Rafe
Może nie powinienem żałować, ale tak właśnie było. A ja przecież nie rezygnowałem z wyzwań, zakłady nie były mi straszne. A skoro Leo tak mnie podszedł, to nic dziwnego, że chciałem mu udowodnić, iż się mylił. Dlatego postanowiłem bez wykrętów pójść na tą kolacyjkę. To miało swoje plusy. Nie musiałem nic gotować, albo raczej zamawiać, ponieważ w kuchni miałem dwie lewe ręce. I mogłem znieść jakoś obecność tej natrętnej kobiety, która prędzej czy później puści Leo kantem, bo nie zamierzałem dać mu satysfakcji. Otóż to. To ja byłem na wygranej pozycji, nawet jeśli często miałem trudności z powstrzymaniem się od powiedzenia czegoś. Tym razem zamierzałem wytrzymać.
- Rafe.- usłyszałem jej głos, kiedy tylko przede mną stanęła.
W sumie nie wiedziałem czemu tak właściwie jej nie trawiłem. Może chodziło o to, że od początku wydawała mi się podejrzana, ponieważ moim zdaniem wykorzystywała Leo. A Lemon była zbyt przesłodzona, co też mnie wkurwiało. Może miałem problem do każdego, może byłem trochę uprzedzony, ale miałem swoje własne powody by zachowywać się jak zgorzkniała ciotka w podeszłym wieku podczas rodzinnego obiadku. Miałem. Swoje. Powody.
- Fleur.- powiedziałem takim samym tonem. Tylko jej imię, nic więcej. Dobrze, kurwa, idzie.
- Leo.- dodał mój kumpel stając między nami.- Przypominam, że już wszyscy się znamy, ale skoro powiedzieliśmy swoje imiona jeszcze raz, to możemy przejść do dalszej części. Umieram z głodu, wiecie? Wy na pewno też, także możemy jeść.
- Za dużo gadasz, brachu.- wymruczałem.
- Od dawna mu to mówię, a ten nadal swoje.- wtrąciła Fleur, przewróciła oczami. Odwróciła się na pięcie i po prostu ruszyła w kierunku jadalni. Dopiero po chwili na nas spojrzała, kiedy się zorientowała, że nadal staliśmy w tym samym miejscu.- Idziecie? Wszystko zaraz wystygnie. W ogóle godzinę temu się dowiedziałam o twojej obecności, Rafe, ale to nic. Fajnie, że wpadłeś.
- Naprawdę się cieszysz?- prychnąłem.
- Średnio, bo chyba mnie nie lubisz, co?
- Ja?- wbiłem kciuk w klatkę piersiową.- Nie mam pojęcia o co ci chodzi.
- Jasne.- wykrzywiła lekko usta.- Siadajcie do stołu, zaraz przyniosę jedzenie.
I teraz miała się zacząć cała farsa. Już niesamowicie cieszyłem się na ten wieczór, nie ma co.
**
Język za zębami, Rafe. Wcale nie chcesz powiedzieć nic niemiłego i sarkastycznego. Umiesz się od tego powstrzymać chociaż na chwilę. Także siedź cicho, nie reaguj.
- Słyszałam, że ostatnio ciekawie sobie poczynasz.- uśmiechnęła się lekko. Pewnie dla niej był to słodziutki uśmiech, ale ja to widziałem zupełnie inaczej. I nie zamierzałem mówić jak, ponieważ momentalnie wyszedłbym z siebie. A dzisiaj miałem być oazą spokoju, pieprzonym kwiatem lotosu.
- Obchodzi cię moje życie?- uniosłem brwi.- Schlebiasz mi, skarbie, ale jesteś laską mojego kumpla, a więc jesteś nietykalna. Do tego zrobił ci dzieciaka, więc to już tym bardziej nie jest opcja dla mnie.
Kurwa, to chyba było sarkastyczne. Dobra, nieważne. Leo tego nie słuchał.
Właśnie. Trochę mi się nie podobało, że Leo po prostu poszedł sobie na piętro, chuj wie po co, i zostawił mnie samego z Fleur w tej jadalni. A ja byłem bliski uwolnienia ciętego języczka, bo teraz nie byłem sobą. Uwielbiałem się przegadywać, kochałem posyłać niemiłe komentarze i często po prostu dla zabawy obrażałem ludzi. Tak było prościej. Obraź i zrań, zanim oni zrobią to tobie. Od jakiegoś czasu (każdy mądry domyśli się jakiego) zacząłem wyznawać tą zasadę i całkiem dobrze mi szło. Tak bardzo, bardzo dobrze. Miałem gdzieś, że mogłem doprowadzić ostrymi słowami kogoś do łez. Jeśli ja mogłem cierpieć na każdym kroku, to reszta świata też powinna.
CZYTASZ
Fighter#3: Rafe
RomanceCo się może wydarzyć kiedy spotkają się dwa wybuchowe charaktery? Mówią: ogień zwalczaj ogniem, ale czy to zawsze wypala? Czy to nie doprowadza do większego pożaru? Rafe żyje jak mu się podoba. Po tym co się wydarzyło, po zakończonym związku wierzy...