Rozdział III

67 7 13
                                    

Victora obudził łoskot. Zerwał się z łóżka, półprzytomny, nie wiedząc, co się dzieje. Wyszedł na korytarz. Zobaczył coś białego przy drzwiach. Zapalił światło.
Cały przedpokój był zdewastowany, komoda stała przekrzywiona z odłamanymi nogami, popękana. Buty i kurtki walały się po pomieszczeniu. Nawet panele w podłodze były pęknięte. Pod drzwiami stała Eevee, która patrzyła się na niego tak dzikim wzrokiem, że aż serwisant cofnął się o krok.
- Spokojnie, mała - powiedział, unosząc ręce na wysokość klatki piersiowej - Jesteś jeszcze za słaba, żeby...
Rzuciła się na niego. Victor odbił się od ściany i upadł na podłogę z Eevee na piersi. Odruchowo zepchnął ją z siebie i szybko wstał. Eevee szykowała się do kolejnego skoku, ale Victor przygwoździł ją do ziemi swoim ciałem.
- Słuchaj - warknął - To jest mój dom i nie pozwolę, żeby jakaś mała kulka futra mi go zrujnowała!
Pokemon przez chwilę próbował się wyrwać, lecz potem skulił uszy i się uspokoił. Dopiero teraz mężczyzna zrozumiał, o co jej chodziło.
- Chciałaś mnie zdominować - powiedział - Pokazać, że to ty tu rządzisz... Cóż... Rozczarowałem się.
Wstał. Eevee się nie poruszyła. Martwiąc się, że coś jej połamał, zaczął ją badać, ostrożnie naciskając jej żebra i łapy. W miejscach ugryzień pisnęła cicho z bólu.
- Przepraszam - Szeptał cicho.
Wstał. Pochylił się, aby wziąć ją na ręce i zabrać do prowizoryznego legowiska, kiedy usłyszał stukanie do drzwi.
Spojrzał przez wizjer. Pod drzwiami stała funkcjonariuszka policji o turkusowych włosach. Otworzył drzwi.
- Oficer Jenny, miejska policja. Sąsiedzi skarżyli się na... - Dopiero teraz zauważyła ruinę za jego plecami i leżącego bez ruchu Eevee - Co do...? Co Pan zrobił temu biednemu Eevee?! Ręce!
Victor był tak zaskoczony tym, jak szybko się to wszystko potoczyło, że usłuchał. Dopiero, kiedy oficer nałożyła mu kajdanki na dłonie, zawołał:
- Chwila, wolnego! To jest dzika Eevee i potrzebuje pomocy!
- To czemu nie zabrał jej do doktor Joy?!
- Chciała ją uśpić na czas kuracji, więc zaprotestowałem i zapytałem się, czy może się kurować u mnie! I dostałem pozwolenie!
- A to? - Wskazała na przedpokój.
- Obudził mnie huk, kiedy tu przyszedłem, korytarz był już zdewastowany. Rzuciła się na mnie, więc ją zrzuciłem z siebie i przytrzymałem aż się uspokoiła. Właśnie skończyłem sprawdzać, czy niczego jej nie połamałem.
Policjantka patrzyła się na niego ze zmrużonymi oczami. Nie uwierzyła mu.
- Pozwoli Pan, że się rozejrzę - oznajmiła i ominęła go, wchodząc do mieszkania.
Podeszła do Eevee i zrobiła ruch, jakby chciała ją pogłaskać. Ta zawarczała i próbowała chwiejnie wstać.
- Hej! - Victor podbiegł do pokemona i próbował ją chwycić mimo kajdanek na nadgarstkach - Spokojnie, mała...
Eevee cofnęła się o krok, ale przestała warczeć i dała się podnieść.
Oficer Jenny nie skomentowała, tylko zajrzała do sypialni. Kołdra leżała odrzucona tak, jak Victor ją zostawił, gdy się obudził. Tak, to sypialnia wyglądała schludnie i dosyć ciasno; uroki mieszkanka w bloku.
Zajrzała do kuchni. Na podłodze była zschnięta krew, a na stole leżały zakrwawione bandaże i butelka z wodą. Świeżo otwarty worek z karmą stał na blacie. Pod lodówką, przy drzwiach leżała poduszka owinięta w pościel. Na kuchence na wyświetlaczu widniała godzina. 3:28.
O cholera, pomyślał Victor. Nie dziwił się sąsiadom, że zadzwonili na policję.
Położył Eevee na poduszce.
- Wczoraj wieczorem znalazłem ją zakrwawioną. Doktor Joy powiedziała, żebym zmienił opatrunek od razu po powrocie. Chciałem dopiero dzisiaj wszystko posprzątać, ale no...
- Nawet, jeśli mówi Pan prawdę, muszę Pana zamknąć na noc w areszcie za zakłócanie ciszy nocnej.
Victor westchnął.
- Nie da się tego zakończyć upomnieniem?
- Trzy osoby z trzech różnych mieszkań Pana zgłosiły, to zbyt poważne zgłoszenie, żeby poszło samo upomnienie. I mam nadzieję, że ma Pan pieniądze na remont?
- Coś tam powinienem mieć... - Spojrzał na panele w korytarzu.
- Nie chodzi mi o to. W mieszkaniu niżej posypała się farba z sufitu.
- O cholera... - Złapał się za głowę - A... - westchnął - Co będzie z Eevee?
- Zajmę się nim - Jenny wyciągnęła z nerki przy pasie małego pokeballa. Nacisnęła przycisk. Pokeball urósł.
- Nie! - Zawołał - Jeśli go Pani złapie, przestanie być dłużej dzika. Stanie się lojalna wobec trenera! Wezmę niezbędne rzeczy i zaopiekuję się nią w areszcie.
Pomyślała chwilę.
- Zgoda, ale nie ręczę za jej bezpieczeństwo.
Podniósł ręce.
- Rozkuje mnie pani? Muszę się ubrać.

********

Nie rozkuła. Włożyła medykamenty do kieszeni jego kurtki i powiesiła ją o skute ręce Victora. Następnie położyła na nich warczącą i próbującą się wyrwać Eevee. Uspokoiła się trochę i zwinęła się w drżący kłębek, ale każdy najdrobniejszy ruch w jej stronę kończył się warknięciem i czujną obserwacją z jej strony.
Schodząc klatką schodową zauważył, że wszystkie drzwi sąsiadów są uchylone, a zza szpar w futrynie wyglądały pary oczu. Przyglądały się, jak schodzi za panią oficer skuty, w zmiętej koszuli nocnej i cienkich spodniach, z zakrwawioną kurtką na rękach i leżącym na niej Eevee, całej w bandażach.
Pięknie, pomyślał. Jedyne, czego tu brakowało, to tylko plotek na jego temat.
Na zewnątrz mężczyzna przystanął na widok motocykla z przyczepą.
- Coś nie tak? - Funkcjonariuszka zauważyła jego wahanie.
- Nie wiem, czy ryk silnika jej nie wystraszy - Zaniepokoił się.
- Proszę wsiadać - Urwała krótko.
Victor wsiadł nieporadnie do przyczepy i jakoś zdołał sięgnąć dłońmi do głowy Eevee. Docisnął je do uszu, żeby mniej słyszała, lecz ta zaczęła się wyrywać. Puścił je.
Oficer Jenny wsiadła na motor i kopnęła pedał od zapłonu. Silnik ryknął, a pokemon zwinął się ciaśniej jeszcze bardziej kuląc uszy. Mężczyzna znowu docisnął dłonie do jej głowy, tym razem nie narzekała.

********

Cela w komisariacie była nawet czysta. Strażnik miał drobne trudności ze zdjęciem kajdanek ze względu na kurtkę i Eevee, lecz dał radę.
- Ma Pan szczęście, Panie Blackbird - oznajmiła oficer - Zazwyczaj tutaj nockę przesiadują pijacy i włóczędzy.
Mężczyzna podniósł prawą brew.
- To ja mam szczęście, czy wy?
- Powiedzmy, że oboje. Zapraszam.
Victor wszedł do środka. Położył ostrożnie kurtkę z Pokemonem na pryczy, po czym usiadł obok. Eevee cały czas drżała, lecz nie wiedział, czy z zimna, czy ze strachu. Ostrożnie podniósł ją i położył na kolanach. Zaprotestowała cicho.
- Lepiej skorzystajmy z okazji i zmieńmy bandaże - Stwierdził.
Powoli i ostrożnie zaczął odwijać opatrunki. Tym razem nie skleiły się tak, jak za pierwszym razem. Nie potrzebował wody. W miejscach ran pojawiła się cienka warstewka strupów.
Zastanawiał się, czy blizny będą mocno widoczne. Miał nadzieję, że nie. Chciał z rana pójść do Centrum, żeby doktor Joy ją zbadała, ale teraz to nie jest zbytnio możliwe.
Kiedy tak wiązał opatrunki, jego myśli skupiły się na ostatnich wydarzeniach. Z każdą chwilą zaczęła narastać jego wściekłość wobec Eevee. Od niej się to wszystko zaczęło. Gdyby nie poszedł za jękami Meowth, nie spotkałby jej. Jego mieszkanie nie byłoby zdewastowane, a on nie siedziałby w celi i nie obawiałby się, co powiedzą sąsiedzi. Dobrze wiedział, że sąsiedztwo to najgorszy potwór miejskich ulic. Jedna mała plotka potrafi sprawić, że każdy z nich poczuje się w obowiązku dla narodu zlinczować ofiarę, nieważne, jak byłaby niewinna.
Jego ręce, jakby oddzielone od emocji ich właściciela, spokojnie i powoli wiązały bandaże na nodze Eevee; Dwa lata praktyk przy składaniu komputerów nie pozwalały w momencie frustracji wyrywać kabli z zasilczy i teraz nie pozwalały szarpać rękami przy każdym ruchu.
Kiedy skończył, podniósł Eevee i położył ją obok siebie. Wstał i ruszył w stronę przeciwległej ściany. Usiadł na ławce, w narożniku. Podciągnął na nią nogi, znalazł wygodną pozycję i zamknął oczy.

Pokémon Eevee AdventuresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz