Epilog

3K 149 61
                                    

Rafe

Szesnaście lat później

- Będziesz się wściekał? Nie mam ochoty o tym gadać, a już tym bardziej się tłumaczyć.

- O co poszło?- wymruczałem.- Póki jeszcze nie wyszedłem z siebie, to lepiej byś mówił bez owijania w bawełnę, Drew. Nie wyjdziesz z tego samochodu, dopóki czegoś sobie nie wyjaśnimy. Gadaj ze mną, bo jak matka się dowie, to ja cię przed nią nie uchronię.

- Boże, tato.- jęknął, ramiona zaplótł na klatce piersiowe i wbił wzrok w szybę.

Coraz bardziej mi się to nie podobało. Mój dziesięcioletni syn tworzył połączenie mnie i Sydney, a to nie było nic dobrego. Zadzwonili do mnie ze szkoły, że wdał się w bójkę z chłopakiem, z którym naprawdę bardzo, ale to bardzo, się nie lubi. A chociaż często jeździliśmy wyżyć się na worku treningowym, uczyłem młodego boksować od kilku lat, to nie zawsze to wystarczało.

- Jest dupkiem i tyle. Prowokował mnie od dłuższego czasu. Sam się prosił.

- Jasne.- przewróciłem oczami, po czym cierpko się uśmiechnąłem.- Po tatusiu. W końcu to jeden z McMillanów.

Drew przekręcił głowę by na mnie spojrzeć. Miał piękną śliwę pod okiem, a teraz szczerzył się jak głupi. Poczochrałem mu włosy.

- Nie wierzę, że dałeś sobie podbić oko.

- Więc mama i tak się dowie.- prychnął.- Ale... nie mam kłopotów?

- Chciałbyś, gnojku.- zaśmiałem się, jakby powiedział najzabawniejszą rzecz na świecie.- Będziesz przez miesiąc wyobcowany z życia. Wtedy odechce ci się bójek w szkole. A ja będę z radością patrzył na twoje cierpienie.

- Dzięki, tato.- przewrócił oczami.- Najlepszy z ciebie ojciec pod słońcem.

- Cóż, rodziny się nie wybiera. A jeśli jeszcze raz zrobisz coś podobnego, to wtedy naprawdę stanę się twoim koszmarem.

- W to akurat nie wątpię. Możemy jechać?

- Tak. Tylko jeszcze się zastanów co powiesz mamie. I życzę powodzenia.

**

- Wiedziałam! Jaki ojciec, taki syn, co?- założyła ramiona na piersi, patrzyła na nas wyzywająco, kiedy siedzieliśmy ramię w ramię na kanapie.- A mogłam być wolną kobietą, zamiast się teraz z wami użerać.

- Ja nic nie zrobiłem.- zastrzegłem.- Odebrałem dzieciaka ze szkoły i dostał szlaban. No a teraz ma ci się jakoś sam wytłumaczyć.

- Ale co tu jest do tłumaczenia?- Drew poderwał się z miejsca.- Wkurzył mnie, to dostał po gębie.

- Synu, zamilcz.- warknęła, a potem pokazała na drzwi do jego pokoju.- Zostaw mnie z tatą na chwilę.

- Halo, nie.- odezwałem się od razu.- Siadaj tu, Drew.

- Cholera, przecież cię nie zabiję, Rafe. Idź do siebie, Drew.

Dziesięciolatek przysunął się i wyszeptał mi prosto do ucha.

- To karma, tato. Teraz ty sobie radź.- a potem szybko zniknął.

Mały niewdzięcznik! Mogłem uważać, zanim jeszcze się odpaliliśmy i wyszedł z tego... właśnie taki Drew! Krew z mojej krwi. Naszej krwi. A to jeszcze gorzej. Podwójna zagłada. I to my mieliśmy teraz największe problemy. Charlie obecnie studiował, ale przy tym Reed i Lemon mieli jeszcze pewną pięciolatkę- Anabelle, która była niespotykanie rozbrykana. Natomiast Leo i Fleur zmagali się z szesnastolatką mającą fazę na czarne ciuchy oraz mocny makijaż- Faith, no i jeszcze był Billy- ośmiolatek, który najbardziej na świecie ubóstwiał swoje gry komputerowe.

Fighter#3: RafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz