Anastasia trzymała ramię Bucky'ego, z którym kierowała się do ich mieszkania, gdy oboje już z daleka usłyszeli kłótnię w jednym z zaułków, nieopodal miejsca ich zamieszkania. Mężczyzna niemalże od razu zareagował, widząc, że mogło dojść do rękoczynów, między jednym z ich sąsiadów, którego całkiem dobrze znał.
- Ej! Ej! - zawołał, natychmiast podchodząc do mężczyzn i unikając ewentualnej bójki. - Yori, co się dzieje? Chodź, pójdziemy coś zjeść.
- Unique znowu wrzuca śmieci do mojego kontenera. - pożalił się starszy mężczyzna, bo naprawdę miał już dosyć codziennego zwracania mu o to uwagi.
- Na śmieci. - powiedział drugi, co w sumie nie było wcale potrzebne. Odzywał się, a Yori wkurzał się coraz bardziej, czego chcieli uniknąć.
- Ja mam już tego po dziurki...
Bucky złapał ręce starszego mężczyzny, gdy ten rzucił się na młodszego. Anastasia spojrzała na nich, nie odzywając się. Nie wtrącała się w takie sprawy, skoro nie dotyczyły jej. Chyba że nie było już wyjścia.
- To tylko śmieci. - stwierdził Unique, spoglądając na kobietę, jakby w nadziei, że ona go poprze, ale Anastasia jedynie zmierzyła go wzrokiem, udając bardziej starszemu mężczyźnie, niż jemu.
- Masz swój kosz, wrzucaj tam swoje śmieci, proszę.
- Ej! Odpuść. - polecił Bucky, na co Yori nieco się uspokoił. Nie chciał się kłócić, a obecność tamtej dwójki skutecznie go uspokajała w jakiś niewyjaśniony sposób.
- Hej, stary, jestem Unique. - przedstawił się mężczyzna, ściskając z Jamesem dłoń na przywitanie. - Tak jak Monique, tylko przez "U", bo taki ze mnie unikat.
Anastasia pokręciła głową, zauważając, że Yori zaczął odchodzić. Dotknęła dłonią pleców ukochanego, który wraz z nią podążył za mężczyzną, którego całkiem dobrze znali. I zostawili tamtego, nie zamierzając rozmawiać z nim dłużej.
- Yori, nie kłóć się z sąsiadami. - polecił Bucky, nie chcąc, by tamten miał problemy. Już i tak miał wielkie wyrzuty sumienia, a kiedy tylko widział mężczyznę, niechciane wspomnienia wracały. - Chodź, zjemy coś.
- Nie.
Barnes jeszcze przez chwilę próbował go namówić na pójście do knajpy, jednak ten stanowczo odmawiał. Kiedy jednak usłyszał, że Bucky stawia, od razu zmienił zdanie. Całą trójką ruszyli więc zaraz do knajpy, by coś zjeść.
~*~
- Zobacz. - powiedział Yori, wskazując obojgu swoim towarzyszom artykuł w gazecie, którą czytał. - Ani jednego nieboszczyka po dziewięćdziesiątce w tym tygodniu.
- Tak młodo odeszli. Co za czasy. - odezwał się Bucky, jakby od niechcenia. Spojrzał ukradkiem na swoją ukochaną, bo oboje byli już dawno po setce, ale o tym mężczyzna nie musiał wiedzieć.
- Nie zamówiliście tego, co zwykle? - spytała kelnerka, spoglądając na całą trójkę z uśmiechem. Bywali tam naprawdę częstymi gośćmi. - Macie ochotę na przygodę?
- Może ją zaproś na randkę. - zasugerował Yori, na do Ana zachłysnęła się własnym jedzeniem. Przecież widział ich już tyle razy razem, więc czemu ciągle mówił to do jej ukochanego?
Bucky pokręcił głową natychmiast, czując, jak Anastasia łapie go pod stołem za dłoń i ściska mocno. Doskonale ją wtedy rozumiał.
- Zapomniałeś chyba, że od lat jestem w stałym związku...
- Ze mną. - dokończyła za niego kobieta, uśmiechając się do mężczyzny ciepło. Denerwował ją czasami, że ciągle chciał, żeby Bucky z kimś wyszedł, choć tak naprawdę od kilkudziesięciu lat byli małżeństwem. - Ale dzięki za pamięć o mnie, Yori.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, a Ana i Bucky od razu dostrzegli, że mężczyzna nagle ucichł, wpatrując się w coś. Zmartwiło ich to, bo zazwyczaj był rozgadanym staruszkiem.
- Co się dzieje? - spytał zdziwiony James, bo pierwszy raz widział go w takim stanie.
- Mój syn... Uwielbiał mochi z czerwoną fasolą. - powiedział w swoim języku, czego żadne z nich niestety nie zrozumiało. W jego oczach pojawiły się jednak łzy, co dało im do myślenia. - Dostał pracę w firmie konsultingowej. I...
Anastasia widziała, jak szczęka jej ukochanego się zaciska i zrozumiała od razu. Złapała go ponownie za dłoń i ścisnęła pod blatem, dając mu tym samym znak, że przy nim była. Od jakiegoś czasu oboje próbowali uporać się z przeszłością Barnesa.
- Wyjechał za granicę i tam go zabili. - ciągnął dalej mężczyzna z wyraźnym bólem. - Policja twierdzi ,że to był tragiczny wypadek, ale... Nigdy się nie dowiem, co się naprawdę stało. - dodał, czując dziwny ścisk gdzieś w sercu. Tak bardzo bolał go fakt, że już nigdy nie zobaczy swojego syna. - Poczułem straszną pustkę. - powiedział cicho, łapiąc się za serce. - O tu.
Czarnowłosa złapała policzek Bucky'ego w swoją dłoń i nakierowała jego twarz w swoją stronę. Posłała mu pocieszający uśmiech, nawet jeśli sama gdzieś w środku czuła dziwny ucisk. Widziała smutne oczy bruneta, a to jeszcze bardziej łamało jej serce, bo wiedziała, że to on zabił syna mężczyzny.
~*~
- Będziesz mu musiał w końcu powiedzieć, Bucky. - odezwała się Anastasia, kiedy pomału wchodzili do swojego mieszkania. Kobieta weszła w głąb pomieszczenia, ale odwróciła się do Bucky'ego przodem.
- Wiem.
- Jeśli będziesz chciał, to pójdę do niego z tobą. Dobrze wiesz, że zawsze jestem po twojej stronie. - dodała, gotowa zrobić dla niego wszystko. Tyle lat o niego walczyła i tyle lat na niego czekała... To był idealny dowód bezgranicznej miłości.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego? Wyrządziłem tyle krzywdy, a ty wciąż ze mną jesteś. - powiedział zgodnie z prawdą, marszcząc brwi. Od lat zastanawiał się, czym zasłużył, że ona wciąż przy nim była, że o niego walczyła, że była, kiedy potrzebował odpowiedniej pomocy.
- Mówiłam ci już kiedyś, że bez względu na twoją przeszłość, zostanę z tobą, bo cię po prostu kocham. Wiem, co przeszedłeś. Wiem, ile ja przeszłam przez te wszystkie lata, ale to dzięki nim jestem tutaj, z tobą. - odparła zgodnie z prawdą, dźgając go w pierś. Nieustannie patrzyła na jego twarz. - Nie zadręczaj się tym, proszę. - dodała cicho, kładąc dłoń na jego policzku. Mężczyzna wziął jej dłoń w swoją i przyłożył ją do swoich ust, całując czule. - Przejdziemy przez to razem. Tak?
- Jesteś naprawdę złotą kobietą. - stwierdził, przyciągając ją do uścisku. Anastasia prędko wtuliła się w jego ciało, od którego biło ciepło. Uwielbiała się z nim przytulać, a jeszcze bardziej całować.
- Rodzice byliby dumni?
~*~
Był późny wieczór, gdy Anastasia wpatrywała się w Bucky'ego, jak w obrazek. Oboje dawno już leżeli w łóżku, odwróceni do siebie twarzami, próbując jakoś zasnąć.
- Co tak patrzysz? - spytał nagle mężczyzna, czując się nieco niekomfortowo, gdy tak na niego patrzyła. Jej wzrok przeszywał go na wskroś, wywołując dreszcze. Nie dziwił się, że ludzie bali się jej, szczególnie gdy miała broń w dłoni.
- Czytam ci w myślach. - odparła, mrużąc nieco oczy. Bucky czuł się, jakby naprawdę była w stanie to zrobić i trochę go to przerażało.
- Proszę, przestań. - powiedział, kładąc dłoń na jej twarzy, na co roześmiała się w głos. On również zaśmiał się cicho, po czym ułożył wygodnie, wciąż przodem do niej. - Czasami mam wrażenie, jakbyś rzeczywiście potrafiła to robić.
- No niestety takiej mocy nie dostałam, wybacz mi bardzo. - mruknęła, zastanawiając się, jak wtedy mogłoby wyglądać jej życie. Prędko uświadomiła sobie, że prędzej popadłaby w obłęd, niż cieszyła się takim darem. - Ale za to potrafię znikać, a to naprawdę ułatwia sprawę w wielu kwestiach i przypadkach.
Dla demonstracji rzeczywiście stała się niewidzialna, ale zaraz znów pojawiła się przed nim. Bucky nie odezwał się więcej, ale za to przyciągnął do swojego torsu i pocałował w głowę, uświadamiając ją tylko, że przy nim była zawsze bezpieczna.
CZYTASZ
Obiecasz?
FanfictionTrzecia część przygód Anastasii i jej przyjaciół!!! Anastasia Blake, Sam Wilson i Bucky Barnes łączą siły, aby zwalczyć anarchistyczną grupę o nazwie Flag-Smashers. Ale co jeśli siostra Sama ma problemy finansowe? Co jeśli Bucky musi zmierzyć się...