5. Złapała cię za jaja

1.9K 114 8
                                    

Rafe

Uderzałem coraz mocniej. Poczułem jak skóra na kostkach pękła, a potem nieprzyjemne pieczenie i zapach krwi. Jednak to mnie nie powstrzymywało. Oddawałem coraz mocniejsze ciosy, w mojej głowie kotłowały się miliony myśli, zaciskałem szczękę tak mocno, że mogłem pokruszyć któryś ząb.

Na okrągło odtwarzałem moją rozmowę w klubie z Rudzielcem, i w ogóle mi się nie podobał jej przebieg. W tamtym momencie pierwszy raz poczułem jakbym tracił kontrolę nad sytuacją. Nie dawałem tego po sobie poznać, ale i tak mogła zauważyć moją chwilową niepewność. I tak jak powiedziałem. Skoro już zaczęła ze mną potyczkę, to nie mogła ot tak mi się wywinąć. Bo ja nie przegrywałem, i nikt nie miał prawa sobie ze mną pogrywać, czy w jakiś sposób mi wchodzić na głowę. A już na pewno nie jakaś kryminalistka, której ratowałem tyłek oczekując wdzięczności, a dostawałem wiadro pomyj. Źle dla niej skoro w jakiś sposób przykuła moją uwagę. Nigdy nie szukałem godnego przeciwnika, ponieważ obstawałem przy tym, że takowy nie istniał. A potem ta pieprzona laska pojawiła się na mojej drodze, i myślała, że była na wygranej pozycji. Kurewsko się myliła. Spotkała niewłaściwą osobę, zadarła z kimś, z kim nigdy nie powinna mieć styczności. Dla swojego własnego dobra.

Cholerna Sydney, która nawet nie chciała zdradzić nazwiska. Kolejna przeszkoda, która myślała, że będzie mogła się ze mną równać. Przeliczysz się, skarbie, kiedy znowu staniesz na mojej drodze. Prędzej czy później. Bo ja nie odpuszczam kiedy widzę zagrożenie.

Kolejne ciosy, coraz więcej krwi brudzącej moje dłonie aż po nadgarstki, a także skapującej na podłogę między moimi stopami. Dziki ryk wydostający się z mojego gardła, rozszerzone nozdrza, zmrużone oczy, ta wściekłość ogarniająca moje ciało. Musiałem teraz rozładować całą frustrację jaka się we mnie skumulowała. Nawet jeśli zaczynało mi się kręcić w głowie, a przez rozciętą skórę nie przestawała wypływać czerwona ciecz.

- Kurwa, Rafe!

Poczułem pchnięcie. Byłem tak zaabsorbowany uderzeniami, że ten nagły cios mnie wytrącił z równowagi. Dosłownie. Upadłem na podłogę, oparłem się na dłoniach, które teraz były całe czerwone, a dodatkowo rozcierały ciecz pod palcami.

Przekręciłem głowę. Reed na mnie leżał, próbował przyprzeć do podłogi, co chyba miało poskutkować tym, bym się wreszcie opanował.

- Złaź ze mnie.- warknąłem. Po chwili się zebrałem i sam go zepchnąłem.- Czego chcesz?!

- Co ty wyprawiasz?

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi.

- Serio? Czyli zamierzałeś się kąpać we własnej krwi?- prychnął.- Widzisz co zrobiłeś? Co z tobą jest nie tak?

- Nic. Zresztą to nie twój biznes, i właśnie przeszkodziłeś mi w treningu.

- Świetny trening, nie ma co.- Reed zaśmiał się sarkastycznie.- Skończ odwalać, i idź to opatrzeć. Za chwilę wszystko ujebiesz krwią. Pogadamy, kiedy się ogarniesz.

- Nie mam nic do powiedzenia.

- Jasne, niech ci będzie. Ja swoje wiem, więc i tak pogadamy. Albo powiesz mi co ci się dzisiaj stało, albo będę zgadywał. Tak czy siak się dowiem. Spierdalaj, zatamuj to krwawienie. Nie jesteś w stanie by dalej boksować. Gdybyś założył rękawice...

- Przestań mi mówić co mam robić, dobra?- syknąłem.- Pójdę nie dlatego, że tak powiedziałeś, ale po prostu wkurwia mnie to pieczenie.

I to była prawda. Zresztą nie zamierzałem mu się tłumaczyć. Musiałem wejść pod prysznic, trochę się ogarnąć, i przez jakiś czas pobyć sam, znowu. Bez oceniających spojrzeń na karku.

Fighter#3: RafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz