~24~

35 4 0
                                    

- Co z mają córką?! - rozbrzmiał głos Samanty gdy tylko przekroczyłem z Peterem próg szpitala Avengers. Naszym oczom ukazała się kobieta wtulająca w klatkę piersiową mojego brata. Matka dziewczyny płakała i starała się dopytać męża co się stało ale on sam do końca nie wiedział co się wydarzyło.  Podeszłem z Młodym szybkim krokiem do stojącej pary. Popatrzyłem bratu w oczy.

- Tony.. - powiedział cicho a oczy zaszły mu łzami - Zajmują się nią 

- Jest w najlepszych rękach - próbowałem go pocieszyć i pogładziłem Samantę po plecach. Kobieta szlochała gdy nagle oderwała się od męża 

- To twoja wina Stark! Twoja pieprzona wina ! - z jej oczu pałał gniew i nienawiść do mojej osoby - Gdybyś nie mieszał się w nasze życie nigdy by do tego nie doszło. Szanowny Stark zapragną nagle być wujkiem  jak widać to ci nie wyszło 

Milczałem słuchając oskarżeń kobiety która wypowiadała te słowa pod wpływam emocji.

- Gdybym jej nie pomógł zginęła by na waszej samotnej wyspie - powiedziałem spokojnie 

- A może powiesz mi dlaczego wyspa stała się samotna? - podeszłą krok bliżej mnie - Bo gdybyś ty i ta twoja banda pseudo super bohaterów w rajstopach wygrała nikt by nie znikł. To też zaprzepaściłeś Stark - uderzyła mnie w klatkę piersiową - Wszystko niszczysz Stark !

Mąż powstrzymał ją od kolejnego ciosu i przytulił. Popatrzył z przepraszającym wyrazem twarzy na mnie i odciągną żonę do poczekali. Potarłem nerwowo czoło bo to co powiedziała Sam było prawdą. Wszystko niszczę.

- Panie Stark? - rozległ się głos Młodego. Całkowicie o nim zapomniałem - Nie może się Pan winić. To moja wina - dodał cicho

Spojrzałem na chłopaka. Stał z rozczochranymi włosami i czerwonymi od płaczu oczami. Broda lekko mu drżała a pięści zaciskał kurczowy żeby się nie rozpłakać. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie i to złamało moje serce. Przytuliłem chłopaka szepcząc pocieszające słówka i głaszcząc po włosach. Czułem jak płaczę i drży. Ja też płakałem. Czułem jak słona ciecz wsiąka we włosy nastolatka lub w kołnierzyk koszuli.


***

Od ponad ośmiu godzin nie mieliśmy żadnej informacji o Molly. Kilku lekarzy w białych kitlach wbiegało i wybiegało z sali operacyjnej ale żaden nie udzielił żadnych odpowiedzi. Siedziałem na kanapie z głową nastolatka na kolanach. Chłopak zasną przed chwilą wyczerpany emocjami i wydarzeniami całego dni. Bawiłem się jednym z jego loczków myśląc o tym jak dużo przeszedł w tak młodym wieku. Nie zasłużył na to. Molly też nie zasłużyła. 

Mój telefon zaczął wibrować więc szybko odebrałem starając się jak najmniej ruszać by Peter mógł dalej spać. 

- Hej Pepper - powiedziałem do żony 

- Co z nią ? - usłyszałem jej zatroskany głos a w tle bajkę zapewne puszczona dzieciakom

- Na razie nic nie wiemy - powiedziałem odchylając głowę do tyłu - Nic nam nie mówią 

- Wyjdzie z tego - powiedziała kobieta ale nie usłyszałem w jej głosie nadziei

- Wiem - odpowiedziałem również mało przekonywująco - A jak ty się trzymasz ?

- Dobrze dzieci są grzeczne 

- Wiedzą?

- Nie nic im nie mówiłam - powiedziała - Nie chcę paniki - zaśmiała się nerwowo 

- Dobrze może tak trzeba 

- Może - powiedziała i po chcieli ciszy zapytała - A ty jak się masz kochanie?

- Bywało lepiej ale radzę sobie - powiedziałem zerkając na nastolatka który nerwowo się poruszył ale dalej spał.

- Pamiętaj jak coś to jestem zawsze pod telefonem. Kocham Cię Tony 

- Ja ciebie 3000 - powiedziałem. Pożegnaliśmy się i odłożyłem telefon. 

Nawet nie wiem kiedy ale odpłynąłem w niespokojny sen. Który trwał zaledwie kwadrans a tak mi się właściwie tylko wydawało. Obudził mnie powiew chłodnego powietrzna i brak ciężaru na nogach. Otworzyłem oczy i zauważyłem że w poczekalni jestem tylko ja i brat z żoną który wtuleni w siebie śpią na drugiej kanapie. Spojrzałem na zegarek na telefonie i dochodziła już godzina dwudziesta. Wstałem prostując zesztywniałe mięśnie i ruszyłem do łazienki.

Wychodząc z toalety o mało nie wpadłem na Parkera który z niezwykłą powagą niósł kubek czarnej kawy. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechną.

- To dla Pana - powiedział podając mi kubek. Odebrałem przedmiot i kiwnąłem w podziękowaniu głową zaciągając się cudownym zapachem napoju.  Ruszyliśmy ciszy do poczekali siadając na naszej kanapie. Mój telefon zaczął nagle dzwonić. Odebrałem zaskoczony bo to nie była Pepper.

- Stark mamy go - powiedział mężczyzna w słuchawce 

- Co? - zapytałem nie rozumiejąc o co chodzi 

- Znaleźliśmy Deadpoola - powiedział Nick. Milczałem nie przyswajając jeszcze tej informacji - Niestety ale nie żyje 

- Dlaczego !? - wstałem zły budząc przy tym śpiącą parę - Zabiliście go?

- Nie Stark on sam się zabił - powiedział bez nutki emocji 

- Przecież on nie może - powiedziałem bardziej do siebie samego niż do Furego 

- On umierał od dłuższego czasu a eksperyment sprzed wielu lat tylko dodał mu kilka lat życia

- To na pewno on?- musiałem się upewnić 

- Tak - powiedział szybko - Zrobiliśmy mnóstwo badań a w jego rzeczach znaleźliśmy złoty łańcuszek z zawieszką serca. 

Znałem ten łańcuszek. Na moje zamówienie zostało on wykonany na trzynaste urodziny Molly i narodziny Morgan. Opadłem na siedzenie. 

- To łańcuszek Molly

- Domyśleliśmy się - powiedział - On wam już nie zagraża

- Dzięki - powiedziałem pierwszy raz mu za coś dziękując   

- Co z nią ? - zapytał po chwili ciszy już mniej oficjalnym głosem 

- Nie wiemy - powiedziałem i po chwili się rozłączyliśmy. Potarłem skronie zamykając oczy. 

- Tony co się stało ? - rozległ się głos mojego brata 

- Nie żyje - powiedziałem - Deadpool nie żyje 

Rozległ się oddech ulgi i nagle drzwi sali szpitalnej się otworzyły a zza nich wyszedł lekarz. Zmęczonym krokiem ruszył w naszym kierunku ściągając błękitne rękawiczki. Popatrzył na nas i powiedział kilka słów których nikt nie chciał usłyszeć. 

- Przykro mi ....

Not Alone {MCU}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz