~11~

43 5 0
                                    

Szybkim krokiem przemierzałam hangar lotniska ciągnąc za sobą jeszcze trochę zaspaną czterolatkę. Dochodziła piąta trzydzieści a my pędziłyśmy do odrzutowca aby dostać się do bazy wojskowej w której leży Tony.  

Peter niezwykle mi pomógł wtedy w nocy gdy dostałam telefon od Pepper. To on właśnie zakończył rozmowę wysłuchując wcześniej instrukcji kobiety która poleciła byśmy niezwłocznie do niej przyleciały. To właśnie on przekazał Morgan wesołą nowinę że jej tatuś się obudził i zaraz do niego poleci, pomógł jej się ubrać i spakować na kilka dni.

 A co ja w tym czasie robiłam ? No więc tak.  Odcięło mnie całkowicie. Nie dochodziła do mnie żaden bodziec z zewnątrz. Byłam w zbyt wielkim szoku żeby cokolwiek zrobić. Gdy Morgan jak się później okazało czekała zwarta i gotowa na  Happiego ja byłam tulona przez Pajęczaka na kanapie. Gdy wreszcie wróciłam do świata żywych zapomniałam nawet mu podziękować a bez słowa jak robot przebrałam się i spakowałam wychodząc z domu. Nie zdziwiłabym się gdybym zamknęła tam chłopaka przez przypadek ale na szczęście tego nie zrobiłam

- Panienka Holl i Stark ? - zapytał mężczyzna wychodzący z latającej maszyny

- Tak - powiedziałam łapiąc mocniej Morgii za rękę 

- Zapraszam - powiedział wpuszczając nas do odrzutowca i wskazując miejsca - Proszę schować luźne przedmioty do szuflad pod fotelem a następnie usiąść i zapiąć pasy. Startujemy za kilka minut.

Schowałyśmy torby do wskazanej skrytki po czym zajęłyśmy miejsca. Morgan trzymała mnie za rękę patrząc przez okienko jak kilku mężczyzn obchodzi maszynę po czym jeden zapewne pilot wsiada do niej. 

- Startujemy - rozległ się głos w głośniku a maszyna zawibrowała i płynnie wzbiła się w powietrzę. 

Patrzyłam na panoramę budzącego się miasta i na wschodzące słońce. Nie wiedziałam jak długo mamy lecieć i gdzie dokładnie. Mogli nas nawet teraz porywać a ja nie wiedziała bym o tym. Wyjęłam telefon widzące na wyświetlaczu wiadomości od Petera ale zignorowałam je i napisałam do Pepper

Do Pepper : Wystartowałyśmy 

Od Pepper : Jasne do zobaczenia. Bezpiecznego lotu :)

Odłożyłam telefon ale przypomniała mi się wiadomości od Pajączka a nie chcąc go dalej ignorować lub żeby nie myślał że go ignoruje, postanowiłam odpisać.

Od Parker : Hej mam nadzieję że jesteście już wysoko w powietrzu :)

Od Parker:  Nie chodzi mi że wybuchłyście tylko że lecicie 

Od Parker: Nieważne. Trzymam kciuki za Pana Starka.  

Od Parker: Jak coś to dzwoń, pisz, cokolwiek 

Do Parker : Dzięki za wszystko :)

Do Parker : Odezwę się później

 Od Parker: Okej 

Odłożyłam telefon i spojrzałam na kiwającą się głowę Morgan. Biedna obudzona tak nagle nie zdążyła się wyspać. Przytrzymałam jej delikatnie głowę opierając ją o swoje ciało. Po chwili dziewczynka oddychała równomiernym oddechem czyli spała. Patrzyłam na jej spokojną twarz i nie wiedzieć kiedy również usnęłam.

***

Z labiryntu sennych fantazji wyrwał mnie głos pilota ogłaszający że lądujemy. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu widząc że dochodziła siódma rano. Delikatnie obudziłam Morgan 

- Hej mała. Trzeba już wstawać - powiedziałam zabierając jej kosmyki ciemnych włosów z twarzy - Zobacz jaki piękny widok za oknem 

To zadziałało na nią jak chlust zimnej wody. Przykleiła się do szyby obserwując gęsty las pod nami skąpany w promieniach słonecznych. Czułam że lot się obniża i powoli wyhamowujemy. Ostatecznie maszyna dość delikatnie osiadła na lotnisku. Rozległ się dźwięk ogłaszający że możemy odpiąć pasy i tak też zrobiłyśmy. Z ekscytacji o mało nie zapomniałam naszych toreb spod siedzeń. 

Gdy tylko wysiadłam coś a raczej ktoś zamkną mnie w szczelnym uścisku. Poczułam zapach perfum Pepper i odwzajemniłam uścisk. Następnie kobieta przytuliła córkę biorąc ją na ręce.

- Na pewno jesteście głodne - powiedziała prowadząc nas do drzwi. 

- Mamo gdzie tato ? - zapytała Morgan 

- Jak zjesz śniadanie to do niego pójdziemy - powiedziała kobieta - Chodźcie 

Weszłyśmy do dużego i szerokiego korytarzu w kolorach szarych. Mijaliśmy kilka zamkniętych pomieszczeń oraz kilku mundurowych. Pepper zaprowadziła nas od pokoju który zapewne był jej pokojem gdzie na stole leżało kilka kanapek i sok pomarańczowy. Wmusiłam w siebie dwie kanapki słuchając jak Morgan opowiada mamie o tym co się wydarzyło przez ten tydzień co jej nie było.

- Możemy już iść ? - zapytałam niepewnie gdy jedzenie się już skończyło 

- Tak - powiedziała rudowłosa biorąc ponownie dziecko na ręce

- Jak on się ma ? - zapytałam obserwując dokładnie jej twarz 

- Było źle nie będę ukrywać ale ten czarodziej Strange go leczy i jeszcze jakaś kobieta z Asgardu

Milczałam idąc za kobietą. Weszłyśmy do sali szpitalnej gdzie spodziewałam się zobaczyć wychudłego i bladego Tonego z milionem rurek i kabelków w ciele. On za to siedział jedynie z ręka na temblaku popijając zapewne kawę. Spojrzał na nas i uśmiechną się. Morgan od razu wskoczyła i wtuliła się w jego tors

- Cześć - powiedziałam patrząc z niemałym zaskoczeniem na mężczyznę 

- Hej. Co tak patrzysz ? - zapytał z uśmiechem 

- Bo myślałam że gorzej wyglądasz - powiedziałam 

- Źle to on wyglądał jeszcze wczoraj - powiedziała pod nosem Pepper - Teraz jakoś można go znieść

- Słyszałem - powiedział Tony a ja wrzeszczcie wtuliłam się w niego 

- Tęskniłam - wyszeptałam 

- Ja też kochanie - odpowiedział mi wujek składając pocałunek na czubku mojej głowy

Siedzieliśmy z Tonym aż do obiadu rozmawiając i śmiejąc się. W południe mężczyzna pojechał na rutynowe badania a my udałyśmy się na obiad do stołówki. Jak ja tęsknie za obiadami gotowanymi przez Pepper.

Po posiłku napisałam szybkiego SMS-a do Pajączka że Tony ma się świetnie i za jakieś dwa, trzy dni wrócimy do domu. Nie czekałam na odpowiedź zwrotną bo wrócił już Tony poszłam spędzać czas z najlepszym wujkiem na świecie.

Not Alone {MCU}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz