sierści? Jest taki kojący, przyjemny... Jak sam jej widok, krztałtne uszy, miękki kołnierz, puszysty ogon..."
Potrząsnąłem głową. Tylko nie to. Znowu się zaczyna. Nie chcę tego. Chcę, żeby się to już skończyło.
"Skończy się, kiedyś. Ale jeśli chcesz szybciej, to wróć do niej i się z nią... - Instynkt przerwał, jakby szukał słowa - Zejdź."
Już słyszałem to słowo. Evanlyn je powiedziała. Co ono oznacza?
"Wróć i się przekonaj."
Znowu potrząsnąłem głową.
- Cicho bądź! - Zaskowyczałem.
Stanąłem w miejscu. Nie starczało mi sił biec dalej. A to, co mi pozostało poświęciłem na walkę z instynktem, żeby nie zmusił mnie do powrotu.
Było mi również gorąco.
Upadłem na błoto, z ulgą czując, że jest przyjemnie chłodne. Jednak po chwili się rozgrzało i znowu było mi gorąco.
Instynkt wciąż nie chciał odpuścić.
Zacząłem drżeć.
Chciałem, żeby to już się skończyło.
Chciałem, żeby Człowiek mnie nie odnalazł.
Chciałem się schłodzić.
Chciałem nic nie czuć.
Chciałem umrzeć.

Pokémon Eevee AdventuresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz