10. Zamierzasz się tak gapić?

1.8K 94 18
                                    

Sydney

Może powinnam trzymać się z daleka, ale niestety nie umiałam. Kiedy już w coś weszłam za mocno, to jednak trzeba było wielkiej siły by mnie odciągnąć czy zbić z tropu. Teraz docierało do mnie jak bardzo złą osobą się zainteresowałam, i niestety nie umiałam wyjaśnić dlaczego ciągle miałam na celu wyprowadzenie z równowagi samego diabła. Chociaż ja też byłam diablicą w ludzkiej skórze, a Rafael, który swoją drogą nie miał żadnej równowagi, już niedługo będzie miał okazję się o tym w pełni przekonać.

To w sumie, o co ja tak właściwie walczyłam? Moim zdaniem i tak w finałowym pojedynku wygram, ponieważ- jak już wspomniałam- ten facet był pieprzonym gejzerem. Najmniejsza rzecz mu się nie spodoba, a już zaczyna wybuchać, tak to odebrałam. Ta siła rażenia mogła być mordercza nawet dla mnie, ale nie zamierzałam się poddać tak łatwo. Miałam trzy miesiące, wyjechał wczoraj. A ja zamierzałam zacząć układać jakoś swoje nowe życie, potem wymyślić coś, co pokaże Butlerowi, że źle mnie postrzegał. I tak właśnie zawędrowałam na siłownie w której trenował, póki jeszcze miałam stuprocentową pewność, że tutaj na niego nie wpadnę. Media dawały znać, gdzie obecnie przebywali Reed, Leo i właśnie Rafael, więc to jedyna sytuacja, w której mogłam być wdzięczna dziennikarzom. 

Niestety na ten moment nie umiałam określić co właściwie robiłam na tej siłowni, i jakim sposobem to miało mi pomóc utrzeć nosa największemu dupkowi na świecie. Do pewnych wniosków jeszcze musiałam dojść, ale no przecież od czegoś trzeba było zacząć, prawda? Zresztą strasznie mi się dzisiaj nudziło. Była środa, więc nie pracowałam w żadnej branży którą się trudziłam. Właściwie to do dwunastej przewalałam się z boku na bok, miałam bezsenną noc, potem się zebrałam, przebrałam w coś czystego, i postanowiłam przyjść właśnie tutaj. Przeszłam z buta do centrum Las Vegas, a to jednak stanowiło spory kawałek drogi.

O tej godzinie nie było tutaj zbyt wiele osób. Może to i dobrze. Szłam przed siebie, rozglądałam się z uwagą po ludziach. Oparłam się o ścianę, prawie zahaczyłam o coś stopą, ale utrzymałam równowagę. A gdy uniosłam głowę by jeszcze trochę zapoznać się z tym miejscem to głośno pisnęłam i przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej. Serce mi prawie wyskoczyło!

- Człowieku, nawet jak cię nie ma fizycznie, to chcesz mnie wprowadzić do grobu.- wymruczałam.

Przede mną, na ścianie, widniała wielka podobizna Butlera. Mieścili się tam również Dragon i Lion, ale to akurat Rafael musiał znaleźć się centralnie przede mną. Palpitacji można było dostać. Starałam się omijać tą przystojną buźkę wzrokiem. Tak, przystojną, lecz również irytującą.

Przystanęłam przy worku treningowym przywieszonym pod sufitem i lekko go poklepałam. Oparłam dłoń o sztuczną skórę, spojrzałam za siebie, potem na lewo, jednak nikt nie przywiązywał zbytniej uwagi do mojej osoby. Wykupiłam oczywiście jednorazową wejściówkę z tych pieniędzy co udało mi się uzbierać, ponieważ w przeciwnym razie nie mogłabym ot tak sobie tutaj wejść.

Chyba, że nazywałabym się Rafael Assassin Butler, bo jemu wszystko wolno.

Jak to świetnie, iż nawet moje myśli nie pozostawały wolne od sarkazmu. To nieodłączna część mojej egzystencji, którą miałam jakoś tak... od urodzenia.

Nie wiedziałam co teraz powinnam ze sobą zrobić. Krążyłam wokół tego worka, przyglądałam mu się z uniesionymi brwiami i... lekko uderzyłam. Właściwie dotknęłam kostkami. Zwinęłam dłonie w pięści. Na początek umieściłam kciuk w środku, ale po głębszym zastanowieniu wyjęłam go na zewnątrz. Cofnęłam się odrobinę, a następnie uderzyłam. Raz, drugi, trzeci. Kolejnej cofnięcie, sprawne kroki w przód oraz dwa uderzenia. Lewa i prawa, tak kilka razy. Potem robiłam to coraz mocniej, lecz nie na tyle mocno by sobie przez nieuwagę rozciąć skórę na dłoniach. Niestety nie miałam rękawic, co jednak sporo utrudniało, musiałam być nadzwyczaj ostrożna.

Fighter#3: RafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz