Monachium, Niemcy
Sam i Bucky siedzieli naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Anastasia, która siedziała wtedy na jakimś pudle, przyglądała się im, nie wiedząc, czy się odezwać, czy jednak dalej milczeć. Atmosfera w samolocie była nie do zniesienia, a ona nie wiedziała, jak temu zapobiec.
- Za minutę będziemy w strefie zrzutu. - powiadomił przyjaciel Sama, zjawiając się na pokładzie, gdzie siedziała cała trójka. Minął ich, ale oni nawet nie zwrócili na niego uwagi.
Sam wstał, by wziąć swoje okulary, w których zazwyczaj latał.
- No to jaki plan? - odezwał się wreszcie Bucky, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nie miał pojęcia, co robić, jak działać.
Ciemnoskóry odwrócił się w jego stronę, wkładając słuchawkę do ucha. Nie odpowiedział mu, utrzymując poważny wyraz twarzy. Trochę przerażało to Anastasię, która tak poważnego widziała go chyba po raz pierwszy.
- Super! Czyli nie ma planu. - powiedział Barnes, ponownie siadając na swoim wcześniejszym miejscu. Na szybko próbował coś wymyślić, cokolwiek.
- 30 sekund! - zawołał Torres, sprawdzając, gdzie dokładnie wtedy byli. Stał przy drzwiach, podczas gdy oni wciąż się szykowali. A bynajmniej tak to wyglądało.
- Miłego lotu, Buck. - powiedział głośno Sam, nie przejmując się, że nie odzywał się do niego przez całą drogę.
- Niee. Tak to do mnie nie mów. - nakazał Bucky, bo nie podobało mu się, że tak się do niego zwrócił. Dotychczas robił to Rogers i Ana, ale to akurat zadziwiająco rzadko.
- Co? Steve tak do ciebie mówił? - spytał prowokacyjnie Wilson, na co kobieta westchnęła ciężko.
Znów się zaczyna.
- Steve znał mnie dłużej. I Steve miał plan. - oznajmił Bucky, chcąc uświadomić go, że niezbyt się przyjaźnili.
- 15 sekund do skoku! - powiadomił ponownie Torres, ale znów go nie posłuchali.
- Stary, ja też mam plan. - oznajmił Sam, kierując się do wyjścia. Nie miał już ochoty z nim gadać, bo kończyło się to tylko niepotrzebną kłótnią.
- Powaga? - spytał Bucky, sam podnosząc się na równe nogi i podążając za nim, jak cień. Sama zaczynało to irytować. - No to słucham.
Sam mu nie odpowiedział, bo wyskoczył ze samolotu, jak gdyby nigdy nic. Torres uśmiechnął się pod nosem, spoglądając za nim jeszcze, wiedząc, że na pewno da sobie radę. Zawsze dawał.
- Pięknie. - mruknął pod nosem Bucky, na co Anastasia pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Mężczyzna odwrócił się do drugiego mężczyzny. - Gdzie spadochron?
- Jesteśmy na 70 metrach, za nisko na spadochron.
- Jaja se robisz, prawda? - odezwała się Ana, uświadamiając sobie, że mogli nie mieć większych szans na miękkie lądowanie. Musieli jednak spróbować, mimo że wiedziała, jak mogło się to skończyć.
- Dobra tam, nie potrzebuję. - stwierdził Bucky, po czym skierował się ku drzwiom. Stanął przy nich, spojrzał w dół, a później zerknął na swoją ukochaną.
- Tylko się nie zabij, Barnes. - mruknęła Anastasia, stając tuż obok niego. Wspomnienie sprzed lat wróciło do niej jak bumerang.
- Jesteście pewni? - spytał chłopak, bo dla niego wizja skakania z takiej wysokości... Nie widział tego po prostu.
- Tak.
Bucky chwycił za rękaw swojej skórzanej kurtki i zerwał go, ukazując tym samym swoje metalowe ramię. Zaraz wyskoczył, zostawiając Anastasię samą.
CZYTASZ
Obiecasz?
FanfictionTrzecia część przygód Anastasii i jej przyjaciół!!! Anastasia Blake, Sam Wilson i Bucky Barnes łączą siły, aby zwalczyć anarchistyczną grupę o nazwie Flag-Smashers. Ale co jeśli siostra Sama ma problemy finansowe? Co jeśli Bucky musi zmierzyć się...