Rozdział trzydziesty trzeci

3.6K 107 48
                                    


Harry

Złoty błysk. Na dole, blisko murawy. To jest to. Zwycięstwo. Nie zawiodę swojej drużyny! Zrobiłem zwrot na mojej Błyskawicy i poleciałem tam, gdzie zauważyłem znicza. Wiedziałem, że ten tleniony pajac zaraz zrobi to samo. Dostał od ojczulka – śmierciożercy nową Błyskawicę Ventus, szybszą od mojej... ale szybkość to nie wszystko. Pokonam Malfoya, bo jestem lepszym zawodnikiem, kapitanem i szukającym...

– Tak! Szukający zauważyli znicza i ruszyli w pościg, który przesądzi o wygranej w tym najważniejszym meczu sezonu! – darł się Boot.

Oznaczało to jedno... Malfoy leci tuż za mną; ale to teraz nieważne. Zwycięstwo było jedynym, co mnie interesowało. Widziałem go – złotego znicza. Był jakieś trzydzieści metrów ode mnie. I słyszałem Malfoya, który siedział mi na ogonie. Wygrana była na wyciągnięcie ręki. Jeszcze chwilę, a na Pucharze Quidditcha znów pojawi się nazwa mojego domu.

– Hej, Potter! – Usłyszałem wrzask tego dupka, Zabiniego. – Lubisz motyle? Tak się złożyło, że widziałem ostatnio całkiem ładnego, w bardzo ciekawym miejscu...!!

Zrozumienie, co ten parszywy Ślizgon do mnie mówi, zajęło mi tylko sekundę. Zatrzymałem miotłę, czując, jak krew buzuje mi w żyłach. Jaka była statystyczna szansa na to, że mówił on o prawdziwym motylu, a nie o znamieniu mojej dziewczyny...? O tym umiejscowionym na jej udzie... a w zasadzie na pośladku.

Zabiję cię, ty pierdolony śmierciożerco!! – przysiągłem sobie.

On jej dotknął... Dotknął mojej Ginny. Widział jej znamię... Był z nią. Już jest martwy!

– Dwieście pięćdziesiąt do stu dziesiąciu! – ogłosił Terry Boot. – Brawa, proszę państwa! Szukający Ślizgonów, Draco Malfoy, złapał złotego znicza! Slytherin wygrywa mecz i tym samym zdobywa Puchar Quidditcha!

– Co?! Kurwa, jak to możliwe?! Wygrali... To oni dostaną Puchar... To nie miało prawa się stać! – Słyszałem zawód uczniów mojego domu. Słyszałem pretensje mojej drużyny. Czułem adrenalinę buzującą w moich żyłach tylko po to, by podsycić we mnie chęć mordu... I na tym się skupiłem. Brudny śmieć śmiał dotknąć mojej dziewczyny... Pożałuje!

Wylądowałem na murawie tylko po to, by wyrwać pałkę z rąk Jacka Slopera, żałosnego kretyna, który nawet nie umiał odbić tłuczka tak, by ten powstrzymał Malfoya przed złapaniem znicza. Wskoczyłem na miotłę i ruszyłem w tłum tych cieszących się pomiotów śmierciożerców. Powinniśmy ich wszystkich wybić zaraz po wojnie. Szalonooki miał rację. Raz śmierciożerca, zawsze śmierciożerca! Nic straconego...

Stał tam i zbierał laury, które mu się nie należały. Dziewczyny piszczały, faceci poklepywali go po plecach, a jedyne na co zasługiwał, to śmierć. Już wkrótce...

Wylądowałem tuż za jego plecami i uniosłem pałkę. Zaraz pan Zabini dostanie nagrodę za oglądanie motyli w niewłaściwych miejscach... Cel był blisko. Pałka i jego głowa.

– Uważaj!! – Ktoś krzyknął, ktoś inny mnie odepchnął, niwecząc tym samym mój plan. Ktoś wyrwał mi pałkę z ręki, a jeszcze ktoś inny kopnął mnie w żebra.

– Co to miało być, Potter? Miałeś zamiar uderzyć ścigającego Slytherinu? – pieklił się Snape, który znalazł się nade mną nie wiadomo jak i nie wiadomo skąd.

Podniosłem się i spojrzałem w jego ciemne oczy.

– Nie miałem zamiaru go uderzyć, panie profesorze – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Nietoperz wyglądał na bliskiego furii.

– Porozmawiamy o tym w zamku! Do mojego gabinetu! – rozkazał.

Dramione - Dwa Światy [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz