9. Możesz zaczynać

1.7K 94 13
                                    

Sydney

Od rana było mi niesamowicie słabo. Zjadłam lekkie śniadanie, które pozytywnie miało wpłynąć na moje samopoczucie, ale wcale się tak nie stało. To była jedynie czerstwa kromka z odrobiną serka topionego, więc w sumie czego ja się spodziewałam? Dziwne by było gdybym po tym przestała odczuwać głód i miała ochotę skakać pod sufit z radości. No to nadal słaniałam się na nogach, starałam zająć czymś pożytecznym. Jednak były pozytywne strony ostatnich dni. Minęły dwa tygodnie, sprzedałam cały towar od Moxa, dostałam za to trochę pieniędzy, no i co ważniejsze, załatwił mi także telefon z nową kartą, a ten stary... utopiłam w kiblu. On łączył mnie z moją przeszłością, a ja nie mogłam go włączać, dla własnego bezpieczeństwa. Pewne osoby na pewno mogłyby mnie namierzyć, co nie stanowiłoby dla nich żadnej trudności. A przez to wróciłabym do tego, od czego pragnęłam uciec za wszelką cenę. O niczym bardziej nie marzyłam, a kiedy wreszcie mi się udało, nie zamierzałam dać się złapać.

Codziennie ryzykowałam tym, że ktoś by mnie jednak rozpoznał. Nawet jeśli się maskowałam, to zawsze znalazłaby się jedna osoba, która doskonale umiałaby się na mnie poznać. Musiałam uważać na słowa, gesty, na to wszystko co mogło mnie wsypać. I może niezbyt chowałam się w cieniu, skoro kradłam w sklepach, no i raz za to zostałam złapana, ale na ten moment wiedziałam, że coś takiego się więcej nie powtórzy. Nigdy. I też musiałam ostrożnie dobierać towarzystwo. To ważne bym wiedziała z kim się zadawać.

Niestety nie zawsze umiałam oddzielić dobro od zła. I nie umiałam poradzić sobie także z tym, że do zła mnie ciągnęło. Dlatego już od któregoś momentu... nie wiedziałam czym było dobro. Nie wiedziałam czego tak naprawdę chciałam od życia, a moje najskrytsze pragnienia do pewnego momentu nawet dla mnie były w sferze niezrozumienia. Zawsze tam pozostały. A z tej sieci nie dało się wyplątać.

**

Słowem wstępu. To dzisiaj był ten dzień, kiedy jakaś gra się zaczęła. Kiedy chore pragnienie przejęło nade mną kontrolę, bo może chciałam zrobić coś bez zobowiązań, coś za co sama potem będę mogła ponieść odpowiedzialność. Ale czemu to musiał być on? Czemu te nasze podobieństwa jakoś wpłynęły na całą sytuację? Niestety nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań.

Bo kiedy go dzisiaj zobaczyłam to w głowie pojawiły mi się dwie myśli. Z jednej strony chciałam mu dogryźć, wyprowadzić bardziej z równowagi, natomiast z drugiej wiedziałam, że Rafael był typem faceta, przed którymi ostrzegał mnie ojciec. A że nienawidziłam ojca bardziej niż Rafego, całym swoim sercem, to w taki sposób mogłabym mu utrzeć nosa.

Gdyby tylko nas razem zobaczył. Ale pewnie do tego nie dojdzie, bo przecież uciekłam. I nie zamierzałam wracać, nieważne co by się wydarzyło.

Nawet bym tam podeszła, ale nie mogłam tego zrobić. Siedział z jakąś kobietą, ewidentnie byli sobą zajęci. Zresztą nie miałam ochoty na przepychanki słowne z największym dupkiem na całym świecie. Nie widzieliśmy się te dwa tygodnie, a z tego co się dowiedziałam (zupełnie przypadkowo, oczywiście) to za niecały tydzień wyjeżdżał. No i pewnie prędko nie zamierzał wrócić, a ja mogłam odsapnąć. Nie będzie mnie wkurwiał na każdym kroku pojawianiem się tam gdzie ja, niczym pieprzony cień.

Wciąż zajmowałam się zamówieniami, ale co jakiś czas zerkałam w jego kierunku. Nie zauważył mnie, może nie miał świadomości, że dzisiaj pracowałam. Dobrze. Generalnie miałam go gdzieś, ale on też zalazł mi za skórę, więc nie mogłam ot tak odpuścić.

Możesz zaczynać, Sydney. Tylko dobrze rozegraj sprawę by zawsze być na wygranej pozycji.

Rafe

Fighter#3: RafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz