Rozdział dwudziesty trzeci

3K 119 25
                                    


Okropna szata w kolorze wściekłego różu z wyhaftowanym na piersi wyjątkowo paskudnym, białym kotem, do tego peruka w odcieniu fioletu poskręcana w brzydkie loki. Cała ta osobliwa postać wyglądała jak żywa reklama kiczu i tandety...

Ginny prawie wpadła pod stół, zanosząc się śmiechem, a cała reszta szkoły albo śmiała się tak jak ona, albo była zszokowana tak jak na przykład Hermiona. Wszystkie spojrzenia były skupione na dziwnym przybyszu i chyba właśnie o to mu chodziło...

Blaise rozłożył ręce, jakby chciał przytulić wszystkich naraz.

– Kocham was, ludzie! – wrzasnął na całą Wielką Salę.

Herm pokręciła głową z niedowierzaniem. Ależ Ginny wymyśliła mu karę za wygranie zakładu... Blaise zaczął tanecznym krokiem podążać do przodu.

– Kocham was! – wykrzykiwał raz po raz. – Ciebie kocham, ciebie też kocham. – Wskazywał na uczennice Hufflepuffu. – Ciebie jakby trochę mniej, ale też możesz być, Macmillan – wyszczerzył się do Erniego, jednocześnie klepiąc go tak mocno w plecy, że Puchon zanurkował swoim nosem w talerzu. – Cmokaski, urocze brudaski! – krzyknął do chłopaków z Ravenclawu i posłał im soczystego całusa.

Cała Wielka Sala wyła ze śmiechu, podobnie jak niektórzy nauczyciele. Jedynie Snape wyglądał, jakby ktoś go przeklął klątwą kwaśnej miny, a McGonagall sprawiała wrażenie, jakby spodziewała się, że za chwilę piorun trzaśnie w stół. Dumbledore był wyraźnie rozbawiony i pomachał do Zabiniego, gdy ten uśmiechnięty od ucha do ucha zawołał, że również i dyrektora kocha.

– Moje oślizłe wężyki! Was też kocham, wy moje potworki! – Blaise zaczął przytulać prawie każdego Ślizgona.

Uczniowie jego domu byli wyraźnie zadowoleni z wystąpienia kolegi, bo ściskali go z entuzjazmem. Hermiona zachichotała, widząc, jak Draco zakrywa twarz dłonią i ledwo przez palce patrzy na popisy swojego przyjaciela. Snape – wyraźnie wściekły – wstał wreszcie od stołu nauczycielskiego i ruszył w kierunku Zabiniego najpewniej po to, by wywlec go z Wielkiej Sali i ostro ochrzanić. Jednak Diabeł był chyba na to gotowy.

– Profesorze! Właśnie pana pragnąłem najbardziej zobaczyć! Muszę z głębi mego serca wyznać, że to właśnie pana kocham naj, naj, najmocniej! – powiedział, teatralnie kładąc dłoń na piersi, by potwierdzić swoją szczerość.

Uczniowie nie ukrywali swojego rozbawienia tą sceną, tak samo zresztą jak nauczyciele. Gdyby wzrok mógł zabijać, Blaise skończyłby właśnie z dwoma sztyletami wbitymi w czoło, bowiem Snape aż pienił się ze złości. Chłopak jednak nic sobie z tego nie zrobił, tylko wciąż szczerzył się szeroko.

– Czyżby pan profesor umył dziś włosy? To akurat dziś przypadł ten dzień? Ależ cudownie trafiłem! Za to kocham pana podwójnie! – zawołał, gdy Snape, sycząc złowrogo, zbliżył się do niego.

– Zabini, ty idioto! Natychmiast przestań się wydurniać! I co ty w ogóle masz na sobie?! – warknął Severus, ledwo hamując się, by nie sięgnąć po różdżkę.

– To moja nowa szata. Prawda, że śliczna? Wiedziałem, że się panu spodoba i dlatego mam dla pana taką samą.

Diabeł jak gdyby nigdy nic otworzył swoją torbę i wyjął z niej taką samą, ohydną, różową szatę z kotem i wcisnął ją bezpardonowo zszokowanemu profesorowi. W Wielkiej Sali jakby eksplodowały fajerwerki. Wszyscy ryknęli śmiechem, patrząc na upokorzenie Mistrza Obrony.

– Koniecznie ją załóż, Severusie. Będzie ci bardzo do twarzy – zawołała Maura SilverSpell, ocierając łzy.

– Ja też tak sądzę. Proszę mi wybaczyć, ale mimo mojej bezgranicznej miłości uważam, że czarny panu nie pasuje. Powinien pan pomyśleć o zmianie image'u, a róż z pewnością sprawi, że będzie pan jeszcze bardziej seksi.

Dramione - Dwa Światy [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz