rozdział 24

68 7 0
                                    

- GRR robi naloty na potencjalne kryjówki Karli. Na razie znaleźli tylko jej zwolenników. Przeszukali ten obóz i tak jak w poprzednim, nic. - powiedział Sam kilka dni później, kiedy znów spotkali się całą trójką w jakimś budynku. - Uciekła, nigdy jej nie znajdziemy. 

- O, hej. Naprawili ci rękę. - odezwał się Torres, podchodząc do nich bliżej. Wskazał na swoje ramię, słowa kierując oczywiście do Bucky'ego.

Barnes jednak złapał Anastasię za dłoń i pociągnął w stronę wyjścia, kompletnie nic nie mówiąc.

- A wy dokąd? Zająć się Zemo? - zagadnął Sam, zanim małżeństwo zdążyło wyjść. Bucky odwrócił się do mężczyzny, spojrzał na niego, ale znów się nie odezwał, a jedynie wyszedł z budynku.

- To na razie. Fajnie, że żyjesz! - powiedział Torres, w nadziei, że mężczyzna się odezwie, co się jednak nie stało.

- Jestem do twojej dyspozycji, Sam, ale na razie lepiej by było... Gdybyś może jednak nas nie wciągał w to wszystko. Odezwij się kiedyś. Cześć.

Anastasia zaraz ruszyła za swoim ukochanym, zostawiając ich samych. Miała już dość i jedyne o czym marzyła, to odpoczynek. Najlepiej jakiś długi, z dala od jakichkolwiek ludzi, na odludziu.

~*~

Sokovia

Dzięki znajomościom, które posiadała Ana, ona i Bucky dość szybko znaleźli się w Sokovii, gdzie przebywał wtedy Zemo. Nie trudno było go znaleźć, bo mężczyzna znajdował się przy pomniku, o którym wspominał im zaledwie kilkanaście dni wcześniej.

- Myślałem, że zjawicie się szybciej. - odezwał się Zemo, nawet nie patrząc w ich stronę. Wiedział jednak, że tak byli. - Spokojnie. Postanowiłem, że was nie zabiję.

- Cóż za ulga. - powiedział Bucky bez emocji.

- Mamy ci za to podziękować? - spytała Anastasia, krzyżując ręce na piersi. Nie czuła do niego już tych samych emocji, co kiedyś, choć głównie przez niego tak bardzo się wycierpiała w życiu.

Zemo spojrzał w ich kierunku, dopiero wtedy zauważając, że trzymali w dłoniach broń. Wystarczył jeden jego ruch, a oni bez oporów mogli pociągnąć za spust.

- Dziewczyna przekroczyła granicę, nie da się jej ocalić. - powiedział spokojnie Zemo, podchodząc do nich nieco bliżej. Nie miał podstaw, by im wtedy ufać, ale musiał to zrobić, chociażby po to, by sprawdzić, jak zareagują. - Ostrzegałem Sama, ale nie posłuchał. Jest równie uparty, jak kiedyś Steve Rogers. Ale ty, Bucky... - zaczął, skupiając swoją uwagę tylko na mężczyźnie przed sobą. Ten wyprostował się nagle. - Dosłownie zaprogramowali cię na zabójcę. James, zrób to, co należy. Karli ma ludzi wszędzie. Jest tylko jeden sposób, żeby zastopować tę jej krucjatę.

- Dzięki za twoje rady, ale zrobimy to po naszemu. - oznajmił Bucky, nie ukazując przy tym żadnych emocji. Był przy tym tak zimny, że aż dało się poczuć ten chłód od niego bijący.

Zemo uśmiechnął się krótko, kiwając głową na znak, że rozumiał.

- Tak. - mruknął sam do siebie, uświadamiając sobie, że oni więcej go już nie posłuchają i zrobią, co im się żywnie podoba. - Obawiałem się, że to powiesz.

Bucky przeładował magazynek, dając tym znak Zemo, że nadszedł jego koniec. Mężczyzna czuł, że niewiele mu zostało, szczególnie że Barnes uniósł rękę, celując prosto w jego głowę. Odbezpieczył broń zaledwie centymetry od twarzy Zemo. Jego dłoń się trzęsła, co doskonale dało się wtedy zauważyć, a mimo to pociągnął za spust.

Zemo wzdrygnął się, gdy żadna kulka go nie trafiła. Nie wiedział, co się działo, ale prędko zrozumiał, że to była zwykła przykrywka. Bucky uśmiechnął się pod nosem, widząc jego reakcję.

Anastasia w tym samym czasie również wycelowała w jakimś kierunku i pociągnęła za spust. Tym razem usłyszeli jednak huk, jednak ona nawet się tym nie przejęła. Podeszła do nich nieco bliżej, chowając broń zza pasek od spodni.

- Ciesz się, że dostał pistolet bez naboi, bo pewnie leżałbyś już martwy.

Helmut nie zdążył zareagować, gdy tuż za nim pojawiły się trzy kobiety z Dora Milaje. Wszystkie stanęły wokół niego, patrząc na Anastasię i Bucky'ego.

- Drogie panie... - zaczął Zemo, z jednej strony ciesząc się, że mógł jeszcze pożyć, ale z drugiej trochę obawiając się tego, że miał z nimi gdzieś pójść. - Pozwoliłem sobie wykreślić się z twojego notesu. - dodał, kierując słowa prosto do Barnesa. - Nie żywię urazy za to, co chciałeś zrobić.

Bucky pokiwał delikatnie głową.

- Trzymaj się, James. - powiedział cicho Zemo, po czym przeniósł swój wzrok na Anę i uśmiechnął się delikatnie. - I ty również, Anastasia.

Bucky spuścił wzrok, kiedy cała czwórka zaczęła odchodzić. Anastasia złapała go za dłoń, po czym położyła głowę na jego ramieniu, zauważając, że dołączyła do nich Ayo, która, jak się okazało, nie poszła razem z resztą.

- Zawieziemy go na Raft, gdzie zostanie po kres swych dni. - oznajmiła, przenosząc na nich swój wzrok. - Radziłabym jakiś czas trzymać się z dala od Wakandy, Biały Wilku.

- Ma to sens. - stwierdził Barnes.

Wkrótce Ayo zaczęła odchodzić, ale nie poszła za daleko.

- Ayo. - odezwał się Bucky, zatrzymując ją na chwilę. - Miałbym do ciebie jeszcze jedną prośbę.

Anastasia spojrzała na jego twarz, dopiero wtedy rozumiejąc, co mógł mieć na myśli. Uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się, że tak właśnie zamierzał postąpić.

- Jestem z ciebie dumna, wiesz? - odezwała się Ana, kiedy statek z Dora Milaje i Zemo wreszcie odleciał. Zerknęła na niego z delikatnym uśmiechem.

- A twoi rodzice byliby dumni z ciebie. Tak samo, jak ja. - odpowiedział, po czym wziął ją w ramiona i przytulił do swojej piersi. Anastasia poczuła się, jakby nic więcej im już wtedy nie zagrażało, jakby było już po wszystkim.

Jakby była wolnym człowiekiem bez żadnych bagaży z przeszłości.

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz