24. Jak to właściwie jest

1.7K 96 27
                                    

Rafe

- Zapomnij, Butler. Nigdzie się nie wybieram.

- Ależ wybierasz.- przewróciłem oczami.- Nie rób problemów, mała. Przecież to nic takiego.

- Żyjesz w błędzie, dupku. Jeśli mówię „nie", to dokładnie to samo myślę. Bo niby co będę z tego miała? Powinieneś już wiedzieć, że żadna ze mnie dobra dusza i bezinteresowna osóbka.

- Jasne, ale tym razem chcę byś zmieniła podejście. Za to pozwolę ci zrobić mi dobrze ustami.

Chwilę wpatrywała się we mnie w milczeniu, z kamiennym wyrazem twarzy. Staliśmy dwa, trzy kroki od siebie, ona z dłońmi na biodrach, a ja na klatce piersiowej. Mrugała niemal w zwolnionym tempie, do tej pory zaciskała mocno wargi, aż w końcu głośno parsknęła śmiechem. Odchyliła głowę odrzucając rozpuszczone długie włosy na plecy, a potem śmiała się coraz głośniej.

Do tej pory nasza rozmowa trzymała się na dobrych torach. A mianowicie zaczęło się od tego, że kiedy wpadła do siłowni, nawet na mnie nie spojrzała, a od razu poszła do biura Jasona. Wyszła stamtąd piętnaście minut później, więc nie mogła mnie ignorować skoro na nią czekałem, a była tak zamyślona, że się ze mną zderzyła. Jęknęła cicho, potarła czoło wierzchem dłoni, a potem uniosła głowę by patrzeć mi prosto w oczy. Potem się dowiedziałem o tym co odpowiedziała Jasonowi odnośnie walk sparingowych. Chciała wziąć udział, ale wypytywała mnie, dlaczego zaproponowałem, że to ja ją przygotuję. Szczerze? Nie wiedziałem co powiedzieć. Dlatego jakoś ją zbyłem, a co dziwniejsze, nawet nie protestowała. Potem pojechaliśmy do mojego mieszkania. Przez całą drogę nie odezwała się nawet słowem, jawnie mnie ignorowała. Zachowywała się za dziwnie nawet jak na nią. A mnie nie obchodziło co się jej działo, miałem to w głębokim poważaniu. Nie chciała mówić, jej sprawa. Może najzwyczajniej w świecie miała okres, a ja nie znosiłem tego stanu u kobiet. Wtedy wolałem się trzymać jak najdalej od cipek, żeby czasem nie oberwać rykoszetem.

I właśnie tak znaleźliśmy się w obecnym położeniu. Powiedziałem o rozmowie z matką Leo, o tym, że ona nie przyjmowała odmowy. I nieważne jak zamierzałem tego dokonać, ale musiałem przekonać Sydney by tam ze mną pojechała. Inaczej prostszym i bezpieczniejszym rozwiązaniem było zostanie w mieszkaniu, nie pokazywanie się tej kobiecie na oczy. Normalnie na niewielu rzeczach mi zależało, ale teraz... właśnie był dzień, kiedy jednak zależało. I chociaż Ruda mnie irytowała, nadal miałem do niej jakiś zalążek nienawiści, to przynajmniej teraz mogła zrobić to, czego chciałem. Ten jeden, cholerny raz. Szczególnie, że byłem dla niej ostatnio bardzo życzliwy, już nieraz ratowałem jej ten kształtny tyłeczek, więc mogła mi się jakoś odwdzięczyć.

- Ty jednak jesteś głupi.- prychnęła, podeszła jeszcze bliżej, a palec wskazujący wbiła w moją klatkę piersiową.- Nawet głupszy niż myślałam. Do tego muszę cię rozczarować, bo przez to, czego się rano dowiedziałam, nie mam ani trochę ochoty na jakieś tam kolacyjki.

- A możesz mi wyjaśnić w czym leży problem?- rozłożyłem ramiona. Uniosłem dłoń i bezwiednie odgarnąłem kobiecie włosy. Później moje palce przesunęły się po jej szczęce.

Sydney momentalnie odskoczyła jak oparzona, po czym pacnęła mnie w dłoń. Zmrużyła groźnie oczy, a wargi na moment zacisnęła. Teraz wyglądała jakby nad czymś bardzo intensywnie rozmyślała, ale starała się o tym zapomnieć. Od razu.

- Możesz przestać ze mną flirtować, kutasie?

- Co niby robię?- zaśmiałem się.- Oh, kotku. Gdybym zaczął od flirtu, to już leżałabyś pode mną. A nie zamierzam uprawiać seksu, przynajmniej dopóki nie powiesz: Tak, Rafe, pójdę z tobą gdziekolwiek zechcesz.

Fighter#3: RafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz