Rafe
Obudziło mnie słońce wpadające przez odsłonięte rolety. Jęknąłem głośno, przewróciłem się na prawy bok, a głowę wepchnąłem pod poduszkę. Przesunęłam językiem po suchych wargach. Pulsowanie w czaszce nie dawało mi spokoju. Miałem kaca mordercę, tak jak się spodziewałem. Zrobiłem sobie rundkę po klubach, chciałem trochę zabalować, odstresować się, wyhaczyć jakąś panienkę, która nie będzie zadawać pytań. Chyba mi się udało. Wypiłem morze alkoholu, a teraz miałem za to płacić przez cały dzień. Na szczęście nie musiałem dzisiaj stawiać się na siłowni, więc mogłem umierać w samotności.
Samotność jest zajebista. Tak samo jak brak zobowiązań, lasek trujących ci dupę, każących się zmienić. Życie singla wymiata, i trochę szkoda, że tak wiele ludzi nie umie tego pojąć, tak wiele ludzi się zakochuje i wykazuje ogólną głupotą. Dobrze, że chociaż ja mam olej w głowie. Mogę się skupić na mojej pasji, pracy, a także na dobrej zabawie. To jest zajebiste życie. A jak wygląda prawda? Nie potrzebuję nikogo więcej do życia, ponieważ nie czuję jakby mi czegoś, bądź kogoś brakowało.
Od zawsze byłem sam. Przecież wychowałem się w domu dziecka, w którym wcale nie traktowali mnie ulgowo. Pochodziłem z patologicznej rodziny. Nie pamiętam rodziców, ale podobno oboje pili i wyżywali się na mnie. No to trafiłem do bidula. Wszystko zaczęło się układać, gdy poznałem Reeda i Leo, zaczęliśmy razem trenować boks. To stanowiło piękną odskocznię. Potem życie się zjebało kiedy poznałem Lexy, która koniec końców rzuciła mnie przez telefon, bo miała dość moich wyjazdów i boksu. A ja ją naprawdę lubiłem. Miałem przez kilka dni depresję, ale mi przeszło. Na całe szczęście. Ewidentnie nie była aż tak ważna. A jednak coś we mnie wtedy pękło i zdecydowałem się na samotność. To jest prostsze. Nie będę musiał się przejmować, że kiedykolwiek zostanę zraniony. Do niej nie byłem jeszcze na tyle przywiązany by długo cierpieć. Nie kochałem jej. Teraz mogłem zaciągać przypadkowe panienki do łóżka, tak bez imion i innych bzdetów. Było mi dobrze, niczego nie potrzebowałem.
Byłem jeszcze w półśnie, kiedy poczułem dotyk czyichś palców na przedramieniu. Niepewnie uchyliłem powiekę chociaż od razu wiedziałem co zobaczę. Całkowicie naga, obca kobieta w moim łóżku. No tak, chyba ją wczoraj przeleciałem. Szacun dla mnie, bo, kurwa mać, byłem totalnie napruty.
- Cześć.- uśmiechnęła się.
Była ładna, ale nie w moim typie. Miałem awersje do blondynek, więc musiałem mieć już nieźle w czubie, skoro to właśnie ją zabrałem ze sobą. A teraz nawet mi się nie chciało na nią patrzeć.
- I do widzenia.- wymruczałem.- Co tu jeszcze robisz? Miałaś się zabrać od razu po seksie.
- Serio?- prychnęła.- I to wszystko co masz mi do powiedzenia?
- Nie spodziewałaś się, kotku?- westchnąłem przeciągle.- Zjeżdżaj, bo zamierzam wrócić do spania. Byle szybko i nie rób zbytniego hałasu.
- Ale z ciebie chuj.- warknęła i zaczęła się podnosić. Patrzyłem jak naga łaziła po mojej sypialni, zbierając swoje ubrania z podłogi.
- Tak mi mów.- przewróciłem się na plecy, zakryłem oczy przedramieniem.- Mogłaś się dłużej zastanowić czy chcesz się ze mną bzykać. Na co liczyłaś? Zresztą nie odpowiadaj. Chyba trafisz do drzwi, co?
- Pieprz się.
- Będę, ale już nie z tobą. Nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki.- uśmiechnąłem się kpiąco.- Żegnam.
Potem jedynie usłyszałem trzaskanie drzwi, a kiedy do nich szła klęła siarczyście. A co zrobiłem ja? Zasnąłem na powrót, żeby jakoś uciszyć to szumienie w głowie.
CZYTASZ
Fighter#3: Rafe
RomanceCo się może wydarzyć kiedy spotkają się dwa wybuchowe charaktery? Mówią: ogień zwalczaj ogniem, ale czy to zawsze wypala? Czy to nie doprowadza do większego pożaru? Rafe żyje jak mu się podoba. Po tym co się wydarzyło, po zakończonym związku wierzy...